19.03

Dziewiętnasty, zero trzeci, dziewięćdziesiąty trzeci – jak ten czas szybko leci. Rym w stylu Strasburgera na dzień dobry. To pierwsze co przychodzi mi na myśl jak zaczynam pisać ten post.

Nie było mnie tu dość długo z kilku powodów. Pierwszy, myślę najbardziej istotny to zmiana pracy. Od początku marca pracuje w voltspot.pl . Pracuje tam chwilę i ciężko mi coś powiedzieć na temat samego sposobu pracy, bo tak naprawdę dopiero się uczę, douczam, chłonę wiedzę jak gąbka wodę. Jedno jednak mogę stwierdzić. Uwolnienie się z toxic korpo, to najlepsze co mogłem zrobić. Jak ja odżyłem to aż sam nie mogę w to uwierzyć. Mam wrażenie, że byłem tam uwięziony w jakimś dziwnym układzie, ciężko to określić. Nie chciałbym tutaj narzekać, bo pracowało mi się tam do jakiegoś czasu wybornie. Ostatnio się tak zjeba*o. Dali nieźle zarobić, dużo benefitów pozapłacowych i to powodowało, że wyjście stamtąd było bardzo, ale to bardzo trudne. Przypominam sobie słowa mojego koleżki serdecznego ze studiów, który był doświadczonym handlowcem i dużym biznesmenem, który zaczynał od magazyniera, a aktualnie jest bardzo zamożny, doświadczony, z kilkoma biznesami i do tego został sobą. Co prawda nie mamy już takiego kontaktu jak na studiach, bo poszedł w swoją stronę, ale bardzo dużo mnie nauczył i powiedział mi kiedyś, że jak się już chce się pchać w ten obrzydliwy handel, to muszę zapamiętać jedną rzecz – Po pierwsze primo – każdy, ale to każdy chce Cie wydymać (100% prawdy). po drugie – muszę gdziekolwiek się zaczepić w branży w której chcę pracować (na tym etapie akurat byłem, bo jak mi to mówił to dopiero zacząłem prace u lokalnego dystrybutora chemii, wcześniej pracowałem w firmie która wynajmowała magazyny dla Calsberga), później z tej małej firmy powiedział, żebym poszedł do dużej korporacji, żeby zobaczyć jak taka maszyna działa od środka, że to rozjaśni mi głowę, jak wygląda duży świat sprzedaży, jakie tam są mechanizmy, jakie standardy. co najważniejsze, powiedział mi również, żebym tylko się nie zasiedział w korporacji, bo zginę wtedy jak śliwka w kompocie. Wtedy tego nie rozumiałem, bo pracowałem za grosze u lokalnego przedsiębiorcy i tam zaczynałem karierę handlowca. Rozjebywałem teren już po roku, wtedy odbił mnie do Benckisera mój serdeczny kumpel. Dziś, siedząc już 10 lat w handlu, wiem o co mu chodziło z tą korporacją. Łatwo idzie się zachłysnąć tym pozornym szczęściem. Kilka zmian stanowisk, lepsze siano, dobra furka. Oczywiście nie jeden by powiedział, co za typ, miał spoko robotę, spoko sianko, a odszedł. Wszystko się zgadza, ale miałem też coraz bardziej zrytą banie tym korpo myśleniem. Jakoś zacząłem tam się dusić. Myślę, że trzeźwo zjeb*łem z ringu. Odszedłem z tarczą, jako jeden z najlepszych pracowników w Polsce. Miałem kisiel w gaciach jak 28.02 pojechałem oddać do wwa wszystkie graty. Oddałem, wyszedłem i co, jestem bezrobotny. Z jednej strony trochę przerażenie, bo bańka mydlana pękła, z drugiej duża, ale to bardzo duża ulga. Dziś mija już 2 tyg w nowej robocie i mega się jaram. nie chcę zapeszać, ale wróciła mi chęć do roboty i ta taka zajawka, której tu już nie miałem. Wypełniłem tam swoją misje i teraz muszę tutaj zapanować nad rynkiem :D. mega atmosfera w pracy. sami dobrzy ludzie. jeśli chcę coś załatwić to nie muszę wspinać się po strukturze i załatwiać coś miesiąc albo w ogóle, tylko od razu uderzam bezpośrednio do najwyższych szczebli w firmie i wiem wszystko. Tydzień byłem w biurze i szlifowałem teorie. Teraz ten poprzedni tydzień byłem z ekipami montażowymi uczyć się i pomagać. Jednym słowem jest gitarrra. Chce mi się pracować, a to jest najważniejsze. Chęci. I tym zakończę opisywać pierwszy powód, przez który mnie tu nie było.
Drugi, to rozterka dotycząca stricte bloga. Wiecie czy nie wiecie, prowadzenie takiej stronki kosztuje rocznie jakieś tam pieniądze, może nieduże, ale parę stówek trzeba wydać, żeby sobie popisać. Ja, z racji na to, że jestem czasem aż nadto oszczędny, stwierdziłem, że szkoda mi siana wydawać, żeby sobie popisać. Podjąłem decyzje, że zawieszam na razie przygodę z pisaniem bloga. Przyszedł któryś tam dzień i wygasło wszystko i domena i plan i wszystko. Jakoś tak mi się zrobiło smutełke, że nie będę już miał gdzie czasem coś nabazgrać. Po kilku dniach kupiłem, ale miałem tam problemy z odzyskaniem domeny itp., się musiałem nadenerwować. Jestem jednak i na razie jeszcze rok zostanę xd. Pewnie rzadziej, ale będę coś tam nadal bazgrał.
Po trzecie primo, oddałem tableta, na którym pisałem sobie szkice, a później redagowałem na laptopie. No i jakoś tak się przeciągnęło to wszystko w czasie.
To tak po krótce na temat mojej nieobecności i nowej zajawkowej pracy.

Teraz opiszę trochę poważnych rzeczy, bo jestem już poważnym Panem. Od dziś randomowe dzieci lub dzieci sąsiadów mogą na ulicy mówić mi „dzień dobry” i nie będę urażony i krzywo na nich patrzył i jako taki „luzak” odpowiadał siema młody albo cześć czy coś w tym stylu. teraz będę im mówił DZIEŃ DOBRY MŁODZIEŃCZE. Dziś skończyłem równe 30 lat. Nie wiem jak to wszystko tak szybko minęło. Tak walnęło, że hej..



Mówie, matko bosko xd

Najlepszy to był dzień. Nie będę tutaj o nim pisał, bo nie jest tu na to miejsce i nie chce się tym dzielić. Napiszę tylko, że moja ukochana sprawiła, że zapamiętam ten dzień do końca życia :). Dostałem ekstra prezenty, zjedliśmy super śniadanko, obiad i spędziliśmy świetnie czas. Kocham Cię bejbuniu. Jak dla mnie ta 30 to petarda. Oby całe moje „dzieści” było takie jak dzisiejszy dzień. Ejmen.

Wypadałoby iść już spać, ale chętnie bym jeszcze coś popisał. jakiś taki głód pisania dzisiaj poczułem. W sumie to dobrze. Tak ładnie już chodziłem na treningi, a teraz już od prawie 2 tygodni jestem pasywny. Nie mam czasu. kończę prace dość późno i mi się jakoś nie chciało. dokładnie tydzień temu rozłożyło mnie też jakieś choróbsko. Mam podejrzenia, że to deltamicrokraken mutacja 68 z kodem genetycznym alfa do potęgi 3 w pierwiastku z 13. xDD. Jak na złość. Ja nienawidzę brać zwolnień lekarskich w pracy. Pewnie spowodowane to było zawsze tym, że dla mnie ucieczka tygodnia sprzedażowego w takim wyścigu szczurów powodowała, że premia oddalała się od mojej kieszeni z prędkością światła, a nie mogłem sobie na to pozwolić. Przez prawie 7 lat w poprzedniej pracy odbierałem zawsze premie i byłem łącznie 12 dni na l4, z czego raz 10 dni bo mnie poskładał covid xd. Wyobraźcie sobie teraz, że tydzień w nowej robocie, a ja już bym poszedł na l4. nie ma szans. To plama na mym honorze i strzał w plecy mojemu etosowi pracy. To tak jakby gladiator nie wyszedł na arenę walczyć, bo rano uderzył się małym palcem o futrynę w kiblu i mu paznokietek odleciał. Tak więc cały tydzień chodziłem z kaszelkiem i gilem przecinającym mi wargi do pracy. Nie żałuje :).

Teraz idę spać, bo rano na arenę. Napisałbym elo, jako 29 latek, z racji na to, że to już historia, napiszę,

Dobranoc

D

21.02

Ciąg dalszy postanowień noworocznych. W sumie to już ostatnie – FORMA NA LATO. Pewnie nie jestem wyjątkiem patrząc na ilość ludzi na siłowniach, którzy już na pierwszy rzut oka widać, że nie są z siłownią jakoś bardzo związani i to nie jest ich ulubione miejsce, drugi dom, kuźnia, w której wykuwa się nie tylko charakter, ale i mięśnie 🤣😅. Ja oczywiście należę do grona tych ludzi. 🤣 Przemykam sobie tam gdzieś swoimi dróżkami, delikatnie skrępowany, bo nie czuje się tam jakoś bardzo swojo wśród tych sportowych wariatek i świrów. Jednak nie to mnie definiuje. Definiuje mnie silna wola, zawzięcie i determinacja xDD. 🤣🤣

Haha dodałem tu zdjęcie tego umięśnionego randoma, już kolejny raz, żeby w miniaturce się coś pokazało. nie bardzo miałem pomysł, a nie chciałem mieć pustej miniaturki postu, więc postanowiłem zrobić zabieg clicbaitowy, to przyciąga widza, zwłaszcza płci pięknej xdd. Sobie pomyślą wszyscy, że ten grubcio niegdyś, zrobił taką sztos formę. Nic bardziej mylnego, psikus, choć do 1 kwietnia jeszcze daleko xd. trochę mi jeszcze brakuję do tego adonisa powyżej, ale tylko trochę xd

Zaczynając od początku. Pod koniec roku jak zawsze zaczynamy już rozmawiać z chłopakami o corocznym wyjeździe w góry. Z rozmowy wyszedł bardzo ciekawy challange sportowy. Oczywiście jak bywa w moim przypadku, nie biorę udziału w byle jakich challangach. Już tłumacze na czym polega ten. Oficjalnie w challange’u biorą udział 3 osoby. Plusem tejże zajawki jest to, że target każdy wymyśla sobie sam, później jest weryfikacja przez osoby biorące udział, ostateczne poprawki i akceptacja. Nie będę się rozpisywał o uczestnikach i ich targetach, skupię się na swoim. Mój wygląda tak:

– bieg 75 km

– rower 350 km

– 20 sesji treningowych udokumentowanych zdjęciem,

Wszystko to do maja. Oczywiście, ktoś tam sobie może pomyśleć, co to za słaby target. Jak się jest w cugu treningowym to bez problemu ktoś to robi w dwa miesiące albo i szybciej i luz w gaciach. Dla takiej osoby jak ja, która przez ostatni rok za wiele nie robiła jeśli chodzi o sporty, kompletnie nie ma wyuczonego nawyku treningowego, za bardzo tego nie lubi, chyba ze zapierdalanie na budowie można liczyć xd, to to jest everest moich możliwości. Śmiało można powiedzieć, że plan jest S.M.A.R.T. O co walczymy? Ten kto przegra stawia flaszkę za 250 ziko. Jak wszyscy ogarniemy targety, wtedy zrzucamy się na jedna flaszkę razem i oczywiście w górach na miejscu nastąpi jej konsumpcja. Ja oczywiście głodny zakładów, bo mnie motywują najbardziej i zawsze gdzieś ten pierwiastek hazardzisty się odzywa, przyjąłem również zakład z moją ulubioną ciocią od strony N. Jakby powieliłem target ten, który ogarnąłem z chłopakami i który jest powyżej, tylko po prostu gram o większą stawkę 😎🤟. Z ciociunią poszedł trochę grubszy zakład, więc motywacja jeszcze większa. Zaczęliśmy w styczniu. Muszę przyznać, że te zakłady były bardzo dobrym bodźcem motywacyjnym dla wszystkich. Każdy zapie*dala i daje z siebie 100%. Na dziś dzień moja realizacja wygląda następująco

– bieg 62/75 km

– rower 55,5 /350 km – jest tu jeszcze co kręcić

– 7/20 treningów na siłce

Nie jest źle, ale jeszcze dużo pracy przede mną. Ogólnie jestem z siebie mega zadowolony, średnio 3 razy w tygodniu coś robię. Dużo ostatnio biegałem, żeby jak najszybciej zakończyć to, co lubię najmniej. Podziwiam biegaczy, szacunek. Odbijasz się od powierzchni ziemi albo bieżni na parę centymetrów, przebiegnięte kilometry lecą jak krew z nosa, umęczon jak pod Ponckim Piłatem, prawie umarł i pogrzebion xd , mózg mi się trzęsie, wszystko się trzęsie, stan przedzawałowy, ledwo dyszę, na uszach słuchawki i jakaś ostra muza, bo lubię mega pierdo*nięcie na treningu, mega motywacja, coś tego typu np.

🤣🤣🤭

I tak cisnę, biegnę, zapierd*lam jak ten tamten… Ostatnie 10 km targetu biegowego zostawiam na koniec. Jak już ukręcę 350 km na rowerze to wtedy wejdę na bieżnie i zobaczę jaki wykręcę wynik w biegu na 10 km. Wskakuje teraz na rowerek, to już lubię dużo bardziej. Też jest co kręcić. Na razie kręcę na siłowni, bo zimno na dworku, a ja taki delikatny :P. Ogólnie ten target nie wygląda na jakiś trudny do zrealizowania, ale mimo wszystko trzeba zebrać dupe i iść na tą siłownie, rower czy na bieganie, a bardzo często się nie chce. Jak to mówi Mariusz Pudzianowski 🤣, samo się nic nie zrobi, a cierpliwy to i kamień ugotuje 😅🤭. Zabrałem się za to od samego początku, żeby na ostatnią chwile nie musieć robić 6 treningów tygodniowo i wtedy dopiero zapier*alać albo co gorsze przegrać. nie no to ostatnie nie wchodzi w grę. Staram się być dość sumienny, cykliczny w treningu i trzymać michę, zobaczymy jaki będzie tego efekt. Dzisiaj byłem pokręcić trochę km na spinningu. 26 skręciłem kilometrów więc target rowerowy mogę już zaktualizować do 82/350.

W sumie już druga połowa lutego, czas leci nieubłaganie. Na szczęście zaraz wiosna, bo już mam dość tej zgniłej pogody. Jesień trwa już kilka miesięcy. Gdzie jest zima ja się pytam. Ani mrozu, ani śniegu. Przypier*oli pewnie w kwietniu na tydzień jeszcze albo w marcu i tyle zimy. Niech już się robi ciepło i niech wyjdzie słoneczko, bo ile można się faszerować witaminą D w kapsułce zabijając bezbronne rekiny i wspomagając koncerny farmaceutyczne xd 😅🤭. Jak sobie pomyśle, że jem 2x dziennie olej wyciśnięty bezdusznie z wątroby rekina pewnie jakimś imadłem albo czymś innym bezpośrednio w tą kapsułeczkę, to mi słabo 🤭🤣. Ile rekinów ginie na poczet tak masowej produkcji tabletek z witamina D i ile ja sam z N. już zabiłem tych bezbronnych ssaków, jestę morderco szarków 🤣🤣🤣.

10.02 mieliśmy na weekend gości. Mojej ukochanej mama i ciociunia przyjechały na week. W sumie to nic nienormalnego, ale muszę poruszyć tu jeden aspekt. Stoczyłem kilka nieczystych rund ze strony przeciwnika, niestety przegranych w scrabble. Dopiero po 2 rundzie zorientowałem się, że mój rywal, bardzo dobry dodam, gra nie po to, ażeby ułożyć jak najdłuższe słowo, co uważam za kwintesencje tejże planszowej gry, tylko po to aby podstępem zainkasować jak największą ilość punktów i wygrać. 🤣😅 później zacząłem wdrażać plan gry, w którym już nie byłem takim przyjemniaczkiem xd. Przyjąłem postawę ofensywną i bardziej taktyczną, zapominając zupełnie o tym co najważniejsze w tej grze. I co, jak skończyła się runda 3? Undefeated round. Musieliśmy już jechać na PKP, a wygrywałem to starcie. No nic na 18.02 byliśmy umówieni na rewanż. Tym razem już wiedziałem jaką muszę przyjąć taktykę. Z tego miejsca dziękuje mojemu przeciwnikowi za grę, ze spektakularnymi wynikami sięgającymi 250+ punktów. Przyjąłem porażkę na klatę, spakowałem się w samolot na Ławicy i poleciałem do Nowej Zelandii do Nigela Richardsa na krótki obóz przygotowawczy przed następnym starciem. Niestety. 18.02 okazał się dla mnie niekorzystnym dniem i dostałem 2 mecze w dupe. W ogólnym rozrachunku jest 5:2 w wygranych rundach dla M. no i jeden nierozstrzygnięty, który był z przewagą dla mnie.. 😅😂😁.

Heh, jak zaczynałem pisać ten post to był chyba 6 luty. Dziś już jest 21 jak po woli kończę i nie chce mi się już redagować i poprawiać kolejny raz niedzielno-poniedziałkowej zajawki tak, żeby wyglądała na dzisiejszą. Zostało mi do opisania jeszcze jedno postanowienie. Rzucenie palenia. Średnio mi idzie opisywanie tutaj tego postanowienia, więc zanim to zrobię to chciałbym poruszyć najpierw temat barwnych epitetów w liryce młodopolskiej na wybranych przykładach 😂😂😂😂😂, ten temat wydaje się być ciekawszy do opisania niż powyższe postanowienie, wracając do tematu barwnych epitetów w liryce małopolskiej xd, chciałbym się zagłębić dokładnie w epitet biały, aby sprytnie przełamać tekst i nie musieć redagować tamtego już napisanego jak i również po to aby nie musieć pisać o rzuceniu palenia. O czym to ja pisałem? No tak, na początek weźmy pod lupę kolor biały – najjaśniejszy i najczystszy z kolorów, który w literaturze nie jest uważany za barwę (podobnie jak czarny), gdyż ma najszersze spektrum światła, stanowi element wszystkich pozostałych barw i jako kolor achromatyczny nie ma dominanty barwnej, czyli jest nieko- lorowy. Potraktujemy go w tejże interpretacji w kategorii nazwy koloru. W słowniku Arcta, którego używa się dla ustalenia znaczeń ogólnych oraz niektórych znaczeń konotacyjnych, wyczytałem, że biały oznacza wyraz „mający barwę śniegu, mleka, czysty, niebrudny”, a jego synonimami są : niewinny, nie-pokalany oraz jasny i widny w odniesieniu pory dnia. Jak możemy zauważyć definicja, którą przedstawia słownik ma pomieszane obydwie sfery znaczeń tych wyrazów. Chodzi tu i sferę konotacyjną i desygnacyjna. Jakby wziąć pod uwagę archetypiczne znaczenie bieli, sięgając do dawnych źródeł, biel była pojmowana jako symbol duchowości, niewinności, a także doskonałości. To doskonały przykład w którym możemy odnaleźć znaczenie i symbolikę koloru białego w epitetach młodopolskich, używając różnych wariacji słownych np. Śnieżny czy perłowy. Poeci w tym okresie określali epitetami z grupy biały, wyrazy nazywające kwiaty, które w świadomości większości ludzi kojarzone są z pięknem, a także z czystością czy niewinnością jeśli mówimy o kwiatach białych. To kwiaty w kolorze bieli bardzo często pojawiają się na płótnach, które przedstawiają pejzaże czy w tekstach lirycznych. Elementami młodopolskich… hahahah 🤭🤭 to tylko cześć mojej interpretacji pracy Pani Iwanowicz xd , a to wszystko tylko dlatego, że bardzo nie chce mi się pisać o fajkach i ich rzucaniu.. 😅😜 o postanowieniu tym zadecydowałem napisać krótko. Nie wzięliśmy rozwodu, jesteśmy w separacji 🤣🤣. Od 1 stycznia zdarzyło mi się zjarać kilka fajek. Lubiłem palić. To nie było na takiej zasadzie, że „o fu, przestały mi smakować, muszę to rzucić, co to za świństwo, ile to kosztuje $, koszulka mi śmierdzi, z paszczy też, jak to niszczy zdrowie”. Ok, zdrowie może i niszczy, ale myślę, że nie bardziej niż mieszkanie w jakże cudownym i pięknym, ale mega zasmrodzonym Krakowie, który uwielbiam, czy gdzieś tam na tych terenach gdzie smog jest 270 dni w roku i to taki, ze moje palenie 2 paczek miesięcznie fajek to jest pikuś przy tym co oni tam wdychają. Rzuciłem to palenie, ale tak nie do końca , bo czasem jeszcze daje się złamać, ale bardzo rzadko xd. Poza tym, nie pije praktycznie w ogóle alkoholu, bo nie lubię i alkoholu i siebie po alkoholu 😅🤭. Jak upije się kilka razy w roku to już jest dużo. Ciężko namówić mnie na alko. W 2022 roku upoiłem się trunkami wysokoprocentowymi z 4 razy i to nie do jakiejś najebudny, tylko zawsze z kulturą. Wyjątkiem będzie ten rok, bo sporo trzydziestek się szykuje. W tym roku zdarzyło mi się już 2 razy pić alkohol do stanu upojenia, ale to po prostu były mega okazje. Za tym 2 razem miało wyglądać to zupełnie inaczej, a wyglądało jak wyglądało, ale to jest opowieść na następnego posta 🤣🤣. Także tego, jeśli chodzi o fajki, to za każdym razem, codziennie kiedy przechylam swą głowę do tyłu , w celu wzięcia pierwszego łyka przepysznej ambrozji z emsidonalda w promocji za 6 ziko, zawsze z tylu głowy przemyka mi kilkukrotnie myśl o papierosku, który do kawy wjechałby idealnie, wręcz wybornie i na to wszystko pobudziłby mój układ trawienny z prędkością światła.. hmm.. same plusy xdd. Rozmarzyłem się. I nie dość, że narobiłem sobie ochoty na kawę to jeszcze bardziej na jej najlepszego kompana, cigaretasa. Bardzo lubiłem tą kontemplacje, ten relax. Śmiało mogę powiedzieć, że papieros był przedłużeniem mojej ręki. Ile ja interesów ubiłem na papierosku, ile poważnych tematów przegadałem. Po co ja pisałem tu o tym wszystkim. E tam.

Obieram azymut, jadę na trening, w torbie odzywek mam kilka rodzaji, mam kreatyne, aminokwasy i trochę dopału, żeby tluszcze palić. xdd
Real Rap neva die 🤟

Niedługo kolejny post, a w nim walentajs dej i PRL party 🤟,

Elooooo

10.02

Postanowienia noworoczne. O tym postanowiłem trochę popisać, bo w poprzednim poście chwaliłem się, ile to ich nie jest i jakie nie są czadowe, a ciężko mi jakoś o nich napisać. Oświadczenie tego tutaj będzie się wiązało już z pewnego rodzaju deklaracją, niczym odciśnięta zakrwawiona dłoń ghost ridera na płótnie kiedy zawierał pakt z Lucyferem 🤣🤣.

Oczywiście tak jak napisałem, tak jest. Pierwsze postanowienie, które w zasadzie nie jest do końca noworoczne i do którego przygotowywałem się już długi, długi czas, to postanowienie dotyczące pracy. Może zacznę od początku. Jak już wiadomo, pracuje od 7 lat w korpo. Od jakiś kilkunastu miesięcy zacząłem się męczyć. Spory stres, duży focus na targety i inne rzeczy, a wypłata mogłaby być dużo dużo lepsza. W sensie w moim odczuciu pracownicy tejże firmy powinni zarabiać lepiej za to co robią i jaki stres przyjmują na banie. Jakby mi ktoś powiedział kilka lat temu, że z powodu pracy pójdę do psychologa pogadać, bo nie mogę udźwignąć i wyrzucić z siebie stresu, kazałabym sie tej osobie popukać w głowę, przecież „ja jestem odporny na stres”. Nie raz to słyszałem i sam i nie raz tak mówiłem. Ni chu*a. Nie ma ludzi odpornych na stres, są tylko Ci, którzy radzą sobie z nim lepiej i Ci, którzy nie radzą sobie w ogóle i nie szukają pomocy, a myśle że trzeba. Mi mega takie spotkanie z psychologiem pomogło, serio. Mega wrzuciłem na luz i zacząłem rozumieć jak to wszystko działa. Ogólnie czułem po woli, że się spalam w tej robocie jak feniks. Jak feniks też się odrodzę, ale to za chwile o tym. Dużo się tutaj nauczyłem, przeszedłem kilka szczebelków i chyba dalej już nie ma opcji. Na pewno nie tu w Poznaniu. Poznałem świetnych ludzi, kolegów, przyjaciół, których ksyw nie będę tu pisał, bo to nie miejsce na to. Mam mega szefa, z którym też przerobiłem nie jeden ciężki temat. To mimo, że nie raz przydarliśmy koty, zawsze wychodziliśmy na prostą, szacunek dla niego dożywotni, chociaż trochę przechodzi już na ciemną stronę mocy mimo, że trzyma się ziemi rękami i nogami, ale to się nie da nie przesiąknąć tym gówn*m, nawet jak bardzo się chce. Ciężko mi ocenić czy ja się bardzo zmieniłem na złe, chyba nie. 7 lat to jest jeszcze ten moment gdzie to w miarę potrafisz zbilansować, choć i tak już pewne mechanizmy korpo we mnie wyrobiło po latach. Na szczęście przeprowadzałem selekcje tych mechanizmów i wybierałem te najlepsze 🤣🤭 Jest jeszcze jeden gość z mojego terenu, który na samym początku kariery tutaj mnie rekrutował i był moim szefem, a dziś jesteśmy mega ziomalami. Teraz jesteśmy na podobnych stanowiskach i działamy na zasadzie symbiozy. Nie jedną krzywą akcje żeśmy tutaj zmontowali. Aktualny szef nauczył mnie porządku, opanowania, tego, że wszystko musi być w jak najlepszej formie i mega profesjonalnie i że wszystko da się załatwić. Ten drugi, który w sumie był pierwszym xDD też nauczył mnie, że nie ma rzeczy nie do załatwienia tylko on pokazał mi to od tej ciemniejszej strony, z taką nietuzinkową smykałką i nieprzeciętną bajerą. Od niego nauczyłem się takiego feelingu sprzedażowego. I teraz ja to wszystko od jednego i drugiego co najlepsze zebrałem w kupę i oto jestem – reprezentant specnaz sellingu w regionie NORTH – czułem się tutaj na północy trochę jak Jon Snow. Region north, który tworzyliśmy z chłopakami to taki firmowy dream team. Jak wyżej napisałem – Specnaz selling. Jak to w każdym korpo, chorągiewki na kazdym kroku, tak u nas w regionie same GITY. Nikt nie walił z ucha, jak coś miało nie wyjść poza region, to nie wyszło. Śmiało można powiedzieć, że jako team staliśmy na straży prawy w calej tej sraczce. Jak coś było niemożliwe indywidualnie, zawsze można było liczyć na team. Same porządne chłopy. Z jednymi załapałem mega kontakt i bajerze z nimi przez komórę 10x więcej niż z ukochana xd , z drugimi ciut mniej, ale z każdym bije szczerą piątkę z wzajemnością. Dużo szacunku od ode mnie dla nich i myśle, że w drugą stronę również. Śmiało mogę każdemu życzyć takiego teamu w robocie. Stworzyłem mnóstwo fenomenalnych akcji sprzedażowych i poukładałem sobie tu wiele spraw, ale nie mogę i nie chce o nich pisać. W sumie kogo mogłoby to też interesować 🤣. Poznałem też wielu ludzi, którzy nie byli warci uwagi i współczuje im, że są takimi dzbanami. I to tyle na ich temat, bo szkoda wirtualnych linijek, ale w sumie jedno muszę dodać jeszcze. Praca z takimi wazonami uczy najwiecej, jeśli potrafisz wyciągać wnioski, no i umiesz radzić sobie ze stresem 🤣. Nie raz, nie dwa z powodu pracy i świni podłożonej celowo przez jakiegoś wafla spać nie mogłem albo budziłem się z bólem brzucha rano, dramat. Długo mi zajęło zluzowanie rajtuz, ale czasem bierzesz na siebie dużą odpowiedzialność za jakaś akcje i jak jesteś uczciwy i chcesz osiągnąć cel, a po drodze występują jakieś zagrożenia od ludzi, którzy w sumie powinni być twoimi kompanami , bo przecież pracujecie w jednej firmie, to ch*j z takimi ludźmi. Nie życzę im źle, ale nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Dużo się tu nawku*wiałem w tej robocie, ale i dużo się naśmiałem. Tak czy owak przyszedł moment w moim życiu, w którym czas coś zmienić. Padło na robotę 😅. Teraz tak zupełnie serio. Od dłuższego już czasu jestem zaprzyjaźniony z firmą, którą tworzy między innymi mój przyjaciel. Może zacznę od tego, że dla mnie bardzo dużym wyznacznikiem jeśli chodzi o prace, jest otoczenie w jakim się znajduje jak i osoby, z którymi mam przyjemność na codzień współpracować. To połowa sukcesu. W obecnej pracy straciłem ten zapał, który miałem na początku. Świeża krew. Głodny wyzwań. Mimo, że czasem pożerał mnie stres, to jak z diamentu zrobisz ekstra brylant i nie mowa tu o mnie tylko np. ciężki klient z mega potencjałem, którego nie mogło okiełznać kilku ludzi przede mną przez kilka lat, a ja w ciągu 4 lat spowodowałem, że jest to jedna z lepszych hal w Polsce i nie raz dostałem nagrodę za tą hale i teraz od ponad roku hula tam wszystko tak , że aż huczy – satysfakcja naprawdę duża. Jeszcze większa byłaby, gdybym za całą tą prace otrzymał należytą gratyfikacje. Sprzedałem tu tyle towaru za takie pieniądze, ze jak patrze jakim odsetkiem jest moja wyplata to stwierdzam, że to jakiś żarcik. Nie mówię, że miałem tu źle, w żadnym wypadku, ale czułem, że to czas na zmianę. I te kilka czynników w pewnym momencie postawiły mnie pod ścianą. Co dalej? Czy zostać w firmie, która daje Ci w miarę spoko żyć i zarobić, ale w sumie nie bardzo już masz co tutaj do zrobienia, skończyły się wyzwania, nie pozwalają zarobić Ci więcej niż kwota X i dodatkowo wkur*ia Cie milion rzeczy i nie możesz ich zmienić, bo jesteś tylko trybem w potężnej maszynie, czy iść do pracy w firmie, którą tworzą znajomi w zupełnie innej branży, pełnej nowych wyzwań, z ambitnym stanowiskiem i możliwością grubego rozwoju i być może przybliży mnie dużo szybciej do zarobienia miliona do 35 🤭? Myśle, że każdy sobie może odpowiedzieć na to pytanie, jaki padł u mnie wybór. Dużo się zastanawiałem, nie powiem. Jednak przez 7 lat zagrzałem tu ciepłą miejscówkę. Poukładałem sobie wszystko elegancko. W 21 roku zostałem dyrektorem sprzedaży roku, w sumie to największe wyróżnienie dla ludzi o podobnych stanowiskach jak ja, wiec jest czym przyswirować, w 22 uplasowałem się również w top 3 myśle na całą Polskę. Byłem niezłym graczem. Do niektórych decyzji trzeba dorosnąć. Tak samo trzeba dorosnąć, żeby zrozumieć, że jak pracujesz w tak potężnej korporacji, to choć byś był Nilem Armstrongiem, to nic tam nie zmienisz i musisz się dostosować. Bardzo długo zajęło mi zrozumienie tego i wrzucenie na luz. Po prostu musisz mieć wyje*ane na to co próbują Ci wcisnąć do głowy i robić swoje. Po tylu latach pracy, zmieniam barwy. Oficjalnie już mogę powiedzieć, ze idę tam, gdzie chce i gdzie widzę duże możliwości i więcej spokoju. Mam nadzieje, że ten 2023 będzie bardzo rozwojowy i niedużo zajmie mi czasu, żeby pokazać jak się pracuje na najwyższym poziomie w innej branży. Życzę sobie, żebym czerpał większą satysfakcję z pracy niż dotychczas i zebym zarobił grubą kapustę, bo po to się pracuje 😜.

Voltspot – to firma, w której już od 6 marca będę piastował stanowisko. Tak jak idzie się domyśleć, to firma która przede wszystkim zajmuje się fotowoltaiką. Dodatkowo też zajmuję się montażami pomp ciepła, klim itp. Dlaczego tam? Tyle się słyszy o tej fotowoltaice. Jedni mówią, że to totalne gówno i do takich ludzi nie chce trafiać 😜, inni znów zachwyceni i montują na potęgę. Ja oczywiście uważam, że mega zaje*ista opcja i jak tylko ktoś ma trochę kapusty to powinien montować. Nie będę się rozpisywał dlaczego i uprawiał jakiś mongolskich teorii, bo nie o to chodzi, nikt by nie dokończył czytać tego posta. Ja postaram się trafiać tylko do zdecydowanych ludzi no i do takich, którzy nie są do końca przekonani i potrzebują porady profesjonalisty 😎. Siedzę już w tym trochę i śmiało można powiedzieć, że liznąłem tematu. Nie mogę powiedzieć jednak, że jestem takim kotem jak chłopaki z Voltspotu, ale spokojnie, wiem już wystarczająco dużo, żeby przyjechać i w miarę dobrze to sprzedać, a nie wciskać jakieś kity. Niestety póki co branża foto jest przepełniona półgłówkami. Upatruje tu szanse dla siebie, bo ja lubię wiedzieć co sprzedaje i jak sie to ma do tego co sprzedaje konkurencja i jak to sprzedaje. Daje sobie kwartał i na temat foto już mnie nie zagniesz, bo teraz jest jeszcze kilka szczegółów, którymi mógłbyś mnie pewnie złapać i bym nie wiedział. Druga sprawa to ekipy, które tam pracują na montażach. Nie tam jakieś podrabiańce, podwykonawcy czy ktoś tam inny. 2 ekipy ludzi i nikt tam nie jest z przypadku. Każdy wie co ma robić i jest wykwalifikowanym specjalistą, a jak nie jest, to uczy się pod okiem gościa, który w tych ekipach jest szefem, współzałożycielem firmy i jednocześnie elektrykiem – profesor w swojej dziedzinie. Miałem okazje być z nim u bardzo trudnego klienta, co lepsze klient był elektrykiem i to jakiej rozmowy byłem świadkiem, uświadczyło mnie w tym, że szefem ekip nie jest byle jaki ogórek po studiach, ale gość, który mówi o całej tej dziedzinie z takim zaangażowaniem i wiedzą, że nawet dziadkowi, który był elektrykiem opadła szczęka i niczym go nie zagiął, wręcz przeciwnie. Gość lvl EXPERT. Ten elektryk ostatecznie kupił instalacje i wychwalał później jeszcze jacy to profesjonaliści u niego nie montowali. Mega coś takiego słyszeć i to utwierdza mnie tylko, że każdy tam jest na swoim miejscu i teraz ja zajmę tam swoje. W biurze też jest zmontowana ekipa konkretna. Wszystkich znam, co lepsze jeden członek biura, współzałożyciel to mój przyjaciel, którego znam z 25 lat i w sumie jego siostra, którą znam równie długo i chodziliśmy do jednej budy, a nawet klasy. Jest jeszcze jeden wspólas, którego też znam już kupę czasu 😜. Wszyscy mega spoko, atmosfera wydaję się być bardzo dobra. To są powody dla których wychodzę z ciepłego kurwidołka i idę walczyć gdzie indziej. Mam nadzieje, że będzie super. Jakbyście oczywiście chcieli zamontować sobie instalacje fotowoltaiczną, to zapraszam na priv z kodem rabatowym DAVID10, dla pierwszych 5 osób wycena po mega rabacie, 😎😎😜😜. Zapraszam

I to byłoby na tyle jeśli chodzi o pierwsze postanowienie noworoczne. I tak jak pisałem na początku, opisanie tutaj postanowień noworocznych to będzie jak cyrograf z diabłem 🤣 i nie chodzi tutaj o prace, bo tu już klamka zapadła. Chodzi o kolejne postanowienie noworoczne a jest nim… CDN 🤣

Idę do roboty, mimo że jestem już na wypowiedzeniu i każdy dookoła mówi mi żebym odpuścił trochę, to ja nadal staram się pracować dość uczciwie tylko ze względu na szacunek do ludzi z regionu i do szefa, bo wiem ze jak wypada gracz na kilka miesięcy, to strata w regionie już jest nie do odrobienia przez cały rok. Gdyby nie to, że to kumple, to siedziałbym na l4 i odpoczywał. Jakbym poszedł do lekarza i powiedział mu, co mi siedzi na bani po 7 latach pracy tutaj, to l4 dostałbym od ręki na 2 msce. Styczeń przepracowałem na pełnej kur*ie, w lutym wrzucam już na luz i dopinam tylko to co najważniejsze. Muszę naładować trochę baterie przed nowa pracą.

Pisałem tego posta z 2 tygodnie..

Trzymta się ludziska, pamiętajcie o kodzie rabatowym DAVID10, pierwsze 5 osób ma wycenę po najniższej marży. 😎🤟😁 dzwońcie piszcie, lajkujcie, subskrybujcie xDD eeeeeloo

8.01

Zastanawiam się od czego zacząć. Chyba na samym wstępie od tego, że ch*j mnie strzelił na dzień dobry jak wróciłem tu na bloga. Dlaczego? Nie pisałem posta już dość długo. Napisałem dziś mega dużo tekstu i co? Zwiesił mi się ten je*any złom i cały tekst już prawie skończony poszedł się jeb*ć. Nie mogę go w żaden sposób odzyskać. Krew mnie zalała tak mocno, jak fala krytyki sylwester z polsatem xd . Odechciało mi się z marszu pisać. Postanowiłem jednak nie poddawać się tak łatwo i napisać jeszcze raz mając w głowie sentencje pewnego znanego mówcy.., 😂 „ nie daj się zwariować i ponieść niepotrzebnym emocjom, każda porażka jest nawozem nowego sukcesu „ xd. Jakby nie mogło mi się zrobić tak przy jakimś krótkim poście, tylko musiało się odje*ać przy tym jednym z dłuższych. No nic, życie.

Znów chwile mnie nie było. Czemu? W sumie sam nie wiem. Trochę mi się nie chciało pisać, trochę nie miałem czasu i w sumie ostatnio los przyniósł dość sporo smutku. Przed samymi świetami pożegnaliśmy się z dziadkiem N. Nie będę tu opisywał szczegółowo co się stało, jednakże chciałbym tu o nim wspomnieć, bo bardzo go lubiłem, szanowałem i w małym pierwiastku zastępował mi dziadka, którego nigdy nie miałem. Pożądny chłopina. Teraz tylko trzeba leczyć rany czasem i pamiętać o nim nie tylko pierwszego listopada, chociaż o to się nie martwię. Dość tych smutnych informacji, teraz postaram się opisać bardziej pozytywne sytuacje, chociaż złość jeszcze we mnie kipi po utracie tekstu, który pisałem z 2 godziny.

Zacznę może standardowo od pogody, bo ona jak już wiecie dość mocno wpływa na mój rozwój dnia. Teraz taki kiepski czas. Pogoda słaba w ostatnim okresie i w ostatnich kilku tyg nie mobilizowała mnie do niczego. Robiłem po prostu to co musiałem. Praca, po pracy do domku, jakieś zakupy, robienie obiadu i jedzonka na następny dzień, żeby w pracy było co zjeść i wtedy już 19 czy nawet później, jak trzeba zakupy zrobić tego dnia. Oczywiście w każdym możliwym momencie wolnym od czynności i obowiązków, wplatam dużo miłości dla mojej ukochanej ze wzajemnością. Tylko dlatego jeszcze nie zwariowałem w tej dżungli, bo jest dla kogo walczyć. Wychodzę do pracy ciemno, wracam do domu to już praktycznie ciemno. Wkręciłem się tez dość mocno ostatnio w gierkę komputerową i poświęcałem sporo późnych wieczorów właśnie na granie. Muszę z tym skończyć, bo czas ucieka niesamowicie przy takiej formie rozrywki. Moment i muszę iść spać 🤣🤣.. czasem potrzebuje takiej odskoczni od realnego świata. Na szczęście szybko zacząłem urlop przed świetami i nie musiałem myśleć o pracy, co za tym idzie grać, żeby zapomnieć 😂😂😂

Po krótkim wstępie, opisze może trochę okres świąteczny.

Choinka i dekoracje. To pierwszy temat, który tutaj sobie opisze, a co. Już po świętach, ale w sumie nie zaszkodzi pewnych rzeczy podsumować i opisać tutaj. Moja ukochana jest niekwestionowanym mistrzem dekoracji i to nie tylko świątecznych. Raz, że ma mega zdolności manualne, to dwa, że uwielbia to robić. Ja oczywiście zawsze pomagam, zwłaszcza w dekoracjach świątecznych. W tym roku jak zawsze szybko kupiliśmy choinkę. W sumie zanim kupiliśmy drzewko, to dwa dni sprzątaliśmy gruntownie chałupę. Tego już tak bardzo nie lubię, ale przed świetami trzeba to zrobić, nie ma wyjścia. Jak już wszystko posprzątaliśmy, zabraliśmy się za dekorowanie naszego smol plejsa. Dekoracja to u nas szerokopojęta definicja. Niektórym dekoracje na święta kojarzą się z choinką i z lampeczkami. U nas to bardzo skomplikowany proces, który pochłania bardzo dużo czasu. Choinka, lampki, świeczki, strella, gwiazdki, choineczki, bombki własnej roboty, reniferki i inne rzeczy powycinane ze skórki pomarańczy, jemioła, wianki świąteczne, oczywiście wykonane w 100% przez moją ukochaną i dużo dużo innych rzeczy. W tym roku robimy nawet świeczki własnej roboty i tu muszę się pochwalić, że z tych wszystkich świątecznych gadżetów, których pomysłodawcą zawsze jest N., świeczki w skórce od pomarańczy to mój autorski pomysł. Pewnie pomyślicie, co on pie*doli za farmazony🤭🤣. Nic bardziej mylnego. Już tłumacze na czym polega produkcja świeczek. Sprzedam wam pomysł warty miliony za darmo. Taki już jestem, trochę zwariowany. Sprzedałbym wam również sposoby na wykonanie innych dekoracji, ale niestety nie wiem jak robi się tamte rzeczy, bo większość wykonuje N. Poza tym nawet nie wiem czy mógłbym wam opisać takie procesy. To nie są łatwe i tanie rzeczy 🤣. Dobra, wracając do świeczek. Co wam potrzeba? Na pewno pomarańcze 🤣, trochę wosku (my mieliśmy taki wosk z dużej świecy, która się wypaliła w lampionie i na dole lampionu zostało.) Oczywiście przydałby się również jakiś knot. Knotem w sumie może być większość sznurków. Wiadomix, że najlepszy będzie ten, który jest najbardziej naturalny. My mieliśmy w domku taki chyba jutowy, potocznie to się nazywa dratwa czy coś takiego, nada się. Najlepszy jednak będzie taki z konopii 😁. Podobno dobrze się pali i nie wydziela tam jakiś chemicznych gówien. Przyda się także kozik ostry jak brzytwa. Co to kozik? Ano nożyk taki mały, żeby obrać pomarańcze 🤭🤭. Zaczynamy tutorial handmejdowych świeczek bożonarodzeniowych 🤣. Bierzemy pomarańcze do jednej ręki, a do drugiej kozika i tniemy. Pierwsze cięcie jest najważniejsze i musi odbywać się z precyzja chirurga. Możecie się zaśmiać, ale odpowiednie nacięcie pomarańczy to połowa sukcesu. Jak zjeb*ecie ten zabieg to świeczka będzie albo krzywa albo będzie miała dziurę, z której będzie wylatywał wosk poza świeczkę, a nie o to chodzi. Nacinając skórkę pomarańczy na 1 mm, tniemy po obwodzie równo w połowie owoca, tak jakbyś złapał/a kulę ziemską w rękę i zrobił/a cięcie po równiku. Kiedy już to zrobimy przechodzimy do kolejnej bardzo ważnej i jednocześnie bardzo trudnej czynności, musimy oddzielić owoc od skórki nie uszkadzając dosłownie nic, bo skórka będzie jedynie nadawała się do wycięcia świątecznych figurek, np. gwiazdki albo reniferka, ewentualnie do wyj*bania do kosza 🤣. Do tego zabiegu potrzebne są bardzo sprawne palce 😇. Jak już ogarniemy, wtedy podgrzewamy wosk do momentu aż się rozpuści i wlewamy do pomarańczy trzymając knot. I tyle 😝😝 nie ma za co ✔️.

Wśród pięknego stroika, który zrobiła.. sami wiecie kto, choinki i świeczek z kalendarza adwentowego 😁, można dojrzeć moje dzieło. Fakt, to była pierwsza świeczka jaka zrobiłem i nie jest idealna, ale spełniła swoje zadanie na najwyższym możliwym poziomie, spełniła wszystkie kryteria unii europejskiej i zgarnęła 5 na 5 punktów w hendmejdowej skali, którą sam stworzyłem i sam sobie wystawiłem 😅😎😎

Niechciałbym tutaj gloryfikować tylko siebie, z racji na mój wkład w świąteczne dekoracje, choć jak zawsze był ogromny i pokazywać tylko ich. 😅 Chciałbym wyróżnić i docenić za wkład w świąteczne dekoracje i nie tylko, moją gwiazdę (jak już jesteśmy przy świętach i nie chodzi o stralle), która świeci dla mnie oślepiającym blaskiem każdej nocy i mam nadzieje, że tak już zostanie na zawsze ❤️❤️❤️. Dobra dosyć tych słodkości, bo mój bejbuniu się jeszcze rozleniwi na przyszły rok i przykryje płaszczem glorii zeszłego roku, a tego bym nie chciał 😇😜😜. Przedstawiam wam kilka dekoracji, które w sumie od zera stworzyła N.

To u nas w salonie, obraz który kiedyś dostałem od Banksy’ego, jest bezcenny uwielbiam go, a wokół niego stroik, który podoba mi się najbardziej ze wszystkich. 🌝🌝
We wszystkich ozdobach można zauważyć jeden mały, ale zarazem bardzo ważny i nieodłączny element każdej kompozycji. POMARAŃCZOWA GWIAZDKA. Możecie domyślić się, czyja to produkcja i ile trzeba było obrać i zjeść mandarynek, żeby zrobić 3 metrowy łańcuch i tyle innych świątecznych dekoracji

W tym roku z racji na okoliczności pojechaliśmy w rodzinne strony trochę szybciej, żeby pomóc w przygotowaniach świątecznych. W sumie głównie chodzi o jedzenie 🤣. Jak zaplanowaliśmy tak też zrobiliśmy. Rozdzieliliśmy się z N, ja do siebie i ona do siebie i działaliśmy. Święta przyszły szybko i w sumie szybko poszły pod znakiem obżarstwa. Generalnie nie jestem jakoś bardzo praktykujący i wierzący, ale z racji na to, że wychowałem się w rodzinie katolickiej coś na temat tego wszystkiego wiem. Wiem też, że popełniliśmy minimum 2 z 7 grzechów głównych. Jeden to na pewno nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, a drugi to pycha, bo każdy kto jadł mówił, że pycha 🤭🤣. Weekend zleciał chwila moment i po świętach. W przerwie pomiędzy świetami, a sylwestrem tata tak jak i ja miał wolne i w sumie zaproponował pomoc i przyjazd do nas. Oczywiście chodzi o kwestie budowlane związane z działką. Biorąc pod uwagę sprzyjające okno pogodowe i 15 stopni w tle, zgodziłem się z uśmiechem na twarzy bez zająknięcia. W środę tatko był już na miejscu i ogień. Oczywiście nie mogło pójść super lajtowo tak jak zaplanowaliśmy. Okazało się, że pokrycie dachu na szopce nie spełniło do końca swojego zadania i wszystko co było w szopce z kartonu, czy było czymś, co łapie wodę musieliśmy wyrzucić. Zalało całą szopkę. Gruntowne sprzątanie i nowa izolacja dachu folią tunelową złożoną dwukrotnie i gra muzyka. Szopka ogarnięta. Nie po to jednak tutaj przyjechaliśmy. Naszym najważniejszym celem było rozkręcenie szalunków, posegregowanie i oczyszczenie desek no i kibel rzecz jasna. To była wisienka na torcie. Ogarnęliśmy wszystko w sumie w 2 dni. Oto tego efekty 🌝.

Taka ładna pogoda się nam trafiła 🌝
Zostały jeszcze do zamontowania zawiasy na drzwiach i wycięcie 2 dziur 😁 jedna to serduszko na drzwiach a druga to ta w środku 🤭. Uważam, ze wyszło nam całkiem niezle. Nie był jeszcze testowany, ale wydaje się, że będzie git 🤭

Koniec roboty na tamten rok by się mogło wydawać. Nic bardziej mylnego. Średnio wierzę w zabobony, ale powiedzenie, że to co będziesz robił w sylwestra, będziesz robił cały rok biorę sobie mocno do serca, bo w sumie mi się podoba i tyle 🌝. Dlatego też w sylwestra pojechałem z N. malować świeżo postawiony klozetinio, ażeby cały przyszły rok coś się na działce działo 🙂 pomalowaliśmy raz dwa i ogień z przygotowaniami na sylwka. Mieliśmy się spotkać szerszym gronem, ale w sumie wyszło jak zawsze. Nie zabrakło nam jednak towarzystwa w tamtym roku i spędzaliśmy sylwka z parą przyjaciół. Było mega spoko. Narobiliśmy dużo jedzenia, było mega dużo przekąsek, znalazło się również trochę miejsca na alkohol 😎😎.

Pograliśmy w gierki planszowe i wideo, pośmialiśmy się i o północy przywitaliśmy nowy rok zimnymi ogniami z wystrzałami petard w tle. Ja w sumie chwile przed pierwsza witałem już Morfeusza przy bramie snu. I tak dziwię się, że wytrzymałem tak długo 🤭. I co, mamy nowy rok. Nowy ja, z mnóstwem postanowień noworocznych, ale o nich w następnym poście, bo są mega grube, jak nigdy.

I to na tyle, dodam kilka randomowych foteczek z okresu grudniowego 🌝.

Zimy nie ma, ale któregoś dnia tak ładnie przymroziło, do tego trochę wilgoci i takie ładne widoczki.
Teraz dodam trochę fotek z lumina park. Tak się to nazywało chyba. Mega spoko, szkoda tylko, że nie było śniegu – wyglądałoby to dużo lepiej.

Oki, wrzucam też kilka fotek z wyprawy jedzeniowej 🤟, bo nie samym gotowaniem człowiek życie 😅🤙, czasem trza coś opitolić na mieście.

Przystawka, droga i średnia w smaku 🤣🤣 jakiś śledź z czymś xd średniawka
Tak, ja jak zawsze jem burgera xd

Trzymajta się ludziska w tym nowym, nieznanym, ciekawym i mam najdzie wyjątkowym i lepszym niż poprzednim 2023 roku. 🤟

16.11

Dokładnie tak, wjeżdża drugi post dziś. Nie miałem ostatnio kiedy za bardzo przysiąść żeby coś napisać. Dziś mam taki dzień, kiedy mogę sobie pozwolić na dwa w ciągu jednego dnia. Dlaczego? Ano dlatego, że tego pierwszego posta męczyłem jak mięsne pozostałości po świętach – z tydzień jak nie dwa. Dziś nadszedł dzień kiedy go opublikowałem. Miałem tam po drodze jakieś małe problemy z dodaniem zdjęć itp. Drugi post powstaje także z bardzo prostego powodu. W zasadzie dwóch. Pierwszy to taki, że w sumie mam o czym pisać, bo co chwila coś się dzieje. Drugi to taki, że musiałem dziś oddać auto służbowe na serwis i mam chwile czasu, bo mnie w serwisie wydymali. Gdybym wiedział, zorganizowałbym sobie dzień inaczej, a tak, lipa. Na serwisie dowiedziałem się, że będzie trwało to strasznie długo. Nie mieli dla mnie auta zastępczego więc radź Pan sobie sam. Myśle sobie, 3-4 h oczekiwania w tym serwisie na drewnianych krzesełkach- nie ma szans. Zawijam do chaty. Odpalam ubiera i nie wierze. 53 zł 😂😂. Za 53 złote jak jeździłem na uberze to o tej godzinie, o której potrzebowałem transport to gość powinien za te pieniądze mnie do chaty przez Mosine odwieźć. Chyba się polepszyły zarobki na uberze. Normalnie taki kurs zawsze płaciłem 20-25 ziko. Tyle mógłbym wydać. No niestety. Musiałem poradzić sobie w inny sposób i wybrałem się do galerii. Żeby było śmieszniej, nie nawidzę galerii handlowych i bez kitu wchodząc do takiego molocha, oślepia mnie od razu blask tych wszystkich białych świateł, duszno mi, gorąco. Jakaś masakra. Niestety w tym przypadku nie bardzo miałem wyjście. Do chaty daleko, uber drogi. Dramat. Wydzwoniłem psiapsi na kawkę wiec jakoś to zleci. W międzyczasie też coś tam naskrobie w moim podręcznym elektronicznym kajeciku i będzie gucio.

Myśle, że to dobry moment aby wspomnieć o weekendzie 11.11, a tak w zasadzie zacznę od dnia poprzedzającego 11. Nasz serdeczny koleżka M. obchodził nie będę pisał, które urodziny 🤣🤟. Zostaliśmy zaproszeni na małe posiedzenie i oczywiście nie odmówiliśmy. Plan był ciut inny i miałem się z jubilatem napić przysłowiowej gorzołki, a wyszło jak zawsze. Osobą reprezentacyjna w naszej 2 była kolejny raz N. Ja w swoim ulubionym, klasycznym stylu zasnąłem na sofie w połowie melanżu i obudziłem się jak już mieliśmy jechać do chaty. Trochę szydera, ale na szczęście mamy wyrozumiałych przyjaciół i większość rozumie moją przypadłość. 😂 po 22 już byłem gotowy do drzemki. Położyłem się mniej więcej o czasie kiedy szły spać dzieciaki 😂. Jestem jak mały bobas, chodzę spać z kurami, wstaje w sumie też dość wcześnie 🤭😝. Nic na to nie poradzę, a kubek kawy mam wrażenie pomaga mi w zaśnięciu, zamiast w przetrwaniu. Tak spędziliśmy pierwszy dzień jakże długiego weekendu. Przyszedł 11. To dzień w którym urodził się mój pierwszy chrześniak. Tego roku jednak jego imprezka urodzinowa była przełożona na 12.11, wiec w święto zostaliśmy w Pzn. Oczywiście będziemy świętować dzień rogala. Ustawiliśmy się na obiadek z ziomalami. Najpierw pochodziliśmy sobie po placu kolegiackim. Ludzi w pyte. Mimo, że to wszystko odbywało się na zewnątrz, to od razu zaczęło mi brakować tchu. Co za spęd. Kupiliśmy rogale, zrobiliśmy obchód po obszarze, na którym odbywały się te różne dziwne rzeczy. A to ktoś sprzedawał rogale, drugi jakieś drewniane wyroby za krocie, a trzeci grzańca za równie wygórowaną cenę i kolejka na 35 osób. Masakra. Nie dla mnie coś takiego. Chyba bez kitu jestem jakimś odludkiem. Oki, po spacerku przyszła pora na obiadek. Poszliśmy do restaurancji serwującej pizzę 😁🤭. Chcieliśmy iść na pierogi z gęsiną, ale nie było miejsc jak chciałem zrobić rezerwacje. Padło na #Frontiera na szewskiej, nigdy nie byłem, ale friendsy, z którymi się ustawiliśmy polecali na maksa ta miejscówkę. Ogólnie bardzo dobra picka. Mega się najedliśmy. Niestety nie mam żadnych zdjęć 😑. Później pochodziliśmy jeszcze trochę po okolicy i zawijka do domku trochę odpocząć po ciężkim tygodniu. Oczywiście po powrocie do domu zjadłem jeszcze dwa rogale i czułem się jakbym połknął balona albo nie wziął calgonu, bo bęben wyj*bało mi jak rakietę muska w kosmos. Nie mogłem jednakże odpuścić sobie takowej przyjemności. Dnia następnego ogień do koła na imprezkę urodzinową mojego już nie takiego małego chrześniaka. Pamietam jak niedawno się rodził i bałem się go wziąć na ręce, bo był takim małych wiotkim bobaskiem, a dziś już chłop 6 lat i uprawiam sobie z nim takie pogawędki, że z niejednym dorosłym człowiekiem nie porozmawiam na takim poziomie jak z nim. Kumaty za wujkiem 😝. Oczywiście jadąc na taką imprezkę spodziewałem się, że raczej nie posiedzę przy stole z reszta uczestników i nie pogadam o tym jakie to wszystko drogie i ogólnie o tej chu*ni, która się dzieję, tylko będziemy się bawić. Nie mówię, że mi to nie odpowiadało, bo lubię się z nim bawić i dość mam gadania o tym samym 😝. Zwłaszcza, że nie mamy okazji zbyt często się bawić 🥲. Kupiliśmy z ciocia małolatowi lego. Przed kupnem zestawu staliśmy w sklepie z pół godziny i zastanawialiśmy się, który kupić. Jest taki wybór wszystkiego, że mój mózg tego nie ogarnia. Jak ja byłem taki małolat to o takich klockach lego nawet nie marzyłem, bo nikt o czymś takim nie słyszał i tego po prostu nie było. Gdzieś tam tata przywiózł wiaderko podstawowych klocków i co najwyżej można było zbudować garaż albo stodołe i była podjarka xd.Dzisiaj Lego friends, city, technics i z każdej kategorii po 20 różnych opcji 😁. Kiedyś miało się kilka zabawek i 20 ziomali na podwórku. Dzisiaj ma się 200 zabawek i nie wychodzi się na podwórko w ogóle 😝. Trochę się czasy pozmieniały. Wszyscy gapią się w ekran. To smutne. My z N. jak idziemy do restauracji czy gdziekolwiek to ja często nie biorę ze sobą telefonu. Raz, że nie mogę na niego patrzeć po pracy i odebranych 68 telefonach, a dwa, wystarczy że w pracy często używam czy to telefonu czy iPada, a później siedząc w domu sie gapie jak nic nie robię. Czasem trzeba od tego odpocząć. Dlatego kocham góry i ogólnie wyjazdy. Odcinam się od technologii. W górach często nie ma zasięgu. Piękna sprawa. Już się nie mogę doczekać kolejnego wyjazdu w maju w góry. Dobra, bo odchodzę trochę od tematu, rozmarzyłem się o górach. Pojechałbym chętnie. Szkoda, że moja ukochana nie ma takiej zajawki na góry. Byłbym częściej 😅🤣. Wracając do urodzin młodego, było czadowo. Przyjechaliśmy wcześniej, specjalnie żeby się pobawić 😁. Prezent strzał w 10. Układaliśmy cały wieczór w trójkę z ciocią, a i tak jeszcze zostało. Chrzestna dowiozła drugi zestaw lego, więc zabawy na cały weekend. Tego samego dnia zawijaliśmy już na Poznań, bo w niedziele czekała nas mała misja. Jaka? Już spieszę tłumaczyć. Tego dnia jak jechaliśmy do młodego na urodziny, rano byliśmy na działce rozebrać szalunki z rdzeni, słupów czy jak to tam zwał, bo zalewaliśmy z tatą je betonem tydzień wcześniej. Ogarnęliśmy to raz dwa i wracaliśmy sobie lasem, jakoś tak zupełnie inaczej jak zwykle. Przyciąłem z samochodu 2 sowy(grzyby w sensie). Mówię kurka wodna nie wierze, o tej porze roku sowy. Oczywiście się zatrzymaliśmy i po nie poszedłem. Znalazłem chyba z 15 takich kapeluszy, że aż nie mogłem uwierzyć. Ja, grzybiarz z natury, to sobie możecie wyobrazić moje podekscytowanie. Niestety nie mieliśmy już czasu i musieliśmy jechać. Te sowy rosły w akacjach. Pozaciągałem sobie spodnie i bluzę 😂😂. Wpadłem w jakoś amok, nie patrzyłem na nic. Jak zobaczyłem w oddali 3 takie luje, że wyraźnie je widziałem bez okularów mając -2 wadę wzroku to nic by mi nie stanęło na przeszkodzie, żeby je zebrać. Zebrałem te co widziałem i zawijka do samochodu, bo czas gonił. I to właśnie była ta misja, którą musiałem wykonać w niedziele. Czułem po kościach, że jeszcze kilka sztuk tam zostało. N. miała robotę do zrobienia w niedziele, ale jakoś udało jej się wyruszyć na poszukiwania ze mną. Nacięliśmy opór. Taką mamy metę na sowy, że panie kochany. Naliczyłem łącznie z tamtymi dzień wcześniej chyba 74 sztuki. Część od razu zjedzona, część odłożona dla rodziców a reszta ususzona na puder. Polecam do sosów i zup. Mniam, pycha

To nie moje kalosze. Dopiero teraz to zauważyłem. Delikatna popisówka mojej ukochanej kaloszami od jakiegoś maczo mordercy. Dużą cześć zdjęć robi N. Ma lepszy telefon.
Zbiory z niedzieli, te z soboty zjedzone 🤭
Tu jakiś ładny trujący grzybek.
Tutaj w drzewie wycięte grypsy przez białe jelenie lewym porożem, komunikujące że ACAB XDD I FIDE CUL FIDE XDD . Ciekawe czy wiecie do czego to służy. Ja wiem, ale nie powiem 😜
Wiadomix, że jak jechaliśmy do koła na urodzinki oczywiście głodni, bo nie było czasu jeść, to zawsze dupe nam ratuje #ścisk we wrześni. nadal numero uno.
Na sam koniec ciasteczko z wróżbą, od tego to koleżki, co się dzisiaj z nim widziałem podczas oczekiwania na auto 🤟. Pozdro wariat

W sumie to na tyle. Trzymta się ludziska. 🤜🏻🤛🏿

29.10

Dziś już 16.11. Cofnijmy się chwilę do tylu. Powspominajmy. Ten post będzie z dedykacją dla mojej ukochanej.

29.10

Ten dzień zbliżał się wielkimi krokami. N. to jedyna osoba, która co by się nie działo zawsze stara się wyprawić urodzinki. Mniejsze, większe, ale zawsze. Szanuję. Taka tradycja trochę. Mi się to podoba. Zawsze jest okazja, żeby spotkać się chociaż z częścią towarzystwa i poświętować. Tak też było i tym razem. W tym roku zaplanowała świętować swój dzień w lokalu o nazwie Wino na kieliszki na młynskiej 12. Oczywiście ja nad wszystkim czuwałem, żeby nie było 🤣🤭. Zanim zapadła taka decyzja, oczywiście zrobiła research całego Poznania xd. Pojechaliśmy zobaczyć lokal, jak to wyglada i w ogóle jakby miało się to odbyć. Trafiliśmy na menedżera, który oprowadził nas po lokalu, wytłumaczył wszystko tak, że praktycznie nie mieliśmy pytań. Mega sympatyczny gość. Odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku. Lokal pierwsza klasa. Gość przekonał nas na pierwszym spotkaniu. Tak więc klepnięte. Mega spoko rozwiązanie w tym miejscu. Jak sama nazwa mówi, wino rozlewanie jest tam na kieliszki, ale nie przez barmana czy tam kogoś. Dostaję się kartę, na którą doładowuję sie $$. Następnie idzie się do dystrybutora. Dystrybutor to taka wielka szafa z przeszkleniem. Za tym szkłem jest z 20 różnych win. Każde z nich opisane i do każdego jest podłączona rurka. Wkłada się kartę, wybierasz, klikasz i lejesz jak kolkę w KFC.

Coś takiego, krótki filmik pokazowy, bardzo krótki ale to jedyny materiał jakim dysponuje..

Cena uzależniona od pojemności i rodzaju wina. Średnio 14-20 zł za kieliszek 150 ml chyba. Spoko opcja. Mieliśmy wszystko ogarnięte. Ja 2 dni przed urodzinami miałem jeszcze służbowy wyjazd z pracy, więc wszystko na wariackim papierze. Oczywiście spotkanie miałem 4h drogi od Poznania gdzieś na Kaszubach pod Gdańskiem. Zaplanowałem sobie to i owo. Wróciłem o godzinie 19, dzień przed 29. Postanowiłem, że udekoruje troszkę pokój i spakuje wtedy prezenty. Wygoniłem N. do spania po 20 i zacząłem działać. Myśle, że wyszło mi całkiem niezle, choć męczyłem się z tym wszystkim do 1.30 chyba. Masakra. Nie będę tutaj pisał szczegółów, ale wszystko wypaliło 🌝🌝. N. zadowolona z prezentów bardzo. Wiadomo, ze największym prezentem dla niej jestem ja🤣😁. W ciągu dnia mieliśmy zaplanowany jeszcze mały wypad. Ogarnęliśmy wszystko do 13 chyba i zaczęliśmy się przygotowywać na imprezkę. Chyba nie chce opisywać co dokładnie działo sie na miejscu. Zostawiam to dla siebie i tych co byli 🌝.

Entliczek pentliczek do wina picia przyszykowane kobitki widoczne na zdjęciu i ładnie stoliczek 🤭

Napisze tylko, że było mega, ubawiliśmy się, pogadaliśmy, popiliśmy, śmiechu jak zawsze co nie miara. Każdy zadowolony, najbardziej jubilatka, a to dla mnie liczy się najbardziej. Posiedzieliśmy mega długo. Lokal zamykali o północy. Okazało się ze kilka pięter wyżej jest impreza halloweenowa i z racji na to, że mieliśmy wejściówkę do wina na kieliszki, mogliśmy wejść też i tutaj. No to co, wbijamy tam. Okazało się, że tam ciężki kaszan. Parkiet wielkości kawalerki w centrum Poznania o kształcie trapezu. Może łącznie jakieś 35 m2. Na tym metrażu krzesła pod jedną ścianą, pod drugą ścianą bar i tez kilka krzeseł i densflor, który pomieściłby max 4 osoby xd. Tak jak to wino na kieliszki polecam 100%, tak ten lokal na górze, nawet nie wiem jak się nazywał, to straszna lipa. Może latem jest tam lepiej, bo można z tego lokalu wyjść na fajny balkon z małym widokiem na Poznań, usiąść, napić się drinka za 50 zł i pobajerzyć o interesach. Niestety to jeszcze nie mój poziom, a o interesach póki co to rozmawiam z klientami w ich biurze albo na zapleczu supermarketu xDD. W tym lokalu typy 50+ i jakieś wypicowane niuńki z nimi. Pewnie rolka zwiniętych stówek w kiermanie i kolenda po najlepszych pubach w Pzn xd Na pewno nie podjechali tak jak my uberową skodą fabią za 25 ziko na czterech do podziału z jakimś typem co nie kumał słowa po polsku i zaje*ał się na rondzie jezioraka i zamiast pojechać prosto pojechał w lewo i obwiózł nas na około. Laski pojechały jedną dryndą, a my drugą. Czekały na nas z 10 minut pod lokalem xd . Hahaha 🤣🤣. Mega dużo śmiechu. Imprezka wypaliła. Właśnie, to też ważny szczegół. Mieliśmy stolik w takim jakby lobby czy coś takiego. Ogólnie pod zadaszeniem, ale takim kurka wodna nieocieplonym, takim surowym, otwartym. Były grzałki dookoła nas więc nikt nie zmarzł. Pogoda była całkiem dobra , śmiało zatem takie poSiedzenie „na dworze” było ok. Chodzi również o to, że legalnie można tam było sobie zajarać petka jak człowiek, a nie schodzić gdzieś tam w tym labiryncie do wyjścia, ubierać się, później znów wracać i się rozbierać. Kupa roboty psu w du*e i się odechciewa wyjść 🤭😝. Oczywiście byli chętni również na balety w X-demonie, skoro ta halloweenowa impra nie wypaliła. Jeśli chodzi o mnie to średnio, ale skoro nie miałem siły przebicia padło na to, że idziemy. Jeden z przyjaciół miał tam na bramce jakiś koleżków i załatwił nam wejściówkę. Poszliśmy tam a tam z 60 osób przed wejściem. Kibel tam taki, że głowa mała. Ostatecznie zrezygnowaliśmy. Pojechaliśmy do chaty, jeszcze tam posiedzieliśmy i zawijka spać. Rano oczywiście zmęczony na maxa. Jubilatka dętka nie z tej ziemi xd. Pić to trzeba umić! 😝 żartuje, było kilka powodów do świętowania. Czasem można odpalić 🤣🤭. Na śniadanko maczek, wiadomix i wegetacja cały dzień. Następnego dnia normalnie do pracy. Wyszedłem mega szybko do roboty, żeby równie szybko skończyć. Powód?

Lecimy nad morze, chwile chociaż pooddychać, zrelaksować się, poświętować 11 lat naszego związku i narwać trochę rokitnika 🤭😂. Dokładnie, jesteśmy ze sobą już 11 lat, a kochamy się coraz mocniej. Mam nadzieje, że nigdy to nam nie minie i będzie trwało do końca i jeden dzień dłużej. Śmiało mogę napisać, że ja znalazłem swoją drugą połowę na tej ziemi. Wam też tego życzę. Szanujcie się wzajemnie, dużo rozmawiajcie, a będzie dobrze. W sumie musicie robić jeszcze dużo dużo innych rzeczy, ale po nie już zapraszam na priv. 3.99 netto jedna porada. 🤣🤣. Pojechaliśmy do chałup, do hotelu 77. Jakoś mam sentyment do niego. Byliśmy tam już kilka razy. Co mnie przekonuje do tego hotelu? Po pierwsze primo położenie. Jest na końcu chałup i później już długo długo nic. Oznacza to, że właśnie tam jest bardzo małe zagęszczenie ludzi, jak idzie się w prawo od hotelu w stronę Helu to nic tylko piękna plaża, morze i las. Rewelacja. Polecam dla osób, które lubią jesienną porą polecieć nad morze pospacerować i pooddychać. Ja to wywalam się z ukochaną na plaży w śpiworach, leżę i słucham morza. Moglibyśmy tak cały dzień. W sumie często tak robimy. To tak jakbym podłączył telefon pod szybką ładowarkę. Przyspiesza to mój proces regeneracji. Teraz nie było trochę na to warunków i czasu, ale musiałem się chociaż na chwilkę położyć na pleckach i poczuć to coś. Naładowaliśmy baterie. Przyjechaliśmy na miejsce to była chyba 17. Ciemnawo już. Oczywiście wybraliśmy się na spacer nocną porą po plaży. Wypas. Teraz przedstawię kilka zdjęć robionych totalnie w nocy. Zadziwiają mnie te aparaty w tych telefonach. Wyglądają te zdjęcia jakby je malował Iwan Aiwazowski zaraz po obrazie „widok na morze w okolicach Sankt Petersburga”. Tak, ten na samej gorze, też zrobiony nocą telefonem w lesie. Podoba mnie się najbardziej.

To ja xd, leżący sobie w nocy na plaży. Ładuje baterie.

Dobre w tym hotelu jest też to, żę jest taka mała strefa spa. Wydaje mi się, że jest ciut większa od densfloru w lokalu, o którym wspominałem wcześniej.😂. Można tą strefę mieć dla siebie na godzinę w cenie noclegu, po wcześniejszej rezerwacji. Hotel nie jest duży więc jak zajechaliśmy to ostatnia wolna godzina była o północy xd. Wzięliśmy ją xd. Poszliśmy na kolacje do restauracji hotelowej. N. jadla pierogi z dorszem, a ja z gęsiną. Były mega spoko. Później poszliśmy na spacerek i w między czasie zadzwoniła recepcja , że zwolniła sie godzina 19 na spa i czy byśmy nie chcieli skorzystać. No jak nie jak tak 🌝😁. Poprosiłem wcześniej pana na recepcji, że jak się coś zwolni niech da znaka. Udało się. Poszliśmy sobie elegancko na spa na 19. Sałenka, jakuzzi i się jakoś żyje. Do tego po wypoczynku wjechała jakaś butelka prosseco, rocznik bieżący i ja praktycznie o 21 to już byłem nieprzytomny. Śpiący w sensie, nie pijany. Rano śniadanko hotelowe jak zawsze na wypasie i ogień na Hel, bo taki był cel. W ogóle co meduz było na brzegu plaży. Nigdy tyle nie widziałem.

Pochodziliśmy, pooddychaliśmy, napełniliśmy małą torebkę rokitnikiem

i później już do domku, bez obiadu.. 🤣🤭.

Fajowy to był weekend. Bejbuniu, dla Ciebie jeszcze raz sto lat 🎂🎂🎂 kocham Cię, Twój D.

20-23.11

Jestem. Co to się wydarzyło w okresie napisanym w nagłówku to nie mam pytań 🌝. Gdybys zadał/a mi pytanie jaki był to dla mnie weekend. Parafrazując i minimalnie zmieniając słowa klasyka odpowiedziałbym:

Wspaniały to był łikend, nie zapomnę go nigdy. Dużo pieniędzy wydałem, a bardzo tego nie lubię, wypiłem dużo (jak dla mnie) alkoholu, choć nie spożywam go za często i spałem bardzo mało, a tez tego nie lubię. 🤣 jednakże jak mówi drugi klasyk „ są w życiu rzeczy, które warto i są takie, które się opłaca. I nie zawsze to co warto się opłaca, nie zawsze to co się opłaca warto”. Dlatego nie opłacało się maksymalnie jechać do Warszawy 350 km w jedna stronę i wydać na hotel gruby hajs, bo to Warszawa, ale było warto, bo koncert 25 lecia Wojtka Sokoła na scenie i po 13 latach wspólny koncert z jędkerem. Cały ZIP skład. i w tle dużo muzy WWO pewnie się już nie wydarzy. Dobra może zacznę jak zawsze od początku.

Jakiś czas temu dowiedziałem się, że będzie powyższy koncert. Jak ktoś mnie zna albo choć trochę czyta mojego bloga wie, że Wojtek Sokol praktyczne w każdej epoce swojego życia siada mi strasznie i słucham praktycznie wszystkiego co z nim związane. Nie jestem jakoś bardzo ukulturiowiony jeśli chodzi o koncerty i nie bywam co miesiąc. Na ten pewnie też bym nie pojechał gdyby nie N. Oczywiście podjarałem się strasznie jak dowiedziałem się kto tam będzie i co tam będzie grane, ale nie jestem aż tak bardzo zorganizowany, żeby zapisać sobie kiedy startuje sprzedaż biletów itp. Polubiłem to na fejsie i w sumie na tym pewnie by się skończyło. Moja ukochana jednak potraktowała sprawę priorytetowo i przyczaiła się niczym tygrys na sawannie na bezbronną łanie i wyszarpała flaki z otrzewnej, kupując bilety. Rozeszły się w kilka minut, bo fanów tego składu jest wiele, zwłaszcza w wwa. Ucieszyłem się na maksa. Oczywiście te bilety były zakupione dawno temu. Jakoś tydzień przed samym koncertem, może dwa zacząłem odpalać booking w celu zorganizowania sobie noclegu. Koncert w piątek o 20.30, to wiadomix, że nie będziemy po nocy wracać. Tylko się zaplanuje jakieś tango Argentyno w stolycy i w sobotę powrót, bo roczek mojego chrześniaka na 14 🤣😅🥁. I tak sobie patrzyłem od dłuższego czasu na booking i dramat. Dawno nie zamawiałem w Warszawie noclegu i napisałbym, że ceny zwaliły mnie z nóg, ale byłoby to zbyt łagodne stwierdzenie. Napisze to bardziej po polsku. Ceny rozje*ały mnie na łopatki. Ok, może i się nauczyłem, że lubię mieć niezły standard w miejscu wypoczynku, w którym się znajduje. Tłumacze sobie to bardzo PROSTO. Jade na taki wypad raz na ruski rok. Nie chce jechać do jakiejś nory, żeby się wku*wiać na wszystko. Dlatego zawsze staram się wybierać określony standard do moich potrzeb. Czyli dywanik w pokoiku, taki mięciusi, który pod naciskiem mojej stópki zapada się otaczając ją delikatną tkanina z Turcji. Oczywiście lubię też fajowy widoczek z okna jak da radę. Duże, wygodne łóżko typu queen i śniadanko w cenie. Oczywiście jestem też trochę januszem biznesu i chciałbym to za bardzo przyzwoitą cenę 😁. Praktycznie zawsze udaje mi się spełnić wszystkie te wytyczne. Niestety aktualna stolica naszego państwa zweryfikowała szybko moje wytyczne i poprosiła abym wsadził je sobie głęboko tam gdzie słońce nie dochodzi, czyli w du*ę i zmusiła mnie do decyzji w moralnym dylemacie. Wydać sporo więcej niż zakładany budżet na ten wypad i zabawić się jak don wasyl na dożynkach w Kruszwicy czy zaoszczędzić pare złotych, przespać się w jakiejś norze za 250\doba z oceną na booking 6.7 i wziąć kanapki z pasztetem drobiowym i ogórkiem kiszonym na drogę. Odpowiedz oczywiście jest bardzo prosta. Kto zabroni biednemu bogato żyć. Padło na 6 piętro w 4 gwiazdowym hotelu na goclawiu z widokiem na most i centrum. Kozak. Wszystko oczywiście na wariackim papierze. Tak więc szukałem hotelu do ostatniego dnia przed wyjazdem. Hotel +-5km od centrum albo samo centrum ze śniadaniem to koszt -+500 zł doba + parking około 100 zł doba. Prosty rachunek. Totalny dramat. Mówię przecież nie będę wydawał tyle kebzy na jeden dzień. W sumie już byliśmy w pewnym momencie zmieszani, że może jednak wracamy. Uknułem sobie jednak chytry plan, jak baba z radomia, że zapisze sobie 2 najlepsze i najbardziej korzystne cenowo lokalizacje i po prostu pojedziemy tam z bomby i będziemy się dogadywać na miejscu. Już nie raz przekonałem się, że booking robi sporą przecinkę na tych ofertach. Tak też zrobiliśmy. Wjechaliśmy do hotelu i na miejscu dogadaliśmy dużo lepszą ofertę niż ta na booking i nie zapłaciliśmy złotówki za parking. Dodatkowo na recepcji był koleś, który wykazywał ewidentne objawy zaaplikowania sobie jakieś substancji wspomagającej, która zmiękczyła go strasznie. Przyczyniło się to również do bycia miłym dla drugiej osoby i bardziej wygadanym i podczas mojej chwilowej nieobecności spowodowanej pójściem po portfel do samochodu moja ukochana swym wdziękiem osobistym i krótkim small talkiem z tym przemiłym porobionym panem załatwiła nam pokój na 6 pietrze z ekstra widokiem.

😀

Nie będę pisał ile zapłaciliśmy za ten hotel, ale nieznacznie przekroczyliśmy założony budżet, więc luzik😁. Warto czasem zaangażować się w temat trochę bardziej i można sporo zaoszczędzić. Oczywiście nie zawsze się da i czasem oferta na booking jest identyczna jak bezpośrednio w hotelu. Nie wiem jak to jest. Tym razem się udało. Dobra nasza 😁. Oczywiście zanim załatwiliśmy hotel, wiadomix że doba hotelowa zaczyna się od 14, poszliśmy zwiedzać, bo w centrum Warszawy w piątek byliśmy już o 9 😁. Ruszyliśmy z parkingu pod zamkiem, taka mam tam miejscowe, że koniec świata. Nie napisze jej tu bo jeszcze post się wybije i mi będziecie tam parkować, a jak będę chciał za rok jechać do wwa to nie będzie miejsca 🤣🤣. Ruszyliśmy na wycieczkę. Obowiązkowo – Pałac Kultury. Wjazd na górę 25 ziko xd. Bez komentarza. Nie stanęło to jednak nam na przeszkodzie. Tak jak kiedyś bym tam pewnie nie wszedł ze względu na mój strach przed wysokością , to z racji na to, że już trochę po górach śmigam, to ten lęk jakiś mniejszy mi się wydaje. Wbiłem tam na luzie. Widoczki ekstra. Panorama mega.

W ogóle trafiła nam się taka piękna pogoda. Świeciło słońce, ale trochę wiał wiaterek. Mimo wszystko było bardzo przyjemnie jak na ten okres. Po pałacu kultury podróżowaliśmy sobie ścieżkami śródmieścia i zwiedzaliśmy. Później koło ronda z palemką poszliśmy na bulwary. Też są bardzo ładne. Wisła też robi wrażenie. Nasza warta to jest strumyk w porównaniu do Wisły. A znów Wisła np. do takiej Amazonki.. masakra chciałbym kiedyś zobaczyć ujście tej rzeki w Brazylii, w najszerszym punkcie ma około 80 km szerokości. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Wracając do Wisły, która też jest niezła . Doszliśmy bulwarami do biblioteki BUW, weszliśmy tam, a tam coś takiego:

W sumie to zdjęcie nie oddaje klimatu tej biblioteki. Trzeba zobaczyć. Obowiązkowy punkt na mapie wwa.

ale to NIC, przy tym co jest na dachu tej biblioteki. Ponad hektar ogrodu. Odje*ane tam jest nieźle. Przeszliśmy cały ten ogród wzdłuż i wszerz i jak już schodziliśmy zaczęły nadciągnąć tabuny małolatów, dla których chodzenie po tym dachu nie ma najmniejszego znaczenia i sensu. Przyjechali z wioski i czekają na McDonalda, później popcorn i kino i jakieś ekstra przygody w autobusie 🤣. Skąd wiem? Sam jeździłem na takie wycieczki i wtedy chodzenie po muzeum albo zwiedzanie biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego to była żenua roku. Dziś już inaczej trochę patrzę na to wszystko i uwielbiam zwiedzać i patrzeć sobie na różne rzeczy i wyobrażać sobie jak musieli żyć kiedyś ludzie.

Normalnie to zdjęcie i to wyżej jest na tym dachu BUW. Mega sztos.

Chciałbym żyć w takich czasach np. Renesansu czy jakiegoś innego fajnego wieku. Bez tego technologicznego upośledzenia. Jak patrzę teraz na dzieci i młodzież to się wzdrygam. Dobra do brzegu, bo znów lecę w bok. Pozwiedzalismy bardzo dużo. Zrobiliśmy około 18 km z buta po centrum. Około 13 poszliśmy na obiadek. Nie mogliśmy się zdecydować. Obczailiśmy kilka knajp, ale jakoś tak średnio albo zupełna drożyzna, gdzie za obiad musielibyśmy wybecalować z 500 zł. Przystawki zaczynały się od 50 zł 🤣. Główna karta od 150, czytaj u Fukiera w restauracji Magdy G. Chociaż od razu widać, że to jej restauracja. Czemu? Obczajcie:

Może następnym razem. Tym razem padło na jakąś włoską pizzerie z dobrymi ocenami na Google. 4.7 bodajże. Dobra picka zawsze wjeżdża. Ogólnie lokal spoko, mieliśmy dobra miejscówkę.

Jakaś babinka weszła w kadr 🤭

Pizza rewelacja, ale jest jedno ale. W tle zamiast jakiejś włoskiej muzyczki, którą uwielbiamy i w sumie idealnie wpasowuje się w klimat takiej pizzerii, leciała Kasia Cerekwicka hahahaha. Czar prysł. Ja na początku nie zwróciłem uwagi, ale później już słyszałem coraz mocniej xd. Z piosenki na piosenkę coraz to gorszy repertuar. Poza muzyczka, gitarra. Niestety, muzyka to ważna rzecz w lokalu. Ocena pasibrzucha? 8 na 10. Zjedliśmy, pojechaliśmy do hotelu trochę zmęczeni, bo jednak pochodziliśmy sporo. Kupiliśmy po drodze jakieś bąbelkowe alko i szykowano na koncert. Koncert był w Torwarze. Nie wiem ile tam wchodzi ludzi, ale sporo. Na fb N. wyczytała, że hale otwierają o 17.30 i zalecenia organizatorów były takie, żeby pojawić się wcześniej z racji na sold out biletów. Nigdy w torwarze nie byliśmy, zastosowaliśmy się do zaleceń i na miejscu byliśmy myśle około 17.30. Wpuścili do hali o 18. Już po 30 minutach zastanawiałem się po cholerę my jesteśmy tu tak szybko. Ponad 2 h oczekiwania na koncert. Fataliti. W między czasie w mojej głowie rozstrzygał się kolejny dramat moralny. Kupić t-shirt za 130 ziko czy dać sobie spokój. Mój rozsądek zadecydował, że odpuszczam. Moja ukochana jednak przekonała mnie, żebym kupił. Na początku byłem na nią trochę zły, że mnie namawia, wręcz nalegała xd, ale później mi przeszło i teraz jej jestem wdzięczny, bo mam limitet edyszyn koszulkę. Będę się lansował. Warto było czekać. Koncert trwał prawie 3h i był to jeden z najlepszych koncertów na jakim byłem w życiu. No klimat na maxa. Było mega dużo gości. Wiadomix, cały zip skład z jedkerem, didżeje, był que, pezet, problem, igo, marysia starosta, taco, białas. Mogłem kogoś pominąć. Ogólnie ciężki rozpie*dol. Byliśmy może z 3m od sceny. Mieliśmy plan, że po koncercie ruszamy w miasto jeszcze na jakaś przechadzkę. Jak się skończył koncert to byliśmy tak zmęczeni, że od razu zawijka na hotel 🤣🤣.

Poszliśmy spać to było chyba po 2, a na 8 śniadanko, szybki ogar i do Pzn. Na 14 roczek mojego chrześniaka. Można powiedzieć, że obyło się bez żadnych komplikacji. Roczek się udał. Wybawiliśmy się z dzieciakami i do domu, odpoczywać. I tak to minął bardzo pozytywnie weekend 20-23.10. Za chwile listopad i święta. 🙂

Zarzucam jeszcze kilka fotek

CAŁY NARÓD BUDUJE SWOJĄ STOLCE 🤟
Po oczach widzę, że koleżka zatoczył taki melanż, że aż mu się ulało. 🤣

To tyle na dziś dzień. Piooona 🤟

4-19.10

Nie zdążyłem dobrze mrugnąć powiekami, a minęły już prawie dwa miesiące od ostatniego wpisu 😮😮😮. To tylko pokazuje jak czas szybko mija. To co było wczoraj, to już historia, a co będzie jutro? Nie wiem. Dlatego trzeba cieszyć się z tego co tu i teraz. Ostatnie tygodnie jakieś takie ponure. Jak zawsze w tym okresie, szybciej lub później przechodzę jakaś taką jesienną depresje. Wydaje mi się, że teraz zaczęła się szybciej niż w tamtym roku. 😑😑. Na to wszystko nałożyła się jeszcze 2 tygodniowa choroba – ostre zapalenie zatok. Wydaje mi się, że w dużej mierze przyczynia się również do mojej jesiennej depresji miejsce mojej pracy. Nadchodzą ciężkie czasy dla branży i ogólnie dla handlowców. Sprzedaż umiera śmiercią naturalną. Wszystko za sprawą tej pseudo politycznej wojny przede wszystkim, a w drugiej kolejności ludzi, którzy są pazerni i sami nakręcają gówno burze. Wszystko masakrycznie drożeje na półkach sklepowych. Teraz na to wszystko nakłada się ciężki kryzys energetyczny, który myśle że będzie największym problemem od lat i dopiero przełoży się to na cenę ostateczna dla klienta. Oczywiście ludzie w bojaźni o jutro, podkręcają wszystko, żeby zarobić jak najwiecej na ludzkim nieszczęściu. Tona jakiegoś obsku*wiałego szajskiego ekogroszku na oficjalnej stronie pgg 1800 zł. Można kupić maksymalnie 3 tony. Ktoś to musi przywieźć, rozkruszyć i załadować w worki. 7,5k myśle że ostatecznie tyle wyjdzie za 3 tony. Jakiś kur*wa dramat. Rok temu za te pieniądze kupiłbym 8 ton dobrego groszku, a teraz sprzedają jakiś szit. Zadecydowaliśmy ostatecznie, że z bratem i tatą plus tam pewnie jeszcze ktoś pójdziemy do lasu urobić trochę opału na zimę. Je*ać prądem ten ekogroszek i wszystkich, którzy są odpowiedzialni za spowodowanie takiej sytuacji. Siedziałem nie wiem ile, miesiąc, dwa nie wiem i w końcu raz udało mi się kupić tonę groszku. Dobre i to, ale ile nerwów i mięsa wyrzuconego z moich ust. To jest jakiś obłęd. Kupiłem rodzicom tonę opału na tej stronie pgg.pl. Nic mnie tak dawno nie wku*wiało jak próba zakupu tam. Normalnie idzie wyjść z siebie i stanąć obok. Podjąłem kilkanaście razy próbę, ale to nie jest na moje nerwy. Podziwiam mamę, siedziała tam 4 miesiące i nic. Mi sie udało, ale tylko tonę. Rodzice potrzebują minimum 2, ale teraz maksymalnie można jednorazowo kupić tonę pakowanego w worki.. straszne gówno. Szkoda wirtualnych literek na opisywanie tego syfu.

Nie chciało mi się pisać, z racji na moją jesienna chandrę. Zawsze tak mam. Nie chce mi się od jakiś 4 tygodni zupełnie nic, a obowiązków mam milion. Do tego pogoda jest jaka jest, na działce jeden weekend odpadł, przez pogodę. Tata przyjechał w piątek wieczorem pociągiem a w sobotę o 7.23 już był na powrocie, bo tak padał deszcz, że koniec świata. Na szczęście ostatnio był ekstra ładny weekend i polecieliśmy z tatą jak zawsze na pełnej szpuli. Pracowaliśmy od świtu do nocy, ale skończyliśmy murowanie fundamentów z bloczka, zostają tylko szalunki na rdzeniach, betonik, izolacja pionowa fundamentów i może w tym roku udałoby się jeszcze to zasypać, ale będzie ciężko. Ogólnie sytuacja z budową wywołuje we mnie też mieszane uczucia. Działamy, ale zdaje sobie sprawę, że bez kredytu to będziemy budować ten dom 15 lat. Mimo ciężkich czasów, musimy wziąć niemały kredytinio. Trudno, młodsi nie będziemy, tu za blok płacimy furę kebzy, nie ma na co czekać. Banki podobno schodzą ze swojej marży, z racji na brak zainteresowania kredytami. Fatalne czasy na cokolwiek 🤣. Zazdroszczę tym, którzy maja swój kawałek podłogi bez kreski. Życie staje się trochę inne.. No nic mam nadzieje, że mi też będzie sprzyjał los i do 40 spłacimy ten kredyt 🤣🤭😝. Nie chce mi się chodzić do pracy. Nie chce mi się wstawać. Najchętniej przespałbym cały dzień pod kocykiem. Do tego 2 tygodnie bite byłem na zwolnieniu lekarskim. Poskładało mnie konkretnie.

W sumie to dlatego nic tu nie pisałem, bo musiałbym wylewać swoje żale i pisać same smutne rzeczy. Rośnie mi brzusio, bo jem dużo. To też standardowy proces u mnie. W tymże okresie co roku, częstotliwość spożywania artykułów spożywczych przekracza u mnie zdecydowanie normę. Budzi się we mnie w tym okresie instynkt niedźwiedzia, ale nie taki, jak każdy myśli, że ryk, dużo krwi i agresji, poszarpane mięso. Nie o takim instynkcie myśle. Bardziej mam na myśli instynkt przetrwania zimy i po prostu składowania dodatkowego tłuszczyku w dolnych okolicach mostka aby spokojnie zapaść w sen zimowy. Myśle, że na wadze jakieś 5kg do góry. Drama. No może przesadzam z tym, że pisałbym same smutasy, nie wszystko było smutne, ale w takim ponurym anturażu nie idzie pisać wesołych historyjek. Do tego splot wielu różnych wydarzeń i tak nie mrugnąłem okiem i minęły dwa miesiące 😅😂

JESIEŃ

Oficjalnie już zaczęła się jesień jakiś czas temu. Jak idzie wywnioskować z tekstu wyżej, średnio lubię tę porę roku, głównie ze względu na pogodę. Pada, wieje, zaczyna szybko robić się ciemno. Depresyjna aura unosi się wszędzie. Są jednak dobre strony medalu i o nich tu wspomnę. Od małolata mama zaszczepiła we mnie miłość do zbierania grzybów. Uwielbiam ten klimat. Pierwsza sprawa – las. Nic mnie tak nie relaksuje jak las. W połączeniu z górami to już w ogóle. Kocham spacerować sobie po lasku, a jeszcze do tego jak trafiają się piękne okazy, które stworzyła sama matka natura, to nawet bardzo kiepska pogoda nie jest mi w stanie popsuć humoru danego dnia. Oczywiście nie jedna osoba powie, ze jeszcze liście żółkną i nabierają ekstra kolorów. No niestety ja, można powiedzieć pozbawiony pewnych umiejętności widzenia kolorów nie podniecam się tym aż tak bardzo, ale to fakt, że drzewa wyglądają zjawiskowo. Tak czy owak grzyby to największy plus jesieni. Zawsze jak jadę do rodziców na week to z mamą sobie jeździmy na grzybki. Jak jestem w Pzn, to wtedy rzadziej jeżdżę, bo po prostu nie mam czasu albo jak kończę robotę o 15 to jak. Jak mam jechać godzinę czy półtorej i stać w korkach zanim wyjadę z poznania i później zajechać na miejsce i patrzeć, przy okazji się wkur*iając na poucinane korzonki to dziękuje bardzo. Ja to muszę być w lesie o 7-8. Jak już wychodzę z lasu o 11 z pełnym wiaderkiem grzybów, to nie przeszkadza mi 38 samochodów w lesie. Oczywiście jednym z powodów dla których jeżdżę rano to fakt, że nie nawidzę jak małe dzieciary niewychowane latają po lesie i drą japy jakby je wypuścili z wariatkowa. Ja wszystko staram się rozumieć, że to las, że wolna przestrzeń itp. Nikt jednak nie powie mi, że jakby dziecko było wychowane dobrze, to w lesie również potrafiłoby się zachować. Ja jeżdżę z mama na grzyby od ponad 20 lat. Tez byłem mały i jakoś nie darłem mordy na cały regulator, nie niszczyłem drzew i np. trujących grzybów, bo po co. Dramat. Oczywiście spotykam też bardzo dużo wychowanych dzieci z rodzicami w lesie, które potrafią się zachować. Jednak wystarczy dwójka dzieciaków w lesie w obrębie kilkuset metrów, którzy krzyczą w niebogłosy i nagle tak mnie to rozstraja, że przestaje widzieć grzyby. Serio xDD od razu odbijam jak najdalej. Teraz ja zaszczepiłem w mojej ukochanej zbieranie grzybów. Pewnie nikt by tego nigdy nie obstawił na zakładach bukmacherskich, że N. kiedykolwiek będzie sama chciała jechać na grzyby. Złapała bakcyla i lata razem ze mną 😁. Już w tym roku nazbieraliśmy trochę grzybów w pięknych lasach, często innych, szukamy tego jednego, wyjątkowego. Tam gdzie się wychowałem, mam już pare swoich miejscówek. Tu jeszcze nie bardzo.

😁😁
Ten grzyb ma wiele nazw, u nas mówi się na to kozia broda. Co wychodzi z tego zupa, mistrzostwo.
Jak sezon grzybowy, to nie może zabraknąć gwiazdy wieczoru. Kotlety z kani z kluskami śląskimi (kluski sam robiłem 🌝) i sosem borowikowym. 11/10.

Teraz znów pada deszczyk, to grziby bedo. I tak się toczy to wszystko. Pisze tego posta chyba z 2 tygodnie. Ten tydzień też szalony. Co dzień wyjście z domu o 7-8 i powrót o 20, bo sporo spraw jakiś takich jest do ogarnięcia, że brakuje dnia na cokolwiek. Na termy wybieramy się też już myśle z dobry miesiąc i nie możemy dojechać, bo zawsze coś wypadnie. Dzisiaj również misja do ogarnięcia i później do znajomych, bo dawno nie byliśmy. Jutro do koła, w piątek do Warszawy, a w sobotę do mojego chrześniaka na roczek. 🤣🤣 grafik napięty jak plandeka na żuku. W niedziele chwila odpoczynku i w poniedziałek wskakuje znów do karuzeli, na której czas ucieka przez palce. Za chwile też urodżinsy mojej ukochanej, chwila listopada i trzeba pisać list do Mikołaja. Kiedy w tym wszystkim znaleźć czas na przyjemności, budowę domu i pozostały milion rzeczy do ogarnięcia. Nie wiem. Mam nadzieje, że niedługo odpocznę, bo już jestem zmęczony tym rokiem i tym wszystkim dookoła. Nie miałem urlopu, znaczy miałem, ale pracowałem 4 razy ciężej na urlopie niż w pracy 🤣🤣🤣. Dobrze, że mam N. Jakoś to ma wszystko większy sens. Kończę ten mały wpis utworem który ostatnio sobie upatrzyłem, na ten ulubiony z płyty.

Zoooooobacz jak się łaaaaadnieeeeee pali, zooobacz jak Ci ładnie w tej sukience 🎶🎶🎶🎶🎶🎶

Trzymajcie się wariaty, nie dajcie się wydymać, zło czycha wszędzie. 🥁badum tsss🥁

25.08

Rozpędzam się. Coraz częściej wolę usiąść i poświecić wolny czas, żeby coś napisać niż porobić coś bezużytecznego. Dziwne, jednocześnie dość fascynujące.

Mam nadzieje, że taki stan utrzyma się jak najdłużej. Ostatnio jak przysiadłem do tej drugiej części bloga, to napisałem chyba z 6 stron a4 na strzała. Nie do końca tam przeredagowałem ten tekst jeszcze, ale spoko, kilka dobrych godzin pisania i trochę redagowania i będę w miarę na bieżąco. Zapisałem tam chyba z 60 stron, a dopiero opisuje marzec czy tam kwiecień. 🤣 Biorąc pod uwagę, że mam zamiar dokładnie opisać każdy szczegół budowy + koszty i oczywiście wszystko co się działo, jakieś anegdoty, pierdoły, przydatne porady, jak się ustrzec przed odb*ebaniem jakiejś kichy itp. itp. to estymuje na koniec 600 stron treści w jednym ciągu, podzielonym na rozdziały i otagowanym w miarę dobrze. Może dodam jakiś filmik. Myśle o tym czasem, ale nie chce się pokazywać w internatach. Pisze tego bloga już długo, a nadal wydaje mi się, że jestem dość anonimowy i chciałbym żeby tak zostało póki co. To będzie tekst tylko dla ludzi o mocnych nerwach i lubiących czytać. Myśle, że będzie mnóstwo ludzi, którzy wejdą, zobaczą i powiedzą : „pierd*le czytać tyle stron, obejrzę sobie jakiegoś vloga”. Wcale się nie dziwie, bo jakbym był po drugiej stronie, to nawet bym się nie zainteresował moim blogiem, bo nie lubię czytać, a jak potrzebuje jakiejś rady to szukam vloga🤣🤣. Kto by się spodziewał, że taki ja, będzie tyle pisał. W sumie jestem z siebie zadowolony. Pomysł z pisaniem czegoś pojawił się tylko dlatego, że nie lubie czytać i czytam bardzo mało książek, co w reakcji łańcuchowej powoduję zanik umiejętności poruszania się chociażby czarnym długopisem po jakimkolwiek płótnie nie robiąc błędów, w skrócie zapomniałem jak się pisze sporo słów. Ok, sporo rzeczy poprawia za mnie słownik w łordpresie, ale jak pisze dużo to to też się utrwala. Z dwojga złego, lepiej w tę stronę. Pani A.P., którą serdecznie pozdrawiam, uczyła mnie j. polskiego w liceum, jednocześnie będąc moją sąsiadką – byłaby dumna, że taki nieuk pisze tyle wyrazów.🌝🌝 Widząc teraz ilość osób, która odwiedza moją stronkę, totalnie bez żadnego promowania, bo nie mogę, to w sumie zajawka rośnie i chce się pisać jeszcze więcej, do tego jakieś pozytywne komentarze od znajomych. Jak wrzucałem pierwsze posty na fb, to zasięg posta był na poziomie 30 osób, z czego 19 to znajomi. 😅😝. Teraz wrzucam swoje wypociny, patrzę a tu post dotarł do prawie tysiąca osób i np. 200 aktywności tam na blogu, w sensie jakiś ruchów na stronce .com , a przecież ten blog w zasadzie nic sobą nie reprezentuje. Więc jakoś tak mi miło i w sumie jestem trochę zmieszany, dziwne uczucie. Musiałbym tam sporo rzeczy ulepszyć, ale jak to mówił naczelnik w kilerze „po pierwsze nie mam za co, a po drugie nie mam za co.” Sam nie umiem i nie mam za bardzo teraz czasu na to, żeby się tego uczyć metodą prób i błędów, jak przy zakładaniu bloga 😅. Znając życie bym coś spierd*lił i by było po blogu, a szkoda. Zapisałem już tu sporo myśli. Z drugiej strony szkoda mi hajsu, żeby wynająć jakiegoś szakala co by mi to zrobił. Każdy się ceni. W sumie kiedyś wysłałem zapytania do kilku typów o jakieś tam pierdoły. Byłem świadomy tego, że on tam wejdzie w stronkę, poklika pół godziny i będzie cacy. Najtaniej koleś wycenił mi usługę 700 ziko. Oczywiście bez faktury. Wiec robiłem sam. Nie jestem jakimś ekspertem w tejże dziedzinie i ogólnie troszkę upośledzony w stosunku do technologii, jeśli tak to można nazwać, z czego w sumie się cieszę. Nie mamy telewizji już chyba 7 rok. Polecam 😜. Z drugiej strony jak mam coś tu zrobić na blogu co pozwoli mi ulepszyć stronę, to zabieram się jak pies do jeża i strasznie mozolnie idzie taka praca. Zniechęca mnie więc sama myśl o tym.

Kurła, ale znów poleciałem. Miałem pisać zupełnie o czymś innym. Dziś czwartek już. Czas zapie*dala tak, że szkoda gadać. Więc jak już tu jesteś i to czytasz to sprzedam Ci tipa, weź to zostaw na chwile, zdążysz doczytać i idź na przytulaska do swojej drugiej połówki i powiedz coś miłego, zatrzymaj się na chwilkę (kołcz dejf😜). Dobra znów odbiegam od meritum. Chciałem puścić jakiś ułamek tego co się działo w weekend, bo byli u nas moi rodzice i działaliśmy na działce. Zacznę zatem od początku. 🤣🤣🤣 W piątek rodzice mieli przyjechać wieczorkiem więc już od rana było sporo latania. Dodatkowo skomplikowały się sprawy z transportem bloczka betonowego, bo miał być rano, był po południu. Już byłem lekko zestresowany, że nie dojedzie, bo babeczka coś tam kręciła. Wszystko jednak się w miarę pozazębiało. Musiałem jeszcze cement przywieźć, kupić plastyfikator i folię. Wszystko miało odbyć się wcześnie rano. Niestety. Musiałem wziąć urlopik na szybko, na jeden dzień. Nie dałbym rady być tam 4 razy w ciągu dnia i połączyć to z pracą. Postanowiłem, że nie pójdę do roboty i wszystko ogarnę na spokojnie. Tak też zrobiłem. O 16 chyba już byłem w domu po wszystkim, bo wiadomix, rodzice przyjeżdzają to trzeba ugościć jakimś jadłem. N. w pracy.

Padło na polskie sushi. Jadąc w czwartek przez jakieś wioski pod Środą Wielkopolską, z pola wyjeżdżał jakiś bamber, który wiózł na 2 przyczepach pełno kapusty, jedna spadła do rowu. Podbiło go na krawędzi jezdni jak wyjeżdżał z pola. Jechałem wolno, bo widziałem już z daleka, że ten tołdi na bank mi wyjedzie przed maskę, mimo że nic za mną nie jechało.. Karma bardzo szybko do niego wróciła, a mi wynagrodziła mini wku*wienie. Mówię jak się zatrzyma po kapustę co mu wypadła to go obtrąbie, że jest wazonem. Niedość, że wyjechał mega słabo to jeszcze zatrzymał się i blokuje drogę, a jak się nie zatrzyma, to ja się zatrzymam i wynagrodzę to sobie świeżo ściętą kapustką. Koluniu chyba nie widział jednak ani mnie ani tej kapusty co mu wypadła. Ja się zatrzymałem zawinąłem to warzywko i później przez 10 km jechałem za typem, bo albo nie wie co to lusterka, w co wątpię jednak albo bał się zjechać żeby nie wypadło więcej – obstawiam tę opcję. Niemniej jednak przekupił mnie tą kapustą i na luzie jechałem za nim 23 km na godzinę słuchając muzyczki 🤣. Kapustka prima sort. Ugotowała się w 10 minut. Chciałem dodać fotki ze zmagań kulinarnych, ale nie zrobiłem końcowego zdjęcia. Zorientowaliśmy się jak już było prawie zjedzone 🤣. Może następnym razem. Posiedzieliśmy chwile i zaraz w kimono. Umówiliśmy się, że ja z tatą na robotę jedziemy jak najszybciej, a N. z mamą dojadą później i zrobimy grilka. Nie mogłem spać, czekałem już na dzień następny z niecierpliwością. Obudziłem się chwilkę po 4 i w sumie już nie mogłem zasnąć. Wstałem więc i poszedłem robić bułeczki na śniadanko. Chwile po 5 wyjechaliśmy, bo tata też nie spał zbyt długo 🤣🤙. O 6 zaczęliśmy już robotę. Mega zajawka. Dość ciężka praca fizyczna, ale jaka przyjemna. Takie odmóżdżenie od pracy psychicznej. Zdrowo tak zapomnieć o tym co się dzieje w pracy. Dziś ludzie nie potrafią odpoczywać. Przepis na to jest bardzo prosty. Pracujesz umysłowo? Pozap*rdalaj trochę fizycznie albo idź na siłkę to zapomnisz o wszystkich problemach. Opisuje to na swoim przykładzie. Pomaga. Jak miałem wku*wa czasem, to się zbierałem na działkę i wyładowywałem emocje na wykręcaniu wkrętów i oczyszczaniu desek szalunkowych 😂😂. Do brzegu. Zanim rozłożyliśmy sprzęt, urobiliśmy zaprawę, przygotowaliśmy folie, rozciągnęliśmy sznurki itp. U taty musi być zrobione co do milimetra. Mega to szanuje, bo też nienawidzę fuszerki.

Masełko

Zaczęliśmy murować o 8. Po 11 przyjechała N. mamą. N. od razu zabrała się z nami do roboty. Mama zajęła się bardziej strefą gastronomiczną i obserwacyjną. Jestem dumny z mojej ukochanej. Kielnia w rękę i ogień razem z nami. Oczywiście nie murowała bloczków, bo są za ciężkie. Tatko działał w pojedynkę. Ja murowałem od środka ławy, a N. od zewnątrz i od góry ogarniała spoiny. Robota szła pięknie. Gdybym ja musiał to robić wszystko sam, to wyrobiłbym dużo mniej bloczka, a tak od razu spoinki zrobione elegancko. Wszystko ze szczegółami jak dokładnie to robiliśmy opisze na stronce temu poświęconej. Pracowaliśmy chyba do 18. Cały dzień na niebie były takie chmury, jakby miało zaraz dupnąć deszczem. Dupnęło o 18.30. Zdążyliśmy się zapakować do samochodu. I tak jak zaczęło lać o 19 w sobotę, tak skończyło padać wczoraj. Niestety. Kolejny raz w ciągu tygodnia ciepło, a w week lipa. Mieliśmy robić jeszcze w niedziele, ale przecież w deszczu nie będziemy murować, bo by się zaprawa rozpłynęła. I tyle z roboty weekendowej. Wymurowaliśmy łącznie z 3 palety.

Bardziej szczegółowy opis pewnie kiedyś pojawi się w #dommarzeń, stronę obok, ale to jeszcze chwilkę.

Czekamy do następnego weekendu. N. w sobotę wylatuję z mamą na wakacje. Zobligowałem się, że pojadę do Koła po N. mamę, żeby nie musiała z walizkami jechać ciapongiem tu do nas do Pzn. Taki jestem dobry przyszły zięciuniu. Przy okazji też zabiorę tatę i popracujemy sobie troszkę w weekend. I tyle w sumie. Idę na robotę, bo po robocie do roboty. Eloo

17.08

Ostatni post poświęciłem praktycznie w 100% na jedzenie. Dziś będzie trochę inaczej. Popisze sobie trochę o muzyce. Dziś już 22.08. Pisze i pisze ten post. W nagłówku zostawiam 17. Dlaczego? Odpowiedz gdzieś tam w treści.

Nie raz i nie dwa we wcześniejszych postach poruszałem temat muzyki i tego co się teraz produkuje. Jeżdżę dużo autem. Nie słucham e-booków Żulczyka czy motywujących wykładów kołcza Majka (bez urazy dla tego kolunia, po prostu pierwszy przyszedł mi do glowy xd). Zawsze najlepiej podjeżdżała mi muzyka w samochodzie, nic innego. I nie tam radio eska czy RMF, bo jak ktoś robi 80 tys km rocznie i słucha wciąż RMF, to raz, że ma papkę zamiast mózgu, bo tam cały czas, od 3 lat leci ta sama plejlista. Ile można słuchać cały czas tego samego szlambu. Rozumiem jak ktoś jeździ 8 kilometrów dziennie i do tego lubi posłuchać wiadomości albo pracuje gdzieś, gdzie ta „muzyka” leci i nie ma wyjścia. W nocy jedynie poleci coś niezłego, ale też raczej kaszana zapętlona w kółko. Większość czasu antenowego to reklamy jakiś patologicznych suplementów diety itp. Nie można tego słuchać. Po kilku godzinach słuchania takiego gówna wychodzisz z fury chory w pizdu i przygnębiony xd. Wszystkie radia się sprzedały jak tanie dzi*ki na pigalaku. Smuci mnie, że ludzie wysyłają nadal te SMS łudząc się, że zadzwoni ktoś do niego i wygra 10 tys, no chyba że jest duża kumulacja i ktoś tam raz na 3 miesiące dupnie dużo więcej. Wysłał już 3000 SMS w swoim życiu, bo wysyła od 10 lat i czasem daje się porwać chwili i wypier*ala 10 SMS pod rząd, bo kumuluje możliwość wygranej razy 500 xDD, to jakby te 4 ziko wrzucił do skarbonki to już by miał te 10 koła dawno temu na górkę 3 razy xd. No nie ważne. Bez sensu.

W sumie jakby brnąć w to dalej, to mogę spokojnie stwierdzić, że muzyka w dużym stopniu ukształtowała moje życie i pogląd na wiele rzeczy. Uzależniam muzykę od mojego aktualnego samopoczucia czy sytuacji w jakiej się znajduje. Co lepsze, są ludzie którzy twierdzą, że muzyki nie namalujesz. Pierdol*enie o Szopenie. Mówią tak Ci, którzy nie mają wyobraźni. Jak słyszę WWO – jeszcze będzie czas, to łezka kręci mi się w oku i w głowie widzę kilka zaje*istych klatek z tą nutą w tle czy jak gdzieś wpada mi w ucho Rihanna – we found love, mimo że nie słucham, zawsze mam tylko jeden obraz przed oczami 😍. Słucham muzy wszędzie. Rower, czy jakiś trening(haha śmieje się jak to pisze, kiedy ja byłem na treningu 😂😂), zawsze przy dupie mam ze sobą swoje ukochane beatsy. Wiadomo, że jak się gdzieś spieszę to nie puszczę Comy – zaprzepaszczonych sił wielkiej armi tylko coś z większym pierdo*nięciem, jakieś Days of jupiter broken halo albo In the end Linkin park 😎😎🤟🤟 NA🎶NA🎶NA🎶NA🎶. Od razu mam +20 do prędkości i do orientu, czy coś w tym stylu. Ostatnio mój friends podrzucił mi fajna plejlistkę właśnie z takimi kawałkami rockowymi i przesłuchuje 👂🏻👂🏻🎵🎶🎵🎸🎸🥁🎧. Zapodał mi taką wyselekcjonowaną, taką wycackaną.. chyba siedział nad nią kilka lat ☺️. Muszę przyznać, że siada dobrze i od tygodnia katuje tylko tą plejliste. Przesłuchałem dopiero z 1/3. Robię selekcje z już wyselekcjonowanych. Tak właśnie dobrnąłem do końca małego wywodu muzycznego, a to nie on ma być dziś tutaj najważniejszy. Miałem napisać o gałęzi muzycznej, której oddany jestem najbardziej. Pewnie nikogo to nie zdziwi, ale padło na hip-hop. Tak, to mój ulubiony gatunek muzyczny, choć patrząc na to, co wyprawia się na scenie hip hopowej.. W ogóle jaką muzykę teraz zalicza się do hip-hopu. Dramat. Pozostało kilka składów, czy chłopów co robią muzę solo i to wszystko. Reszta to ciężki asłuchalny szit. Nawet czasem nie chce mi się odpalać nowości jakiś pseudo hip hopowców, bo po co. Są tam na spotify takie plejlisty z nowościami czy coś, wchodzę tam i koszmar. (Oczywiście komuś może się to podobać, to co piszę wyżej to moje subiektywne przemyślenia i odczucia) W sumie żadnego tam przekazu w tych pioseneczkach, jakiegokolwiek. Śpiewają, bo tak to można nazwać o jakiś farmazonach, dupach, furach, kreskach i o szacunku, o którym nie maja zielonego pojęcia. Terminologia też strasznie uległa zmianie. Kiedyś jak ktoś był frajer, to był frajer. Stfu. A dzisiaj największe kondomy robią kariery, biją piątki z ziomeczkami, piszą książki i dają wykłady jak żyć, będąc jednocześnie przykładem dla młodzieży. Szkoda gadać, świat schodzi strasznie na psy, a hip-hop razem z nim. Dlatego ja jestem fanem starego hip-hopu. I mimo, że mam dopiero 29 lat i jak ja się rodziłem to ta kultura rodziła się razem ze mną w Polsce to znam wiele tracków na pamięć z lat 90 i słucham ich do dziś. Później rok 2000 i od 2015 sukcesywnie coraz większe szambo.

Dziś jednak chciałbym oddać hołd jednej nucie, tej, którą o 2 w nocy po przebudzeniu nawijam całą. 17.08 wyczytałem u Waldka na fejsubuniu, że mija 20 lat od powstania tego traku. Masakra. Czas leci, człowiek coraz starszy. Wall-e zaraz wydaje pożegnalną płytę, a peryferie i wiele innych leci u mnie do dziś na głośnikach. Kastaniety, kastatomy czy 13, myśle, że topka moich ulubionych płytek hiphopowych. Fakt mam ich wiele, ale te płytki lokują się na bardzo dobrej pozycji na mojej liście. Jak mam losowo plejlistke na spotifaju i wpadnie coś Kasty, nigdy nie przełączam tylko wolium up i jedziemy.🌝🌝

Ta nuta dla mnie jest elementem fundamentu pod moją miłość do muzyki hip-hop. Wychowałem się na takich artystach jak Waldek K.A.S.T.A, gural, sokół i cały zip skład, eldo, pezet, kiki, paluch, peja, , borixon, tedas kurka wodna mógłbym wymieniać jeszcze kilku weteranów . Waldek to gość, który gadkę ma taką, że jak ktoś nie słyszał w.w. płyt, to zapraszam do odsłuchu. Zazdroszczę jeśli ktoś nie miał okazji słyszeć z jednej strony 😜, będzie mógł zrobić to pierwszy raz 😀. Taki dziewiczy rejs.

Tym postem chciałem uczcić szczególnie twórczość Kasty i 20 lat jednej z moich ulubionych nut, która słuchana jest na Europy peryferiach gdzie świat mówi hip -hop, ale i wszystkich tych Panów wyżej wymienionych. Żyjcie i twórzcie 100 lat!

Za pare lat wrócę do tego posta, zobaczymy co wtedy będzie leciało na głośnikach i zajmowało szczytowe miejsca playlist.

Tym czasem wracam do pisania kolejnego posta, którego zacząłem w weekend, ale nie dokończyłem.

Elooo