25.08

Rozpędzam się. Coraz częściej wolę usiąść i poświecić wolny czas, żeby coś napisać niż porobić coś bezużytecznego. Dziwne, jednocześnie dość fascynujące.

Mam nadzieje, że taki stan utrzyma się jak najdłużej. Ostatnio jak przysiadłem do tej drugiej części bloga, to napisałem chyba z 6 stron a4 na strzała. Nie do końca tam przeredagowałem ten tekst jeszcze, ale spoko, kilka dobrych godzin pisania i trochę redagowania i będę w miarę na bieżąco. Zapisałem tam chyba z 60 stron, a dopiero opisuje marzec czy tam kwiecień. 🤣 Biorąc pod uwagę, że mam zamiar dokładnie opisać każdy szczegół budowy + koszty i oczywiście wszystko co się działo, jakieś anegdoty, pierdoły, przydatne porady, jak się ustrzec przed odb*ebaniem jakiejś kichy itp. itp. to estymuje na koniec 600 stron treści w jednym ciągu, podzielonym na rozdziały i otagowanym w miarę dobrze. Może dodam jakiś filmik. Myśle o tym czasem, ale nie chce się pokazywać w internatach. Pisze tego bloga już długo, a nadal wydaje mi się, że jestem dość anonimowy i chciałbym żeby tak zostało póki co. To będzie tekst tylko dla ludzi o mocnych nerwach i lubiących czytać. Myśle, że będzie mnóstwo ludzi, którzy wejdą, zobaczą i powiedzą : „pierd*le czytać tyle stron, obejrzę sobie jakiegoś vloga”. Wcale się nie dziwie, bo jakbym był po drugiej stronie, to nawet bym się nie zainteresował moim blogiem, bo nie lubię czytać, a jak potrzebuje jakiejś rady to szukam vloga🤣🤣. Kto by się spodziewał, że taki ja, będzie tyle pisał. W sumie jestem z siebie zadowolony. Pomysł z pisaniem czegoś pojawił się tylko dlatego, że nie lubie czytać i czytam bardzo mało książek, co w reakcji łańcuchowej powoduję zanik umiejętności poruszania się chociażby czarnym długopisem po jakimkolwiek płótnie nie robiąc błędów, w skrócie zapomniałem jak się pisze sporo słów. Ok, sporo rzeczy poprawia za mnie słownik w łordpresie, ale jak pisze dużo to to też się utrwala. Z dwojga złego, lepiej w tę stronę. Pani A.P., którą serdecznie pozdrawiam, uczyła mnie j. polskiego w liceum, jednocześnie będąc moją sąsiadką – byłaby dumna, że taki nieuk pisze tyle wyrazów.🌝🌝 Widząc teraz ilość osób, która odwiedza moją stronkę, totalnie bez żadnego promowania, bo nie mogę, to w sumie zajawka rośnie i chce się pisać jeszcze więcej, do tego jakieś pozytywne komentarze od znajomych. Jak wrzucałem pierwsze posty na fb, to zasięg posta był na poziomie 30 osób, z czego 19 to znajomi. 😅😝. Teraz wrzucam swoje wypociny, patrzę a tu post dotarł do prawie tysiąca osób i np. 200 aktywności tam na blogu, w sensie jakiś ruchów na stronce .com , a przecież ten blog w zasadzie nic sobą nie reprezentuje. Więc jakoś tak mi miło i w sumie jestem trochę zmieszany, dziwne uczucie. Musiałbym tam sporo rzeczy ulepszyć, ale jak to mówił naczelnik w kilerze „po pierwsze nie mam za co, a po drugie nie mam za co.” Sam nie umiem i nie mam za bardzo teraz czasu na to, żeby się tego uczyć metodą prób i błędów, jak przy zakładaniu bloga 😅. Znając życie bym coś spierd*lił i by było po blogu, a szkoda. Zapisałem już tu sporo myśli. Z drugiej strony szkoda mi hajsu, żeby wynająć jakiegoś szakala co by mi to zrobił. Każdy się ceni. W sumie kiedyś wysłałem zapytania do kilku typów o jakieś tam pierdoły. Byłem świadomy tego, że on tam wejdzie w stronkę, poklika pół godziny i będzie cacy. Najtaniej koleś wycenił mi usługę 700 ziko. Oczywiście bez faktury. Wiec robiłem sam. Nie jestem jakimś ekspertem w tejże dziedzinie i ogólnie troszkę upośledzony w stosunku do technologii, jeśli tak to można nazwać, z czego w sumie się cieszę. Nie mamy telewizji już chyba 7 rok. Polecam 😜. Z drugiej strony jak mam coś tu zrobić na blogu co pozwoli mi ulepszyć stronę, to zabieram się jak pies do jeża i strasznie mozolnie idzie taka praca. Zniechęca mnie więc sama myśl o tym.

Kurła, ale znów poleciałem. Miałem pisać zupełnie o czymś innym. Dziś czwartek już. Czas zapie*dala tak, że szkoda gadać. Więc jak już tu jesteś i to czytasz to sprzedam Ci tipa, weź to zostaw na chwile, zdążysz doczytać i idź na przytulaska do swojej drugiej połówki i powiedz coś miłego, zatrzymaj się na chwilkę (kołcz dejf😜). Dobra znów odbiegam od meritum. Chciałem puścić jakiś ułamek tego co się działo w weekend, bo byli u nas moi rodzice i działaliśmy na działce. Zacznę zatem od początku. 🤣🤣🤣 W piątek rodzice mieli przyjechać wieczorkiem więc już od rana było sporo latania. Dodatkowo skomplikowały się sprawy z transportem bloczka betonowego, bo miał być rano, był po południu. Już byłem lekko zestresowany, że nie dojedzie, bo babeczka coś tam kręciła. Wszystko jednak się w miarę pozazębiało. Musiałem jeszcze cement przywieźć, kupić plastyfikator i folię. Wszystko miało odbyć się wcześnie rano. Niestety. Musiałem wziąć urlopik na szybko, na jeden dzień. Nie dałbym rady być tam 4 razy w ciągu dnia i połączyć to z pracą. Postanowiłem, że nie pójdę do roboty i wszystko ogarnę na spokojnie. Tak też zrobiłem. O 16 chyba już byłem w domu po wszystkim, bo wiadomix, rodzice przyjeżdzają to trzeba ugościć jakimś jadłem. N. w pracy.

Padło na polskie sushi. Jadąc w czwartek przez jakieś wioski pod Środą Wielkopolską, z pola wyjeżdżał jakiś bamber, który wiózł na 2 przyczepach pełno kapusty, jedna spadła do rowu. Podbiło go na krawędzi jezdni jak wyjeżdżał z pola. Jechałem wolno, bo widziałem już z daleka, że ten tołdi na bank mi wyjedzie przed maskę, mimo że nic za mną nie jechało.. Karma bardzo szybko do niego wróciła, a mi wynagrodziła mini wku*wienie. Mówię jak się zatrzyma po kapustę co mu wypadła to go obtrąbie, że jest wazonem. Niedość, że wyjechał mega słabo to jeszcze zatrzymał się i blokuje drogę, a jak się nie zatrzyma, to ja się zatrzymam i wynagrodzę to sobie świeżo ściętą kapustką. Koluniu chyba nie widział jednak ani mnie ani tej kapusty co mu wypadła. Ja się zatrzymałem zawinąłem to warzywko i później przez 10 km jechałem za typem, bo albo nie wie co to lusterka, w co wątpię jednak albo bał się zjechać żeby nie wypadło więcej – obstawiam tę opcję. Niemniej jednak przekupił mnie tą kapustą i na luzie jechałem za nim 23 km na godzinę słuchając muzyczki 🤣. Kapustka prima sort. Ugotowała się w 10 minut. Chciałem dodać fotki ze zmagań kulinarnych, ale nie zrobiłem końcowego zdjęcia. Zorientowaliśmy się jak już było prawie zjedzone 🤣. Może następnym razem. Posiedzieliśmy chwile i zaraz w kimono. Umówiliśmy się, że ja z tatą na robotę jedziemy jak najszybciej, a N. z mamą dojadą później i zrobimy grilka. Nie mogłem spać, czekałem już na dzień następny z niecierpliwością. Obudziłem się chwilkę po 4 i w sumie już nie mogłem zasnąć. Wstałem więc i poszedłem robić bułeczki na śniadanko. Chwile po 5 wyjechaliśmy, bo tata też nie spał zbyt długo 🤣🤙. O 6 zaczęliśmy już robotę. Mega zajawka. Dość ciężka praca fizyczna, ale jaka przyjemna. Takie odmóżdżenie od pracy psychicznej. Zdrowo tak zapomnieć o tym co się dzieje w pracy. Dziś ludzie nie potrafią odpoczywać. Przepis na to jest bardzo prosty. Pracujesz umysłowo? Pozap*rdalaj trochę fizycznie albo idź na siłkę to zapomnisz o wszystkich problemach. Opisuje to na swoim przykładzie. Pomaga. Jak miałem wku*wa czasem, to się zbierałem na działkę i wyładowywałem emocje na wykręcaniu wkrętów i oczyszczaniu desek szalunkowych 😂😂. Do brzegu. Zanim rozłożyliśmy sprzęt, urobiliśmy zaprawę, przygotowaliśmy folie, rozciągnęliśmy sznurki itp. U taty musi być zrobione co do milimetra. Mega to szanuje, bo też nienawidzę fuszerki.

Masełko

Zaczęliśmy murować o 8. Po 11 przyjechała N. mamą. N. od razu zabrała się z nami do roboty. Mama zajęła się bardziej strefą gastronomiczną i obserwacyjną. Jestem dumny z mojej ukochanej. Kielnia w rękę i ogień razem z nami. Oczywiście nie murowała bloczków, bo są za ciężkie. Tatko działał w pojedynkę. Ja murowałem od środka ławy, a N. od zewnątrz i od góry ogarniała spoiny. Robota szła pięknie. Gdybym ja musiał to robić wszystko sam, to wyrobiłbym dużo mniej bloczka, a tak od razu spoinki zrobione elegancko. Wszystko ze szczegółami jak dokładnie to robiliśmy opisze na stronce temu poświęconej. Pracowaliśmy chyba do 18. Cały dzień na niebie były takie chmury, jakby miało zaraz dupnąć deszczem. Dupnęło o 18.30. Zdążyliśmy się zapakować do samochodu. I tak jak zaczęło lać o 19 w sobotę, tak skończyło padać wczoraj. Niestety. Kolejny raz w ciągu tygodnia ciepło, a w week lipa. Mieliśmy robić jeszcze w niedziele, ale przecież w deszczu nie będziemy murować, bo by się zaprawa rozpłynęła. I tyle z roboty weekendowej. Wymurowaliśmy łącznie z 3 palety.

Bardziej szczegółowy opis pewnie kiedyś pojawi się w #dommarzeń, stronę obok, ale to jeszcze chwilkę.

Czekamy do następnego weekendu. N. w sobotę wylatuję z mamą na wakacje. Zobligowałem się, że pojadę do Koła po N. mamę, żeby nie musiała z walizkami jechać ciapongiem tu do nas do Pzn. Taki jestem dobry przyszły zięciuniu. Przy okazji też zabiorę tatę i popracujemy sobie troszkę w weekend. I tyle w sumie. Idę na robotę, bo po robocie do roboty. Eloo

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: