Dokładnie tak, wjeżdża drugi post dziś. Nie miałem ostatnio kiedy za bardzo przysiąść żeby coś napisać. Dziś mam taki dzień, kiedy mogę sobie pozwolić na dwa w ciągu jednego dnia. Dlaczego? Ano dlatego, że tego pierwszego posta męczyłem jak mięsne pozostałości po świętach – z tydzień jak nie dwa. Dziś nadszedł dzień kiedy go opublikowałem. Miałem tam po drodze jakieś małe problemy z dodaniem zdjęć itp. Drugi post powstaje także z bardzo prostego powodu. W zasadzie dwóch. Pierwszy to taki, że w sumie mam o czym pisać, bo co chwila coś się dzieje. Drugi to taki, że musiałem dziś oddać auto służbowe na serwis i mam chwile czasu, bo mnie w serwisie wydymali. Gdybym wiedział, zorganizowałbym sobie dzień inaczej, a tak, lipa. Na serwisie dowiedziałem się, że będzie trwało to strasznie długo. Nie mieli dla mnie auta zastępczego więc radź Pan sobie sam. Myśle sobie, 3-4 h oczekiwania w tym serwisie na drewnianych krzesełkach- nie ma szans. Zawijam do chaty. Odpalam ubiera i nie wierze. 53 zł 😂😂. Za 53 złote jak jeździłem na uberze to o tej godzinie, o której potrzebowałem transport to gość powinien za te pieniądze mnie do chaty przez Mosine odwieźć. Chyba się polepszyły zarobki na uberze. Normalnie taki kurs zawsze płaciłem 20-25 ziko. Tyle mógłbym wydać. No niestety. Musiałem poradzić sobie w inny sposób i wybrałem się do galerii. Żeby było śmieszniej, nie nawidzę galerii handlowych i bez kitu wchodząc do takiego molocha, oślepia mnie od razu blask tych wszystkich białych świateł, duszno mi, gorąco. Jakaś masakra. Niestety w tym przypadku nie bardzo miałem wyjście. Do chaty daleko, uber drogi. Dramat. Wydzwoniłem psiapsi na kawkę wiec jakoś to zleci. W międzyczasie też coś tam naskrobie w moim podręcznym elektronicznym kajeciku i będzie gucio.
Myśle, że to dobry moment aby wspomnieć o weekendzie 11.11, a tak w zasadzie zacznę od dnia poprzedzającego 11. Nasz serdeczny koleżka M. obchodził nie będę pisał, które urodziny 🤣🤟. Zostaliśmy zaproszeni na małe posiedzenie i oczywiście nie odmówiliśmy. Plan był ciut inny i miałem się z jubilatem napić przysłowiowej gorzołki, a wyszło jak zawsze. Osobą reprezentacyjna w naszej 2 była kolejny raz N. Ja w swoim ulubionym, klasycznym stylu zasnąłem na sofie w połowie melanżu i obudziłem się jak już mieliśmy jechać do chaty. Trochę szydera, ale na szczęście mamy wyrozumiałych przyjaciół i większość rozumie moją przypadłość. 😂 po 22 już byłem gotowy do drzemki. Położyłem się mniej więcej o czasie kiedy szły spać dzieciaki 😂. Jestem jak mały bobas, chodzę spać z kurami, wstaje w sumie też dość wcześnie 🤭😝. Nic na to nie poradzę, a kubek kawy mam wrażenie pomaga mi w zaśnięciu, zamiast w przetrwaniu. Tak spędziliśmy pierwszy dzień jakże długiego weekendu. Przyszedł 11. To dzień w którym urodził się mój pierwszy chrześniak. Tego roku jednak jego imprezka urodzinowa była przełożona na 12.11, wiec w święto zostaliśmy w Pzn. Oczywiście będziemy świętować dzień rogala. Ustawiliśmy się na obiadek z ziomalami. Najpierw pochodziliśmy sobie po placu kolegiackim. Ludzi w pyte. Mimo, że to wszystko odbywało się na zewnątrz, to od razu zaczęło mi brakować tchu. Co za spęd. Kupiliśmy rogale, zrobiliśmy obchód po obszarze, na którym odbywały się te różne dziwne rzeczy. A to ktoś sprzedawał rogale, drugi jakieś drewniane wyroby za krocie, a trzeci grzańca za równie wygórowaną cenę i kolejka na 35 osób. Masakra. Nie dla mnie coś takiego. Chyba bez kitu jestem jakimś odludkiem. Oki, po spacerku przyszła pora na obiadek. Poszliśmy do restaurancji serwującej pizzę 😁🤭. Chcieliśmy iść na pierogi z gęsiną, ale nie było miejsc jak chciałem zrobić rezerwacje. Padło na #Frontiera na szewskiej, nigdy nie byłem, ale friendsy, z którymi się ustawiliśmy polecali na maksa ta miejscówkę. Ogólnie bardzo dobra picka. Mega się najedliśmy. Niestety nie mam żadnych zdjęć 😑. Później pochodziliśmy jeszcze trochę po okolicy i zawijka do domku trochę odpocząć po ciężkim tygodniu. Oczywiście po powrocie do domu zjadłem jeszcze dwa rogale i czułem się jakbym połknął balona albo nie wziął calgonu, bo bęben wyj*bało mi jak rakietę muska w kosmos. Nie mogłem jednakże odpuścić sobie takowej przyjemności. Dnia następnego ogień do koła na imprezkę urodzinową mojego już nie takiego małego chrześniaka. Pamietam jak niedawno się rodził i bałem się go wziąć na ręce, bo był takim małych wiotkim bobaskiem, a dziś już chłop 6 lat i uprawiam sobie z nim takie pogawędki, że z niejednym dorosłym człowiekiem nie porozmawiam na takim poziomie jak z nim. Kumaty za wujkiem 😝. Oczywiście jadąc na taką imprezkę spodziewałem się, że raczej nie posiedzę przy stole z reszta uczestników i nie pogadam o tym jakie to wszystko drogie i ogólnie o tej chu*ni, która się dzieję, tylko będziemy się bawić. Nie mówię, że mi to nie odpowiadało, bo lubię się z nim bawić i dość mam gadania o tym samym 😝. Zwłaszcza, że nie mamy okazji zbyt często się bawić 🥲. Kupiliśmy z ciocia małolatowi lego. Przed kupnem zestawu staliśmy w sklepie z pół godziny i zastanawialiśmy się, który kupić. Jest taki wybór wszystkiego, że mój mózg tego nie ogarnia. Jak ja byłem taki małolat to o takich klockach lego nawet nie marzyłem, bo nikt o czymś takim nie słyszał i tego po prostu nie było. Gdzieś tam tata przywiózł wiaderko podstawowych klocków i co najwyżej można było zbudować garaż albo stodołe i była podjarka xd.Dzisiaj Lego friends, city, technics i z każdej kategorii po 20 różnych opcji 😁. Kiedyś miało się kilka zabawek i 20 ziomali na podwórku. Dzisiaj ma się 200 zabawek i nie wychodzi się na podwórko w ogóle 😝. Trochę się czasy pozmieniały. Wszyscy gapią się w ekran. To smutne. My z N. jak idziemy do restauracji czy gdziekolwiek to ja często nie biorę ze sobą telefonu. Raz, że nie mogę na niego patrzeć po pracy i odebranych 68 telefonach, a dwa, wystarczy że w pracy często używam czy to telefonu czy iPada, a później siedząc w domu sie gapie jak nic nie robię. Czasem trzeba od tego odpocząć. Dlatego kocham góry i ogólnie wyjazdy. Odcinam się od technologii. W górach często nie ma zasięgu. Piękna sprawa. Już się nie mogę doczekać kolejnego wyjazdu w maju w góry. Dobra, bo odchodzę trochę od tematu, rozmarzyłem się o górach. Pojechałbym chętnie. Szkoda, że moja ukochana nie ma takiej zajawki na góry. Byłbym częściej 😅🤣. Wracając do urodzin młodego, było czadowo. Przyjechaliśmy wcześniej, specjalnie żeby się pobawić 😁. Prezent strzał w 10. Układaliśmy cały wieczór w trójkę z ciocią, a i tak jeszcze zostało. Chrzestna dowiozła drugi zestaw lego, więc zabawy na cały weekend. Tego samego dnia zawijaliśmy już na Poznań, bo w niedziele czekała nas mała misja. Jaka? Już spieszę tłumaczyć. Tego dnia jak jechaliśmy do młodego na urodziny, rano byliśmy na działce rozebrać szalunki z rdzeni, słupów czy jak to tam zwał, bo zalewaliśmy z tatą je betonem tydzień wcześniej. Ogarnęliśmy to raz dwa i wracaliśmy sobie lasem, jakoś tak zupełnie inaczej jak zwykle. Przyciąłem z samochodu 2 sowy(grzyby w sensie). Mówię kurka wodna nie wierze, o tej porze roku sowy. Oczywiście się zatrzymaliśmy i po nie poszedłem. Znalazłem chyba z 15 takich kapeluszy, że aż nie mogłem uwierzyć. Ja, grzybiarz z natury, to sobie możecie wyobrazić moje podekscytowanie. Niestety nie mieliśmy już czasu i musieliśmy jechać. Te sowy rosły w akacjach. Pozaciągałem sobie spodnie i bluzę 😂😂. Wpadłem w jakoś amok, nie patrzyłem na nic. Jak zobaczyłem w oddali 3 takie luje, że wyraźnie je widziałem bez okularów mając -2 wadę wzroku to nic by mi nie stanęło na przeszkodzie, żeby je zebrać. Zebrałem te co widziałem i zawijka do samochodu, bo czas gonił. I to właśnie była ta misja, którą musiałem wykonać w niedziele. Czułem po kościach, że jeszcze kilka sztuk tam zostało. N. miała robotę do zrobienia w niedziele, ale jakoś udało jej się wyruszyć na poszukiwania ze mną. Nacięliśmy opór. Taką mamy metę na sowy, że panie kochany. Naliczyłem łącznie z tamtymi dzień wcześniej chyba 74 sztuki. Część od razu zjedzona, część odłożona dla rodziców a reszta ususzona na puder. Polecam do sosów i zup. Mniam, pycha








W sumie to na tyle. Trzymta się ludziska. 🤜🏻🤛🏿