13.04 – 9.05

Kurka wodna, dawno mnie tu nie było. To nie znaczy, że odpuściłem. Nie ma opcji. Coś nie miałem weny w ostatnich tygodniach na nic. To normalka, zawsze ten okres przejściowy z zimy na wiosnę jest dla mnie bardzo ciężki. Pogoda świruje, a wraz z nią ja. Wiadomix, meteopaci tak maja, że nawet zmiana o kilka hektopaskali może powodować zmiany nastroju, bóle głowy itp., a w marcu i kwietniu były dni gdzie w ciągu 3 h ciśnienie potrafiło zmienić się o 18hPa. Na szczęście zaczęła się na dobre wiosna więc i ja wracam. Na sam początek kilka foteczek z wypraw rowerowych i tych pieszych.

Cytadela Poznań
Sezon na warcie rozpoczęty. Tłumy ludzi pijących browarki i palących gryla.
Ruiny zamku w Kole
Widok z wieży widokowej na szachtach w Pzn
Trochę Kaszub
Wiadomix musi tez być wątek z jedzonkiem ☝️☝️

Oczywiście nie mogło obyć się ostatnio bez odwiedzin ogrodu w Kórniku, gdzie robiliśmy dwa podejścia. 3 maja jak pojechaliśmy to w sumie nic z tego nie wyszło, bo było tyle ludzi że w sumie ciężko opisać ile. W sumie jest jedno takie stwierdzenie, które doskonale opisuje stan rzeczy na ten moment i odzwierciedla ilość ludzi w tym miejscu 3 maja. W CH*J. Zawijka na pięcie i do chaty, później na rowery. Pojechaliśmy dzień albo dwa później, jak już nie było żadnego święta i udało się pospacerować, popatrzeć, cyknąć pare fajnych ujęć zarówno dla nas do prywatnej galerii jak i na bloga- bez nas.

Pierwszy raz widziałem jak rozwija się paproć 😁

Plany co do bloga były spore, miałem wrzucać postępy z treningów itp. No trudno, nie wyszło xd. Oczywiście to nie znaczy, że nic nie robiłem. Teraz jakbym miał opisać co działo się u mnie przez prawie miesiąc, to bym musiał wziąć dzisiaj wolne. Nie mam aż tak dużo czasu żeby pisać, dodawać zdjęcia itp. To wiąże się z reguły z tym, że trzeba usiąść i poświecić temu chwile. Nie nagrywam vlogów, więc żebyście mogli coś przeczytać, trzeba to napisać. Narazie nie będzie żadnych vlogow, bo średnio chciałbym pokazywać facjatę. trzymam się swojego – tworze bloga i opisy, żeby nie zapomnieć jak się pisze niektóre słowa i w ogóle jak się pisze. W sumie taki był zamysł powstawania tego bloga. Nie lubię czytać książek, a zapominałem jak piszę się niektóre słowa i w sumie to się nasilało. I tak oto sobie tu jestem.

W końcu świetna pogoda, słoneczko świeci. Chce się żyć. Odpaliłem już jakiś czas temu rowerek i kręcę kilometrówkę. Musi być chociaż zalążek formy we mnie, bo za tydzień lecimy w góry, a chwile później ważny dzień dla naszych przyjaciół 🦾🦾. Już się nie mogę doczekać.

Dżast lajk dat

Trip pierwsza klasa. 25 kilometrów wzdłuż wału Warty. Po 25 km i znalezieniu idealnego miejsca na postój, szybkie rozpakowanko mandżuru i piknik. Odpaliliśmy sobie w kretowisku małe ognisko, wrzucając do środka 4 zawinięte w sreberka kaszaneczki. Piwko, świeże bułeczki, kaszanka zrobiona w 7 minut i uczta – do tego piękne widoczki, śpiewające ptaki i nic więcej. Rewelacja. Relax 100%. Później powrót na chatę już asfaltem i tak oto zakręciliśmy 51 km. Wróciłem do rodziców do domu chyba koło 14, a o 15 ogień na pole sadzić warzywka. Zmęczenie sięgało zenitu. Poszedłem spać po 21 chyba. Niedzielka grill i do Pzn do ukochanej, bo została w domku.

W międzyczasie byliśmy z N w paru miejscach, mam sporo zdjęć, ujęć z drona, ale tutaj tego chyba nie będę wrzucał, przynajmniej filmików, bo ważą bardzo dużo i moment by mi zabrakło miejsca. Będę tutaj wrzucał pewnie większość zdjęć i treść, a na fejsa będę wrzucał filmiki. Kur*a, przydałby mi się telefon jakiś lepszy, bo tak żeby coś tu wrzucić muszę robić jakieś alpejskie kombinacje. Tu zgrać żeby tam wgrać i później się z tym pier*ole sporo czasu. I tak to się kręci. Przyspamuje tez trochę fejsa dzisiaj filmikami. Ciekawe czy da radę to wrzucić, bo te filmiki ważą tone.

Tymczasem zbieram się na robotę. Nie chce mi się. Chciałem opisać jeden kościelny incydent, ale stwierdziłem, że taka perełka zasługuje na oddzielny post 🙂

Piooona

12.04

Kolejny weekend minął. I tak dzień za dniem. W weekend byliśmy w Toruniu. Nasuwa mi się tylko jedna myśl co do tego wyjazdu. FOODPORN. Dużo, bardzo dużo dobrego jedzenia i nie tylko.

Zebraliśmy się w sobotę rano. I już od samego rana zaczęliśmy jeść rarytaski. Zaraz po tym jak zabraliśmy pasażerów, pojechalismy do #bajglekrolajana w Poznaniu zjeść śniadanko. Bajgle przepyszne. Jedliśmy już tam nie raz. Mam swoje dwa ulubione. Pierwszy to fullmonty, drugi to zbój i to właśnie jego klasyfikuje tam na pierwszym miejscu. Oczywiście delikatnie go tuninguje dodając dodatkowy ser i czasem coś jeszcze. 😝 Delikatnie pikantny, dużo wszystkiego w środku i oczywiście bułka mix z solą makiem i sezamem. Mniam mniam. Palce lizać.

Akurat to jest fullmonty. Mojego nie dało się uchwycić na foto, bo już zacząłem jeść 🤣

Polecam każdemu takie śniadanko. Tylko trzeba uważać. My byliśmy tam o 9.07 rano. Lokal otwarty od 9 i ledwo co usiedliśmy. Chwile po nas przychodzili ludzie i już nie mieli gdzie usiąść. Kolejeczka na dworze. W moje uro byliśmy też, to pocalowalismy przysłowiowo klamkę, bo było tyle ludzi że czekania na godzinę.

Ok, zjedlimy, popili, to w drogę. Na miejscu byliśmy około 12. Po wydzwonieniu apartmentu, dostaliśmy info, że możemy wbijać wcześniej. Tak też zrobiliśmy. Z racji na to, że spanie mieliśmy w samiutkim centrum, parkingu tam nie było. Stwierdziliśmy, że objedziemy dookoła rynek i zaparkujemy gdzieś na zwykłym parkingu. Niedaleko był strzeżony, za 40 zł. Stwierdziliśmy, że poszukamy miejskiego. I cyk, znalezione. Z 300 metrów do miejsca pobytu. Gitara. Spojrzeliśmy na znak z przodu i wywnioskowaliśmy, że parking jest za free z racji na to, że nie ma napisu na znaku, że płatny. Poszliśmy na pokoje.

Tutaj mieliśmy apartment, przy tej pani.
Takie toruńskie powitanko

Apartament bardzo fajny, z równie przyjemną restauracją obok i rabatem dla gości -10% 🤓. Rozgościliśmy się chwila moment i ogień na miasto. Śniadanko jeszcze trzymało, ale podczas spacerku po mieście pachniało jakimiś rarytasami więc bez zastanowienia pierwszy przystanek – gruzińska piekarnia i jakieś haczapuri czy inne coś wjechało na pół z koleżką. Dobre i w sumie nic więcej. Zakręciliśmy się po centrum. Rachu ciachu minęły z 2,3 godzinki i co? No czas na obiadek. Tutaj restaurancja była już wybrana. #chlebiwino był naszym następnym jedzeniowym przystankiem. Doszliśmy. Oczywiście kolejka, bo jakby inaczej. Czekamy. Weszliśmy w taki przedsionek po jakiś 10 minutach bo było dość wietrznie. W samym przedsionku już było jakoś tak luksusowo. Wszystko było przeszklone więc było widać cały anturaż restauracji, który na serio robił spore wrażenie. Niestety wrażenia na mnie jak zawsze nie zrobił dzieciak, który non stop wchodził w ten przedsionek i wychodził, robiąc taki przeciąg, że łeb chciało urwać. Oczywiście nie skomentowałem, choć gryzłem się w język tak, że do dziś mnie boli. Opiekun tego dziecka nie reagował, choć widział. Żenada. Po jakimś czasie przyszedł menedżer sali i zaproponował nam miejsce w piwnicy. Zgodziliśmy się. Wystrój był nieco inny, ale też robił wrażenie. Może nie takie jak piętro wyżej, ale było naprawdę spoko. No to wjeżdża obiadek. U mnie – standard. Jak dobra restauracja daje burgera, to zawsze go wybieram. Tym razem było tak samo. Mimo że było w menu kilka fajnych pozycji. Wybrałem ulubioną. Moja ukochana wzięła jakiś inny rarytas, chyba polędwiczki w jakimś sosiku, pyszne. Mój burgerek też był bardzo dobry, choć nie ulokowałem go na mojej liście w czołówce. Dałbym mu ocenę 7,2/10. Niezły, ale zdażyło mi się jeść lepszy. Wszyscy najedzeni. Na jedzonko czekaliśmy chyba 35 minut, wiec w miarę przyzwoicie. Jeżeli w tym momencie nasza przygoda by się tam zakończyła, ogólna ocena lokalu wyniosłaby wtedy 8/10, ale.. . No właśnie jest jedno „ale” i to powoduje, że ocena tego lokalu to 7,7/10. Spieszę tłumaczyć dlaczego. Zjedliśmy, wszystko cacy. Przyszedł czas na deser. Ostatecznie zdecydowała się na deser jedna osoba i co? Czekaliśmy na ten deser dłużej niż na jedzenie. Żenua. 40 minut oczekiwania na beze. Ostatecznie była bardzo dobra lecz niesmak oczekiwania pozostał do dziś.

Po grubej wyżerce, długi spacerek. W sumie mieszkając w samym centrum na rynku prawie że, bez dojazdów itp. odeszliśmy całą starówkę praktycznie wzdłuż i wszerz. Bardzo ładna.

Miki też solidaryzuje się z UKRAINA
Chata Mikiego, podobno w 1513 r. tak podnieśli stopy procentowe i był taki kryzys, że Miki wyemigrował do Fromborku i tam już został do końca.
Uhu, jeszcze raz Miki K. w świetle księżyca chciałem napisać. Zdj pt. Pod osłoną nocy

W sumie byliśmy tu już kilka razy. Nie chodziliśmy po muzeach itp., bo najzwyczajniej w świecie były pootwierane do 16. Po spacerze składającym się z 8 tysięcy kroków, powrót na apartment. Wzięliśmy ze sobą grę EGO. Polecam gierkę. Śmiechu co nie miara, a i spin w gaciach nie brakuje. Jak sama nazwa gry wskazuje – oprócz znajomosci osób grających, dość mocno przy niektórych pytaniach nadwyrężone jest ego czytającego pytanie i tym samym odpowiadających na pytanie. Oczywiście nie brakowało śmiechu, było go sporo, ale też nie brakowało ostrych wymian słów i mini spinek. Do tego jeszcze wleciał delikatnie % w głowę. Haha mieszanka wybuchowa. Oczywiście w międzyczasie nie zabrakło kolacyjki. Mimo, że zjadłem tego dnia za dwóch, kolacji nie odmówię. Wybraliśmy oczywiście restauracje, która była połączona z miejscem naszego pobytu. Co mam dużo pisać, trzeba jechać i spróbować. Sam wystrój lokalu bardzo ciekawy, dużo kwiatków, zielono, przyjemnie, spokojnie. Obsługa bardzo miła. Zamówiłem sobie na kolacyjkę jakiegoś kozackiego podpłomyka na pół z N., który podpalił mój apetyt. Mniam mniam.

Restauracja Patio ul. Podmurna

i tak przejedliśmy sobotę. W domku później jeszcze przekąski do gierki.. matko kochana. Posiedzieliśmy dość długo i do spania. Wyspałem się ekstra i nabrałem sił, ażeby ogarnąć się i iść na śniadanko do #Bułka na szewskiej 6. Co za sztos.

WIN. NR1
Tu szakszuka N, bardzo dobra ale bez podjazdu do mojego śniadanka. Huehue

Huh. Chyba pierwszy raz moja ukochana przyznała mi, że zamówiłem lepsze żarcie od niej. WHO jest boss?? 😎😎. Parafrazując, kolejny raz się najadłem pod korek. Czekaliśmy dość długo na jedzenie, ale było warto. 8,2/10 jeśli chodzi o menu śniadaniowe. Po takim śniadanku czas na spacerek, jakieś pamiątki, pierniki i do domku. W międzyczasie jeszcze chciałem puścić drona. Ogólnie chciałem polatać po rynku, bo można. Pogoda była słaba w sobotę. W sensie dość mocno wiało. Stwierdziłem że odpalę w niedziele, ale niedziela w sumie gorsza niż sobota. Zanosiło się na deszcz, wiało max. Nie jestem jeszcze jakiś super doświadczony żeby latać pomiędzy uliczkami przy takich warunkach. Zrobiłem tylko przy bulwarach jakieś dwa zdjęcia, ale co chwila komunikat, że zbyt silne podmuchy wiatru. Stwierdziłem że nie ma co ryzykować.

Zapomniałem dopisać najlepsze. Połasiliśmy się na parking, który miał być darmowy, a okazał się strefą i przytuliłem 60 zł mandatu. Tak to jest, jak się żuli 40 zł na strzeżony to później na niestrzeżonym płaci się 60. Chytry traci dwa razy..

Dziś już środa. Fuuuu. Leci ten czas. Zaraz święta.

Idę na robotę. Eloo

6.04

Człowiek by się chciał dżast fil beter, ale jak to zrobić kiedy to pogoda potrafi być tak złośliwa. Drugi dzień idę do pracy, 10 wcześniejszych dni siedziałem na chacie. Mogę wyjść na dwór, po pracy mogę robić co tylko zechce i co? je*ie deszcz, wieje wiatr jakiś z pustyni, ciśnienie rozwala mi głowę i przepędza chęć zrobienia czegokolwiek. Z kolei jak siedziałem chory w chacie to była taka zaje**sta pogoda i tak fajowo świeciło słoneczko. Spoglądam dziś w pogodę i nie napawa ona optymizmem. Cały tydzień ma padać. Szkoda. W week jedziemy do Torunia na wycieczkę. Tam też ma padać. Na szczęście jedziemy w dobrym towarzystwie świętować niecodzienną okazje, więc pogodę jakoś przeżyjemy :). Dzisiaj klepie też metę na wypad w góry. Już się nie mogę doczekać. Lecimy mega mocną ekipą na obóz treningowy w Tatry wysokie na 5 dni. Niestety jeden z załogi wypada. Co mam dużo mówić, ostatnimi czasy dużo podróżuje po świecie i z tego co kojarzę, w tym terminie, w którym organizujemy obóz treningowy, on będzie gdzieś w Środkowej Azji albo środkowej Wielkopolsce.. jakoś tak. 🥸😝 Mam też pewne podejrzenia, że boi się formy reszty ekipy, bo przyznam że ostatnio trochę odpuścił 🤓😁. Mam nadzieje, że na przyszły rok postara się, przyszykuje trochę formę i pojedzie.

Dobra teraz wjeżdża trochę gitarki od samego Santany i Stevena w ten smutny dzień. Jakoś tak mam, że jak pada deszcz to lubię sobie wtedy posłuchać innej muzyki niż hip hopy. Nie wiem, chyba ten deszcz i taki ponurak jakby zaraz miał dementor zejść na ziemie i wyssać ze mnie dobre wspomnienia powoduje, że jestem bardziej refleksyjny. Na codzień w mojej głowie kłębi się milion myśli na godzinę, ale jak pada deszcz, to mógłbym leżeć cały dzień, patrzeć się przez okno i snuć nic nieznaczące filozoficzne refleksje w mojej małej głowie . Niestety muszę pracować i znajduje na to czas w pracy, sporo jeżdżę autem to i czas na przemyślenia jest. Idę na robotę.

4.04

Jestem. Chwile byłem nieobecny i wszystkie moje „plany” dotyczące postów, treningów itp poszły się przysłowiowo je*ać. Ostatnio coraz więcej tych potknięć, a horoskop mówił co innego xd. Dopadło mnie choróbsko. Czy to COVID nie wiem, bo już nie robią testów. Moja ukochana w niedziele się zgłosiła i wysłali ją na test i oficjalnie jest ozdrowieńcem. Ja zachorowałem dzień później, czyli 28 marca, kiedy skończył się COVID w Polsce i na test już mnie nie skierowali xDD. Nieistotne. Tak czy siak poskładało nas jak scyzoryk. Nie wiem czy kiedykolwiek byłem tak długo na zwolnieniu. Plecy już mnie bolą od leżenia. Jutro wracam do roboty po ponad tygodniowej przerwie. Gdybym pracował na innym stanowisku w innym miejscu gdzie nie ma takiej spiny, targetów i wszystko Cie nie goni, wróciłbym pewnie na luzaku do roboty. Pracuje jednak gdzie pracuje i już wiem, że wyłączając się z tego całego bajzlu na ponad tydzień – powrót będzie dramatycznie ciężki. Na skrzynce pocztowej ze 130 maili, telefon służbowy włączyłem wczoraj i wiadomości „kto tam” przyszło tyle, że jutro gorąca linia. Trzeba odpisać na część maili, oddzwonić gdzie trzeba. To mnie właśnie wpienia w moim zawodzie. Wracasz po chorobie, niby powinienem być wypoczęty, ale z drugiej strony już spięte gacie jak plandeka na żuku, bo czeka Cie milion spraw do odkręcenia plus bieżące. Już dzisiaj miałem ciężką noc, bo myślałem o robocie. Stresuje mnie to wszystko. Budowa stoi w czarnej dupie.

Chciałbym przestać narzekać, ale ciężko jak na to wszystko patrzę z boku.

Wracając do postów i moich postanowień wiosennych. Dzisiaj planuje zrobić jakaś aktywność fizyczną. Miałem iść na siłke, ale jakoś chęć mi odeszła. Prawdopodobnie skończy się na jakimś pompowanku w domu i robienie formy dyskotekowej – klata, łapa i brzuszki xd. Lepsze to niż bierność. Nie wiem skąd czerpać motywacje. Jak złapać tego bakcyla, żeby weszło w nawyk. Inne nawyki, te których bym nie chciał mieć, przychodzą mi z dużą łatwością i potrawie wytrwać w nich długo. Trening to taki nawyk, w którym nie potrafię być sumienny i cykliczny przez dłużej niż 2-3 miesiące. Mam prawie 30 lat i do dziś nie doszedłem do tego jak to zrobić. Chęci są, ale samozaparcia brak. W sumie chyba nic więcej nie napisze dziś, bo ostatnie dni były jak flaki z olejem. Obejrzałem z N. chyba z 3 sezony przyjaciół. Może dodam coś dzisiaj jeszcze, zobaczę. Bez spinki

25.03

Jak byłem młody, często myłem głowę i zaraz chwile później potrafiłem wyjść na dwór bez żadnych konsekwencji. Tak tak, nie słuchałem mamy, kiedy mówiła : nie chodź z umytym łbem na dwór, bo będziesz starszy i będziesz narzekał. Oczywiście jak większość młodzieży olewa porady starszych, olałem i ja. Wtedy były sprawy ważne i ważniejsze. Dziś mam prawie 30 lat i bije się w pierś. Od już 3 dni leżę w łóżku z takim bólem głowy, że nie życzę nikomu. Dziś już jest lepiej, ale wczoraj i przedwczoraj – istny dramat. Obstawiam jakaś migrenę albo właśnie umyty łeb. We wtorek miałem właśnie taka sytuacje, że rano musiałem się wykapać. Z wiadomych przyczyn, nie zrobiłem tego dzień wcześniej, bo spałem już praktycznie na stojąco. Obudziłem się wiec we wtorek standardowo koło 5 poszedłem się kapać. Z domu wyszedłem po 8. Wydawać się może, że zdążyłem wyschnąć. Okazuje się że nic bardziej mylnego. Wyszedłem z domu i już po jakiś 30-40 minutach zacząłem odczuwać jakiś delikatny ból głowy. Do 11 przerodziło się to w taki koszmar, że po omacku jechałem do domu, żeby się położyć. Światłowstręt, dźwiekowstręt i ogólnie paraliż. Oczodoły bolały max, uszy, no i główka rozbolała tak dramatycznie, że bardziej się nie da. I tak leżałem sobie do 15, czekając aż wróci moja ukochana z pracy i mnie uratuje. Tak też się stało. Po powrocie, od razu rozpoczęła pomoc doraźną, tabletki, okłady, maść. Oczywiście wszystko przynosiło ulgę, ale na chwile. Jakoś minął ten felerny dzień. Przyszedł czwartek. Z reguły było tak, że po jednym dniu, następnego dnia było już spoko. Nie tym razem. Obudziłem się w czwartek w podobnym stanie jak szedłem spać we wtorek. Może ciut mniejszy ból, ale nadal boli. Postanowiłem więc zapisać się na telewizyte do doktora. Ten wypytał mnie szczegółowo co jest 5 po czym w trybie przyspieszonym skierował mnie na badania do neurologa. Nie powiem, trochę obsrałem gaciory. W głowie różne scenariusze. Zobaczymy. Dziś na 10 mam wizytę. Zaczęliśmy wczoraj obstawiać covidexa, ale covidex już się skończył, już go nie ma. Od poniedziałku znoszą maseczki po ponad 2 latach. O tym nic już nie będę pisał, bo szkoda tuszu na te elektroniczne literki. Ja obstawiam najbardziej uszy. Coś tam jest nie tak. Zobaczymy co dziś powie szpecjalista. Idę leżeć dalej.

Mógłbym ci opowiedzieć..

23.03

Nic nie dodawałem od 2 dni, ponieważ codziennie jadę polatać dronixem. Pierwsze dwa dni to latałem sobie bez karty pamięci. Tak się podjarałem przy zakupie, że nawet o tym nie pomyślałem. Wpadłem na to dopiero po powrocie do domu. Tym bardziej nie chciało już mi się później jechać do sklepu, bo okazało się, że mieszkamy w strefie startu i lądowania samolotów i ten dron nawet nie chciał się odpalić, żeby cyknąć jakąś rundkę po mieszkaniu xd. Odpaliłem go pierwszy raz gdzieś za miastem, na polu. Ciemno już było to nawet jednej baterii nie wylatałem. Nawet zdjęcia nie mogłem zrobić, po jakiś 20 minutach się skapnąłem, że ma ciutkę pamięci wewnętrznej i jednak mogę cyknąć fotkę. Mojego entuzjazmu nie było końca do momentu powrotu do domu i wrzuceniu tego na kompa. Jakbym zdjęcie czarnym kalkulatorem Casio zrobił. Dramat. No nic, pojechałem wczoraj do MM, w którym totalne pustki. Już jak kupowałem drona, to było tam pusto. Myślałem, że zmiana anturażu, czy coś. Moje gumowe ucho wychwyciło jednak, że dwie babeczki wciskały kit jakiemuś klientowi, że nie ma dostaw i towaru. Nie wiem czy co ściema czy nie. W sumie nic innego oprócz karty pamięci nie potrzebowałem. To akurat było. Wybrałem jak najlepszą, bo tak kolega kolegi mi mówił, że będzie spoko no i na opakowanku był narysowany dronik xd. Myślałem, że w dobie dzisiejszej technologii za kartę 128 gb U H coś tam coś tam z prędkością przesyłania danych 160/90 będę musiał zapłacić maks 60 zł. Nic bardziej mylnego. Ponad 100.. Wczoraj oczywiście po zakupie karty pojechałem na działkę polatać po tamtym terenie. Cisza, spokój. Sporo przestrzeni żeby nie rozdupcyć maszyny. Wylatałem wszystkie baterie. Nacykałem z 30 zdjęć i 15 filmików. Wyszła taka kaszana w większości, że nie do końca miałem co z tego wybrać xDD haha no beka. Jak kręciłem te filmiki to sobie myślę w głowie „oł jea kur*a, ale mi dobrze idzie jak na pierwszy raz”, poustawiałem sobie jakieś tryby nagrywania coś xDD. Odpalam na kompie i co. Kaszana. Wybrałem jakieś dwa zdjęcia i jeden filmik. To wszystko na teraz 😛

Jak już wybuduje dom, tak będę żegnał każdy dzień

Przy ostatnich lotach dopiero skapnąłem się, że trzeba przełączyć tryb, żeby nagrywał w 2,7k czy 4k – ten filmik według mojej wiedzy jest 720 p czy cos takiego xd. Jest dramatyczny i pod względem lotu i jakości, ale spokojnie jeszcze chwile porozkminiam ten sprzęt i będą szły takie ujęcia, że diskawery nie przejdzie obok.

Dobra, bo pisze tekst w locie, w pracy w wolnej chwili podczas przerwy śniadaniowej.

Mimo, że nie słucham nowości ani jednego, ani drugiego, to czasem wpadnie w plejliście jakiś stary kawałek. mam w zwyczaju nie przełączać takich utworów. Żyje za dwóch choć bez sobowtóra. Na szczytach też się tułam, ale nie takich jak Kali, bardziej mi do Jurka Kukuczki, choć jemu też mógłbym wypolerować buty.

Wracam do roboty.

Eloooo

21.03

Wiem, wiem. Miał być w piątek post z jakiejś aktywności fizycznej. Aktywność była, tylko czasu brakło, żeby coś napisać. Byłem pojeździć na rowerze. Pierwszy raz w tym roku. Zrobiłem myśle z 7 kilometrów. Tak rozruchowo, żeby w sobotę nie czuć zmęczenia i zakwasów, bo dzień pełen wrażeń😂. Pojechałem do lasku Marcelińskiego. Na samym początku pierwsze 2 km tak przypedałowałem, że następne pare minut taka butla, że aż ciemno przed oczami. Dramat – 0 formy 🤣. W tamtym roku wychodziłem na rower to minimum 25 km. Tym razem zrobiłem tam kilka okrążeń z przystankiem nad małym stawem i powrót na chatę, bo jeszcze zakupy na week trzeba było zrobić.

Nienawidzę jeździć na zakupy spożywcze i żadne inne. Straciliśmy dużo czasu. Tak właśnie minął piątek i wielkimi krokami zbliżyliśmy się do soboty. Co ważnego w sobotę? W sumie dla całego wszechświata nic, ale z mojej perspektywy to koniec kolejnego etapu i zaczynanie nowego, już z inną cyfrą na koncie. Nie oznacza to jednak, że wygrałem 6 w totka i zmienia mi się życie w raz z 0 na koncie. Tak pięknie nie jest. Wybiły mi na zegarze 29 urodziny. I tak jak zawsze spływało po mnie to jak po kaczce, tym razem było jakoś inaczej, dotarło do mnie, że to już zaraz bariera 3 z przodu.. Oczywiście obudziłem się w sobotę o 5.20 i wchodząc do salonu czekała na mnie już pierwsza niespodzianka 🙃.

Takim porannym powitaniem zacząłem dzień 😍. Właśnie wtedy miałem coś napisać, ale trzeba było dokończyć ogarniać chatę, ponieważ spodziewaliśmy się gości. Wziąłem się przed 6 za sprzątanie i do 9 wszystko co zostało po mojej stronie do ogarnięcia, ogarnąłem. N. co swoje ogarnęła w piątek 🤪. I toczy się sobota, moje hot tłenti najn. Przychodzi czas na prezencik od ukochanej. Z racji na to, że do dnia swych uro nie mogłem zdecydować się, co chciałbym dostać, postanowiłem przyjąć darowiznę 🥸 i dołożyć sobie do prezentu.

Jakby ktoś chciał kartkę urodzinową, zapraszam do kontaktu. Ręcznie, na życzenie, dopasowana do potrzeb klienta. Drogo, ale porządnie i unikatowo. Długi czas oczekiwania więc proszę pisać dużo wcześniej 🙃

Pierwotnie miał to być śpiwór, ale od jakiegoś czasu robiłem przyczajke na drona. I tak od jakiś 10 dni we wzmożonym tempie w mojej głowie kłębiły się myśli. Kupić, czy nie kupić. Kiedy wymyślałem sobie 50 argumentów za tym, żeby kupić, to moja druga półkula mózgu z automatu wymyślała 51 argumentów przeciw. I w takiej kołysce myśli doszedłem ostatecznie do momentu, że zapakowaliśmy się w brykę i pojechaliśmy kupić drona 🤣🤣. Oczywiście zanim kupiłem, skonsultowałem sprawę ze specjalistami od dronów. Mam w ekipie dwóch komandosów sił powietrznych, którzy odpowiednio doradzili mi w wyborze. Padło na DJI. Co mam więcej pisać, duży chłopczyk kupił sobie zabawkę 😁😁. Trudno raz się żyje. Zacznę za chwile wrzucać spamik na fejsbunga z lotów. Tylko zapomniałem kupić kartę pamięci 🤪. Muszę to dziś zrobić. Myśle, że niebawem pojawi się jakieś ujęcie z drona, może działkę pokaże 🤓. W międzyczasie przyjechał jeden z komandosów pomóc rozpracować mi tą maszynę i pozakładać wszystkie potrzebne rzeczy, żeby legalnie fruwać. Rozpracowaliśmy wszystko, ale okazało się, że mieszkamy w strefie, w której startują samoloty i dron nawet się nie uruchomi 🤣🤣 i polatane. Sprzęt na bok 😂. Chwile później wpadli już przyszli nowożeńcy prosić na weselicho 😎 Pogaduchy, obiadek i zawijka na mecz. Kupiliśmy bilety jakiś czas temu na mecz Lecha z Jagiellonia. Ogólnie nie jestem jakimś wielkim fanem polskiej piłki nożnej, ale zgadaliśmy się, bo Lech w sobotę obchodził 100 lecie. O północy już był pierwszy pokaz fajerwerków. Równo o północy ileś tam kiboli wyszło na Grunwaldzie na miasto i odj**ali taki pokaz fajerwerków i racy, że koniec świata.

Dodam link do kibolskiego jutubka, tu jest dobra perspektywa. Obczajcie to.

Ja oczywiście przespałem sytuacje. Moja ukochana widziała całe zajście i zamiast mnie obudzić, to sama patrzyła i nagrywała filmik xDD. Hahaha. Nie pomyślała o tym, żeby mnie obudzić 😂😂😂. I niby wszystko ładnie pięknie, ale obok jest wojna, sporo Ukraińców jest w Poznaniu. Uciekli przed właśnie takimi dźwiękami, a kibole bez zapowiedzi robią takie przedstawienie. Nie mówię, że źle, bo zrobili. Źle dlatego, że nie dali nikomu znaka i myśle, że nie przyszło im do głowy, że ktoś mógł otrzeć się o zawał i kupę w gaciach.

Idziemy na mecz 🙃. Wyszliśmy 2 godziny przed meczem, mimo że do stadionu niedaleko. Frekwencja praktycznie 100% jak nigdy. 40 pare tysięcy ludzi. Full stadion. Atmosfera mega. Pierwszy raz byłem na innej trybunie niż kocioł i w sumie tez było spoko. Widzieliśmy całą oprawę i mecz 😝. Na szczęście wygraliśmy 3:0 i na kotle aż się gotowało. Dobrze się to oglądało. Dołączam małą relacje.

Po meczu zawijka w tłumie i śpiewach do domu. Posiedzieliśmy do późna i do spania, bo rano pobudka, na śniadanko i na spacer do Kórnika. Kwitną śnieżyce, a i ładna pogoda :).

Bo. to jest pyszne. Kościuszki 84. Poznań

Tak sobie minął ten króciutki łikend. Trzeba iść ogarnąć jaźwe i na robotę bo będzie lipa. Wiem wiem, nie kumasz czaczy, łap trochę muzyki klasycznej, to rozkminisz ten slang xDD elooo

18.03

Tematem dzisiejszego wpisu będzie bardzo popularna kategoria, która dotyczy każdego kto ma brzusio większy niż powinien, czy kogokolwiek, kto ma coś do zrobienia ze sobą, swoją sylwetką albo nadchodzi jakaś wyjątkowa chwila, w której wszędzie będą paparazzi i świadomość dyskomfortu dot. swojego wyglądu może wprowadzać w zakłopotanie . Kategoria wpisu to: forma na lato i dotyczy przede wszystkim mnie we wszystkich tych aspektach xDD.

Ten temat próbował udusić mnie kilkukrotnie i wiele razy też odklepywałem. Miałem jednak chwile w życiu kiedy to ja wygrałem sam ze sobą. Był moment, że ważyłem już ponad 110 kg i ciśnienie miałem normalnie około 165/110 🤣🤣. jak sobie o tym pomyśle to mi słabo. Ostatecznie zbiłem wagę w ciągu 2 lat, bardzo zdrowo do 82 kg i taką wagę trzymałem do zeszłego roku październik. Czyli jakieś 2 lata. Bez efektu dżodżo 😂. Obiecałem sobie, że nie przekroczę nigdy już limitu 90 kg. I przychodzi nagle taki dzień, kiedy mam już od kilku miesięcy świadomość, że jem dużo za dużo. Myślałem sobie, że po prostu jestem jak niedźwiadek i robię w brzusiu zapas na zimę. Zima prawie minęła, a ja cały czas robię zapas 🤣🤣. Oczywiście cały czas jem zdrowo z jakimiś tam wyjątkami w week czy coś. Dziś na wadze 86,7 kilograma. Zapaliła się żółta lampka. Brzuch wyskoczył znów tak, że cały czas mam go w zasięgu wzroku patrząc przed siebie. Nie jest dramatycznie, ale już alarm. Do tego jest jeszcze bardzo ważna data, która jest coraz bliżej. Nasi przyjaciele biorą ślub w czerwcu tego roku. Wypadałoby prezentować się jakoś, ponieważ jestem świadkiem 😎. Rzucam więc sobie wyzwanie, bo to mnie jedynie motywuje. Do połowy czerwca zrzucam 5 kg i wjeżdżam na bombę jak 2 lata temu. Oczywiście po drodze, jeszcze zanim zacząłem, widzę kilka przeszkód. Jedna i w zasadzie najważniejsza z nich to kompadre do treningu. Zazwyczaj miałem obok siebie jakiegoś Hulka, który mnie wspierał mentalnie i motywował. Niestety mój poprzedni trener, jednocześnie będąc moim serdecznym przyjacielem, zrezygnował już praktycznie z klasycznych treningów siłowych, na rowerze nie jeździ w ogóle. Wybrał wierzchołek góry mięśniowej, Olimp koordynacji i wysiłku fizycznego zapisując się do elity i robiąc z siebie Hefajstosa. W tym momencie jakbym miał siebie do kogoś przypisać, pewnie nie byłby to nikt z mitologii greckiej, raczej wybrałbym chyba postać Koheleta. Nie ważne. Ważne jakie kroki będą następne. Postanowiłem od dziś do końca tego cyklu, że będę robił jakaś aktywność fizyczną i za każdym razem dodawał foteczkę na bloga w ramach dopingowania samego siebie. Pamiętajcie, czym więcej postów tym lepiej też dla strony, którą zamierzam rozbudowywać cały czas ze wzmożoną intensywnością no i oczywiście dużo czytania dla moich fanek i fanów xDD. Dzisiaj będzie przełom, ponieważ będą dwa posty jednego dnia. Kto mi zabroni? Hehe nikt, bo to ja jestem szefem tutaj i idę na trening xDD. Tak jak pisałem będą wjeżdżały też nutki z mojego repertuaru. Rozkminiam też jakieś hashtagi, ale nie wiem jakie są dobre. W tym tygodniu wjeżdża też grube uzupełnienie Domu marzeń do aktualnego momentu. Skończę tam pisać i później tylko na bieżąco będę dopisywał.

Zbieram się na robotę.

Niech was błogosławi święta kowa ze Wschowy xDD

Normalnie przy drodze. nie wiem po co jest tam pomnik krowy, myśle że ma z 10m. 🤪 może mieszkali tam jacyś szamani, którzy czcili świętą Krowę.🙏

Dobra teraz wjeżdża nutka na dziś. Mocny klasyk z początku lat 2010. Słuchałem jako małolat, jeszcze nie zgred i nadal słucham. Aktualna gimbaza czy nawet jakieś 18 letnie siurki nie znajo. Słuchają jakiegoś situ. Snuję od razu wniosek. Jak ktoś jest taki jak ja, czyli słucha muzyki dużo. Z racji na to, że nienawidzę stacji radiowych i na to że po prostu nie chce mi się słuchać w ciągu 60 minut audycji tylko 23 minut muzyki, a reszta to pierdo**nie jakiś farmazonów, hepaslimin co znikają boczki, ale babeczka jest w stanie to zaakceptować i jakieś inne gówno, które wierci mi dziurę w uchu. Wole jechać w ciszy. Na szczęście w dobie dzisiejszej technologii i nielimitowanego internetu, istnieje spotifaj i jutubek. Do czego dążę. Jak ktoś słucha muzyki 3 h dziennie albo i więcej, a są tacy ludzie, widzę na okrągło ze słuchawkami na uszach, z resztą sam słucham kilka h dziennie. To nikt mi nie powie, że jak słuchasz ze zrozumieniem muzyki, wczuwasz się, to w jakiś sposób kierunkuje Cie to, wyrabia w Tobie jakaś wizje świata czy uświadamia w niektórych sprawach, nadaje sens, pomaga zrozumieć niektóre rzeczy albo chociaż stawia je w innym świetle. Utożsamiasz się z wykonawcami, szukasz podobnych i pasujących stylem do Ciebie . I teraz jak te wszystkie dzieci słuchają tylko o dymaniu, imprezkach, ćpaniu, to co mogą mieć w głowie. Przyznam szczerze, że nie zamykam się na żadną muzykę, ale głównie słucham rapsów, myśle ze 65% mojego repertuaru to właśnie ten gatunek. Interesuję się i staram się być na bieżąco. Chociaż z coraz mniejszym zainteresowaniem przyglądam się nowością z wiadomych przyczyn. W 80% to szajs, tandeta i brak jakiegokolwiek przekazu, który kiedyś był rdzeniem tego rodzaju muzyki. Teraz fajne klipy, nowe buty, jakieś dziuńki. Zdążają się na szczęście wyjątki i w nich nadzieja. Choć i tak to już nie jest to co kiedyś. Słucham głównie, nie oglądam teledysków. Oczywiście to moja subiektywna opinia i nie każdy musi się z tym zgadzać, ale jak słucham że gość nie ma zamiaru się smucić albo jakiegoś śmiesznego typa z układem tanecznym rodem z beckstreet boys co śpiewa coco szanel na dobry dzień i widzę, że bije rekordy popularności, dochodzę kolejny raz do konkluzji. Za 20 lat duża część społeczeństwa będzie uzależniona od dragow, koko szanel xd i będzie przygłupia. Oczywiście Ci co to robią, to są biznesmeni i zarabiają duże pieniądze i wiedzą jak zarabiać, tego im nie odbieram, ale to jest inna odrębna gałąź. Oni po prostu zarabiają na trendach i głupocie społeczeństwa, a słuchające ich społeczeństwo pewnie jakby zobaczyło ten post zlinczowaloby mnie, że przecież chu*a wiem i się nie znam xDD. Są też tacy, którzy mimo upływu lat, potrafią zrobić dobrą nutę, fajny klip i mega przekaz. Oczywiście nie chce segregować i generalizować nikogo, bo może mega szitu słuchają tez mega mądrzy i inteligentni ludzie no i istnieje oczywiście coś takiego jak gust, o którym się podobno nie rozmawia, nie wiem, nie ważne. 🤓 mógłbym sobie tu snuć filozofię, ale po co. To moja opinia i mimo wszystko jest te kilkadziesiąt % wykonawców, którzy reprezentują zadowalający mnie poziom. Tym dobrym słowem zakończę mój wywód, który miał być krótki, a stał się jak zwykle opowieścią z narni na 10 minut czytania 🙏🤪.

Pioooona 🖐

16.03

Kurka wodna. W takim tempie przybywa mi folołersów, że jak tak dalej będzie to szło to za chwile je*ne robotę i zostanę celebritas. 🤣🤣

Tak na poważnie, to trochę to stresujące. Chciałem zaprosić kilku znajomków myśląc, że reszta moich obserwatorów będzie gdzieś z zewnątrz, ale pod wpływem emocji nacisnąłem zaproś wszystkich i odwrotu już nie było xDD. Zaproszenia popłynęły do wszystkich moich 120 prywatnych znajomych, bo tyle mam łącznie na fb. Jak na 2022 rok i prace, którą wykonuję, mógłbym mieć spokojnie 1500, ale to byliby tylko statyści, a takich nie potrzebuje . Widzę, że część zaakceptowała zapro. Zatem witam was serdecznie. Dla pierwszych moich 20 obserwujących przewidziałem zajeb*ste nagrody. Haha, ale tylko w przypadku kiedy osiągnę milion obserwacji na fejsbuku w rok xDD wtedy pierwsze 20 osób, które kliknęły dostaną ekstra prezenty. Czekajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny, kiedy kurier zapuka do waszych drzwi, niosąc wesołą nowinę.

Wiedziałem od początku, że fejsbuk to potężne narzędzie marketingowe, ale nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak. Nie jestem jakimś geniuszem technologicznym. Mam telefon taki sobie, tablet i komputer też mam. Wydawać by się mogło, że mając te przyrządy powinienem chociaż w najmniejszym stopniu ogarniać pewne sprawy, chociażby z połączeniem bloga z fb, czy jakieś inne pierdoły. Co się okazuje jestem zielony jak szczypiorek na wiosnę i nie wiem nic. Od kilku, kilkunastu dni idę po omacku. Spędzam nad tym większość wolnego czasu po pracy i czasem gdy nie mogę do czegoś dojść i znaleźć rozwiązania to po prostu doprowadza mnie to do szaleństwa. Myślałem na początku, żeby wynająć kogoś, kto mi to wszystko by ogarnął, a ja sobie tylko siadam do komputerka albo odpalam tablet i pisze, a wszystko się samo robi. Ni chu*a. Taki izi szakal, co to by mi to ogarnął, za byle pierdołe krzyczy sobie 500 zł , 1000 zł i wyżej. To jakbym mu streścił co potrzebuje tu ogarnąć żeby było na tip top, to bym musiał zapier**lać rok za darmo żeby to opłacić. Postanowiłem, że wydam tylko tyle ile rzeczywiście jest potrzeba, a resztę ogarniam sam. Czytam jakieś inne blogi, artykuły i idzie mi to jak krew z nosa.

Wracając do fejsbuka. Czytam sporo także na temat tego jak promować stronę i treści i dochodzę do konkluzji, że i tak docelowo będę musiał wydać jakieś siano na promowanie strony. Dlaczego? Fejsbuk proponuje promowanie stron dla różnych grup docelowych. Z racji na to, że bardzo duża cześć ludzi na fejsbuku ma wszystko napisane o sobie, dosłownie wszystko. Oznaczają pinezki, miejscowości, statusy związków, wszystkie dane, daty i mnóstwo innych ważnych informacji dot. ich życia prywatnego. Nie neguje tego w żaden sposób, żeby nie było. Myśle, że cześć ludzi nie zdaje sobie sprawy jakim fb jest narzędziem szpiegowskim i w jaki sposób wykorzystuje ich dane w celach zarobkowych i w jaki sposób je przetwarza. Ja, chcąc wybrać sobie grupę docelową, mogę wybrać co chce i możliwości jest tyle, że oko mi bieleje jak na to patrzę. Oczywiście wszystko ma swoją cenę. Powiem tak. Wystarczyłoby mi z 25 tysięcy złotych na promowanie strony i nawet taki mój blog, na którym jeszcze za wiele się nie dzieje, bo nie rozpoczęliśmy budowy, nie ma tu nieskończonej ilości treści i śmiesznych vlogow, to z takimi pieniędzmi myśle, że robię 100 tys obserwujących w kilka tygodni, a jak masz już tylu obserwujących zaczynasz zarabiać sianko. Ja postanowiłem jednak iść drogą męczennika i wierzę, że ludzi z czasem będzie przybywać. Póki co nie mam zamiaru zarabiać na tym blogu czy stronie, wręcz przeciwnie – topie tu swoje ciężko zarobione pieniądze. Pisze sobie tutaj już prawie 2 lata i nie zarobiłem nawet złotówki, a mógłbym 😂. Oczywiście też nie mam zamiaru się bronić jak jakieś sianko zapuka mi do drzwi. Chodzi o to po prostu, że nic na siłe. Dalej będę sobie pisał, rozwijał fejsbuka itp. Mam z tego mega frajdę i chce mi się to robić. Jedyny cel związany z materialnymi korzyściami jaki od początku chodził mi po głowie to taki, że w momencie budowania chaty i kupowania materiałów do wykończenia, chciałem proponować reklamę w zamian za zrabatowanie danego produktu. Nadal myśle, że to niezły pomysł i wykorzystam to kiedyś. Z drugiej strony mając 20 folołersów, jedynym rabatem w tym momencie może być kubek zimnej lub cieplej wody w salonie sprzedażowym 😂😂. Zobaczymy. Narazie budowa się przesuwa. Postanowiłem wykorzystać ten czas i ogarnąć tu wszystko. Dodatkowo z N. postanowiliśmy zdywersyfikować nasze zarobki i zabawić się w głośny ostatnio merch od bardzo popularnej strony sprzedażowej, której nie będę robił zasięgów 🥸. Podobno można tam zarobić. Jedyne co trzeba posiadać to umiejętności działania w programach graficznych i kreatywność na najwyższym poziomie. Jedno z dwóch mamy na pewno. To umiejętności graficzne mojej ukochanej. Czy jest to drugie, się okaże. No i wiadomo potrzeba również 3 zasób w postaci cierpliwości, jak wszędzie.

No nic trzeba się zbierać do roboty. W standardzie jest to, że mi się nie chce, ale sielanka skończyła się w liceum i trzeba zapie**alać.

Postanowiłem również, że będę dodawał muzyczkę z mojej plejlisty. Dlaczego? Nie wiem, bo lubię. Słucham bez przerwy. Może odświeżycie sobie jakiegoś starego klasyka.

Pioooona.

12-13.03

I tak oto stało się. Pierwszy raz w tym sezonie wypad nad morze. Można powiedzieć, że to był taki jakby prezencik dla ukochanej na dzień kobiet i nieco gorsze walentynki, ale także na otarcie łez. Dzisiaj pewnie gdyby nie sytuacja gospodarcza i to że musieliśmy przesunąć termin budowy, zapierdzielałbym z łopatą aż by się kurzyło. Nie mniej jednak jesteśmy na plaży, świeci słoneczko, bezchmurne niebo. Tylko szum fal i my we dwoje. Cudownie. Wczoraj zajechaliśmy na miejsce do Mielna. N. nigdy nie była, ja byłem kilka lat temu – hotel tani, a dobry – jedziemy. Normalnie w sezonie nawet nie przyszłoby mi do głowy, żeby tam jechać. Jedna wielka melanżownia, tłum ludzi. My tęgo za bardzo nie lubimy. Dziś jednak jeszcze kalendarzowa zima. Na świecie syf, ludzie nigdzie nie jeżdżą. Wiec nawet w takim Mielnie jest bardzo mało ludzi.

Tak czy owak, myśle że byliśmy tutaj ostatni raz. Plaża klaustrofobicznie wąska. Każdy kto przechodził obok nas, a byli tacy, to przechodził zaraz obok, 30 cm od miejsca naszego legowiska. I mimo, że zrelaksowałem się mega dobrze, to nie na 100%. Siedzieliśmy wczoraj na plaży caaaaały dzień 😀. Później zawijka do hotelu, rozpakowywanko, obiadek,

sałenka, basen 😂 wielkości kałuży po porannej mżawce i różne inne wygibaski 😀. Oczywiście otworzyliśmy sobie super trunek, nie pamietam jak się nazywał, ale to coś jak Prosseco. Butelka była 0,75 i całą ją wypiliśmy. Tak więc ja, niepijący na codzień alko prawie w ogóle, kilkoma kielonkami tego specyfiku ubzdryngoliłem się na maksa i zasnąłem. 😁. Miało to niewątpliwe bardzo dobry skutek. Już piszę dlaczego. Na codzień wstaję wcześnie. Dziś też wstałem wcześnie i to jeszcze z kacem po tym alko 😀🤣. Klima wierciła mi dziurę w uchu, jak nigdy. To przez ALKO. Pewnie gdybym był w domu, napiłbym się wody stojącej przy łóżku i spróbowałbym zasnąć dalej. Tutaj wody przy łóżku nie było, wiec musiałem wstać. I tak ukradkiem przez zasłonę, która powodowała ciemnię w pokoju, dojrzałem swym daltonistycznym okiem zbiór kolorów prognozujących rewelacyjny wschód słońca. W normalnych warunkach wschód pewnie przeszedłby nam koło nosa, bo musielibyśmy gdzieś iść, ubrać się, wyjść, dojść. Na szczęście ogarnąłem taki hotel, który miał skybar na 5 pietrze. Obudziłem N., oczywiście od razu się podniosła. Poszedłem obudzić panią na recepcji żeby otworzyła nam drzwi, ładnie przeprosiłem, że wyrwałem ją z rąk morfeusza i oto efekt: godz 6.15 i wschód jakiego jeszcze nie widziałem.

Przejrzystość była chyba maksymalna, tam w oddali unosiła się taka jakby mgła. Dało to chwilę później taki efekt. Masakra. Jakby struna promieni odrysowana od linijki padała na jezioro. Coś niesamowitego. Jakbyśmy mieli jakiś super ekstra aparat to zdjęcie nadało by się do jakiegoś prestiżowego konkursu fotograficznego. Dosłownie wyglądało to jakby sam Dżizus zszedł na ziemie, żeby pospacerować właśnie nad tym jeziorkiem.

Dżizus przemówił.

Po rewelacyjnym wschodzie udaliśmy się jeszcze na spoczynek. Po godzinnym dogarywanku szybki ogar i na śniadanko. Po śniadanku od razu się zebraliśmy i tym razem na plaże zlokalizowaną przy miejscowości Łazy. Jak na bezludnej wyspie. I tak sobie tu będziemy leżeć do końca dnia.

Tyyyle miejsca tylko dla nas 😁
Moja syrenka się schowała 🥰

Proszę bardzo jak sobie leżakujemy. Wszyscy się na nas patrzą. Pytanie tylko brzmi, czy myślą, że z nami coś nie tak, czy może zazdroszczą, że nie wpadli na tak genialny pomysł i zamiast sobie leżeć w ciepłym śpiworku i słuchać, zapierdzielają upoceni w zimowych kurtkach w pełni słońca nie wiadomo dokąd.

Elooooo 😁