Wpis z 19.05 – z odzysku

Jak ten czas szybciutko leci. Wydaje mi się jakbym pare dni temu pisał coś na blogu, a tu się okazuje, że minęło już tyle czasu, szalonych dni. Oczywiście może na początek krótki raport pogodowy w postaci wierszyka :

O wiośnie.

Saska kępa pachnie, bursztynowy świerzop tańczy na polach, wiatr włosy czesze grzebieniem natury, ale chwila, to przecież bzdury. Maj taki ponury ! Chmury ciagle płaczą, słońce obrażone, tylko zieleń swym urokiem niesie szczęścia część, wynosząc z pachnącym bzem w przestrzeń wyobraźni, o wiośnie.

Minęło tyle czasu od ostatniego wpisu, że nie wiem od czego zacząć. Może na początek o moich przygotowaniach w góry. Tak jak pisałem wcześniej, zacząłem okres przygotowawczy. Nieee i to nie jest żaden obóz 🤪🤪 tylko ja tak to nazywam. Chodzi o to, żeby zwiększyć intensywność treningu miesiąc przed wyjazdem. Co to ma na celu? A no to ma na celu, że po pierwszym dniu cięższej wyprawy nie ma zakwasów, a jak są to tak małe, że nie przeszkadzają. Nauczony już trochę, bo nie raz była sytuacja, że jechaliśmy albo bez jakiegoś tam treningu przed albo po prostu jak jechaliśmy pierwszy, drugi czy trzeci raz to byłem jeszcze trochę grubawy 😅 i po prostu ciężar mojego ciała powodował, że moje nogi nie dawały rady, znaczy dawały ale bolały. I tak od jakiś 3 lat – teraz jest trzeci rok, staram się jakoś rozruszać przed wyjazdem. Cokolwiek. Rower, spacer czy coś, co sprawia że te nogi pracują bardziej niż zawsze. Muszę przyznać, że rzeczywiście staram się cały czas coś robić. I tutaj cofnę się trochę wstecz. W tamtym tygodniu – trzy pierwsze dni była niezła pogoda i udało się nakręcić sporo kilometrów. Stwierdziliśmy z chłopakami, że trzeba się spotkać i omówić kilka spraw jeśli chodzi o wyjazd. Umówiliśmy się na przy tak jakby początku Warty przy WORDzie(zdaje się tam prawko) i stwierdziłem oczywiście, że środkiem mojego transportu będzie rower, bo w sumie blisko, a i tak miałem chęć dodatkowo pojeździć. Okazało się później, że WORD jest przy starołęce i przy moście Lecha. Ja wybrałem oczywiście błędną lokalizacje i musiałem przejechać z jednego końca Poznania na drugi. Na szczęście jest w Pzn wartostrada. Dodam, że nie jest płatna 🤪. Więc spotkaliśmy się w umówionym miejscu, zjadły nas prawie komary, jechaliśmy tam z 35 min, po czym po 30 sekundach zawrotka, bo tysiące nieustannie atakujących krwiopijców chciało wlecieć mi do nosa, ucha… bleee.

Wartko zawinęliśmy na wartostradę spowrotem i bardzo urzekł mnie jeden widok.

To chyba już znak, że wszystko wraca do normy. Gryla było czuć z 2 km. W tamtym tygodniu pokręciłem trochę km z moja ukochana, ale i bez niej zdażyło mi się wyjść. Lubię rower.

Przyszedł piątek, powrót do domku bo moja ukochana mamusia kończyła 50 lat 🥳🥳. Oczywiście zanim imprezka, świętowanie trzeba wrócić do domu. I nie byłoby nic w tym dziwnego poza tym, że musieliśmy odebrać sadzonki pomidorów, cukinii, selera i pora. Łącznie chyba 60 szt. pomodoro, 10 cukinii i po 60 reszty + kumpel którego zabieraliśmy. W dwóch słowach „hej Cyganie”. Załadowani po uszy w woni FAWORYTA (brzmi jak jakaś odmiana marichuaen – a to nazwa pomodora) pojechaliśmy sobie do domku.

Sobota – wiadomix – będzie sadzenie warzyw.

Miało zejść max 2 h. No niestety nie udało się i zamknęliśmy się w 4 h, ale trzeba przyznać, że robota odj*bana pierwszorzędnie. No cóż jak to mówi tatko, lepiej dłużej niż na odpier*ol.

O urodzinach mamy nie będę za wiele pisał, bo po co. Napisze tylko, że było zajebongo i niech mamusia żyje następne 50 albo i dłużej.🥳

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: