9.08

Już sierpień, czas leci jak przez palce. Zaraz święta xDD. Staram się wykorzystywać czas wolny od pracy na możliwie jak najwiecej przyjemności, bo tak to życie kręciłoby się tylko wokół pracy. Pamiętać trzeba, że pracujemy po to żeby żyć, a nie żyjemy po to żeby pracować. Z tą maksymą zawsze starałem się iść przez życie i dość starannie jej przestrzegać. Myśle, że póki co w miarę to bilansuje, chociaż coraz trudniej, głównie przez budowę.

Jednym z przykładów takiego wykorzystywania wolnego czasu był poprzedni weekend, który śmiało mogę zaliczyć do tych „lepszych” weekendów. Dlaczego? Ano dlatego, że był Woodstock, znaczy Polandrock. Zwał jak zwał. Może od początku. 3 lata temu, bodajże zupełnie przez przypadek daliśmy się namówić na udział w tejże imprezie. Znajomy jechał do swojej ekipy, która miała „obóz” rozbity gdzieś w lesie i dostaliśmy info, że możemy się tam do nich dokleić z namiotem. Jakoś zawsze byłem sceptycznie nastawiony do takich masowych imprez, zwłaszcza Woodstocku, bo krążyło mnóstwo legend, że syf, że ćpalnia, że patologia itp. Zawsze Woodstock był w Kostrzynie nad Odra i tam pojechaliśmy pierwszy raz. Przeżycie nie do opisania. Koncerty mega fajne, mimo że większości nie znałem to bawiłem się świetnie. Tłum ludzi, który przyjechał tam dużo wcześniej i porobił obozy pokitrane gdzieś w lesie. Mega klimat. Jak nie miałeś kogoś tam z obstawioną miejscówka, to jechać tam tak z bomby w dni trwania imprezy i szukać tam wtedy jakiegoś miejsca to już kiepsko, powiedziałbym wręcz, że nierealne. Las wypełniony najstarszymi grzybami świata, papierzakami. Nie znając topografii tego terenu ciężko tam byłoby znaleźć coś sensownego. My mieliśmy dobra miejscówkę wiec luz. Do głównej sceny mieliśmy z 200m, może 300. Muza tak jeb*ła do rana, że pusta głowa na twardej ziemi obijała się w rytm muzyki powodując niewątpliwie uciążliwy ból głowy. Nie zmienia to faktu, że zabawiłem się tam świetnie. Jedynym, największym mankamentem w kostrzynie były kible, a raczej ich straszny niedobór i ciężki syf w nich. Tam właśnie miałem najbardziej traumatyczne przeżycie związane z tojem. 6 rano. Muza już napier*ala. Przerwa była tam wtedy chyba od 2 rano dwie godziny i od 4 znów ogień na tłoki. Zmęczony dniem wczorajszym wstałem, a raczej obudził mnie świstak i co, jedyna opcja to iść do toja, bo przecie nie w krzaki, tam już klęska urodzaju jeśli chodzi o papierzaki xDD. Zachodzę więc do toitoii, które pamietam jak dziś, były ustawione niedaleko naszej bazy w kształt podkowy. Podchodzę bliżej. Wita mnie dość mocno specyficzny zapach 25 toi przyprawiający mnie już na dzień dobry o mdłości, a przecież nie po to tu przyszedłem. Zaglądam do tego kibla i co widzę? Coś tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Naj*bane na górkę myśle z 40 cm ponad klapę. Tak tylko jak to zobaczyłem, to odechciało mi się wszystkiego, łącznie z potrzebą. Czknęło mi się bigosem z komunii brata i odwrót na pięcie. I jakby tego było mało. Mógłbym iść do namiotu i zapomnieć o sprawie. Niestety mój mózg i filozoficzne podejście do życia nie pozwoliłoby mi tak tego zostawić. Niestety, nie poradziłem sobie z tą rozkminą i do dziś zastanawiam się JAK?? I to nie jedno „jak” chodziło mi po głowie. Jak ktoś to zrobił? Jak kogoś musiała cisnąć 2, że podjął tak radykalne kroki? Jak ktoś doszedł do wniosku, że OK, TUTAJ JUŻ NIE SRAM, WYSTARCZY. Przecież każdy, normalnie funkcjonujący człowiek wie, że klapa jest górnym limitem pojemności toja, bardzo bardzo górnym, już więcej się nie da, bo JAK. Nie potrafię tego ogarnąć swoim małym najwidoczniej mózgiem. Jeszcze jedno jak mnie zastanawia. Skoro ktoś wchodząc tam, widział że już jest najebane 20 cm ponad stan to jak musiał być naj*bany, że mu to nie przeszkadzało. Ostatnie już jak. Jak ktoś wchodził tam w spodenkach i pod spodem miał gacie, to jak ktoś ogarnął wejście tam do góry. Musiał się przecież rozebrać, ale gdzie i JAK. Przecież nie przed tojem, musiał to zrobić w środku. Poj*bane gówno, dosłownie. Musiałem to z siebie wyrzucić. Może ktoś kiedyś odpowie mi na to pytanie. I tyle z kiepskich spraw w kostrzynie. Ktoś kto pewnie jeździł nad Odrę 20 lat i miał swoją miejscówkę to średnio pasuje mu zmiana lokalizacji.

Ja natomiast będąc tam raz, nie mając swojej super miejscówki na bazę od 10 lat i ulubionego drzewka na którym scyzorykiem wyskrobałem N+D=WMDKŻ i lubię wieszać hamak, zdecydowanie wybieram aktualne miejsce festiwalu. Głównie chodzi o logistykę, miejsce i czas.

Dobra od początku teraz zacznę jak wyglądał tegoroczny wyjazd na impre. Jakiś czas temu zdzwoniłem się z moim serdecznym przyjacielem. On jak zawsze takich wypadów nie odmawia, więc jedziemy. Nasze Woodstockowe dziewczyny, szirli i ja. Wszystko było ładnie dogadane i oczywiście musiało trochę się popsuć. Chodzi naturalnie o pogodę. Mieliśmy jechać w piątek od rana już tam i siedzieć do niedzieli. Niestety jeden z naszej 4, bratanek Jacka Kreta, nie odpuszczał nawet na sekundę pogody i gdzieś tam z innej cywilizacji dostał znaka, że w piątek o 20 przyjdzie tam na festiwal mała anomalia pogodowa w postaci dość dużego wiatru, deszczu i burzy. Myślimy sobie, kurka wodna. Nieznany teren, niewiadomo gdzie będzie dla nas miejsce. Nikogo znajomego tam nie ma. Ostatecznie doszliśmy do porozumienia, że w piątek ciągniemy nad morze w miejsce gdzie ta burza na nasz przyjazd już przejdzie bardziej w stronę centralnej polski, a my sobie na północny zachód nad morze cyk, pod namiocik i w sobotę rano zawijka na festiwal. Tak tez zrobiliśmy i uważam, że była to doskonała decyzja. Jak jechaliśmy nad morze to na wysokości Gorzowa przecięliśmy mega chmurę z opadami, która szła w stronę polandroka. Dojechaliśmy nad morze, to i może pogoda nie rozpieszczała, ale bawiliśmy się rewelasją. Trochę my popili, zjedli grilka, posiedzieliśmy na plaży, później przy namiotach i w świetnych humorkach do spania 😇. Rano pobudka, pyszne śniadanko w miejscówce „kura czy jajko”. Fudtrak ze śniadaniem, prowadzony przez sympatyczną babeczkę. Polecam, byliśmy tam już nie raz na śniadanku, pychotka. Zjedliśmy, poszliśmy jeszcze na plaże, bo w sobotę już pogoda ekstra. Chwile posiedzieliśmy. W międzyczasie zaliczona kąpiel w morzu i chwilę później już w drodze do Czaplinka.

Jechaliśmy około 2h. Dojechaliśmy. Przed samym czaplinkiem chwila postoju w korku. Myśle, że po jakiś 15 minutach staliśmy już u jakiegoś rolnika na polu niestrzeżonym za 20 ziko xd. Kurzyło się niesamowicie. Jak na dzikim zachodzie. Dramatiko pod tym względem. Kurz zajrzał prawie we wszystkie otwory w moim ciele oprócz jednego xd. Ok wypakowaliśmy się i w drogę. Zdawaliśmy sobie sprawę, że do miejsca gdzie będziemy spać mamy jeszcze z pół h marszu. Zrobiliśmy to świadomie, żeby nie pchać się tam w oko saurona. Tak też było, marsz w tłumie, nie wiedząc do końca gdzie idziemy i co nas tam czeka. Po 20 minutach ujrzeliśmy główną scenę. Myślimy sobie, jest gucio, to tu. Następne kilka minut marszem w poszukiwaniu miejsca na namiot. Dolepiliśmy się na rogu do jakiś randomów i elo. Rozłożyliśmy swój nieduży obóz i gra. Jesteśmy. Rewelacja. Szybka organizacja i obchód niczym dr Mark Green po Country Generał Hospital w ostrym dyżurze xDD. Zeszliśmy całość praktycznie. Coś niesamowitego. Gdzieś tam na scenie krzyczeli, że prawdopodobnie przewinęło się tam około 800 tys ludzi. Masakra. Potężny obiekt. Scena jak na tumorołlandzie kurczę pióro. Zrobili to na starym lotnisku. Logistycznie – rozpie*dol. I tak jak pisałem wcześniej, znajdzie się grono fanatyków tego festiwalu, którzy powiedzą że nowa miejscówka zabiła stary Woodstock. Jeśli chodzi o mnie. Bardziej mi się podoba ta lokalizacja. Jednym słowem teraz ta impreza jest dla wszystkich. Wtedy nie była 😜. Strefa na namioty powydzielana elegancko. Każdy znalazł dla siebie miejscówkę, z tego co widziałem to jeszcze miejsca było na kilkaset jak nie kilka tysięcy namiotów. Duże lotnisko. Strefa gastro też mega spoko i mega było jej dużo. Na jedzonko typu fastfood czekałem może łącznie z 2-3 minuty. Nie wiem może trafiłem na jakieś okienko bez ludzi, ale ogólnie myśle że było tego tyle, że jakoś to się rozładowywało wszystko. Jeśli chodzi o kible, uważam że dużo, dużo lepszy standard niż w kostrzynie, w głównej mierze pewnie dlatego że po prostu było ich więcej. Faktem jest, że w niedziele rano napotkałem zajechane kible, ale poziom brudu w tych kiblach w porównaniu do Kostrzyna to tak jakbyś porównał ubrudzony fotel od wody w samochodzie do takiego który jest ubrudzony czekoladą w upalny dzień ze świeżo pokruszonego Grześka. No na tym drugim za chu*a nie usiądziesz. 🤷‍♂️ No i serwis kibli co chwile. Uważam, że dużo większa kultura imprezowania na tym lotnisku. Jak dla mnie bomba, pewnie dla rdzennych Woodstockowiczów ciężka lipa, bo nie ma gdzie się schować, nie ma dżungli, wszystko na odkrytej przestrzeni. No i tu i tu jest dużo plusów i minusów, ale to jak we wszystkim. Dla mnie przeprowadzka w to miejsce na plus. Trzeba jechać i zobaczyć. Za rok jedziemy na 100%. Jakby ktoś chciał, to dawać info. Czym większa ekipa tym większy fan.

Dodaje kilka foteczek z morza i z festiwalu. Oczywiście koszulki kupione 🤙

Wyglada jak jakieś złomowisko w stanach xDD 2 cm kurzu na Turkach. Myśle ze nie jedna myjnia odczuła wzrost klientów ✌️

No i tyle z tego weekendu. Planujemy już następny, bo długi i ma być pogodny. Może kaszubsy tym razem 👨‍💻👨‍💻

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: