10.01

Ruszam z grubej rury. Postanowiłem, że opisze kilka fajnych akcji z tych ostatnich kilku miesięcy. Było ich zapewne sporo. Części już pewnie nie pamietam, ale są takie momenty, których nie może tu zabraknąć. Hmm.. od czego by tu zacząć. Będę skakał troszkę datami, ponieważ postanowiłem opisać wszystko w kolejności od najważniejszego. Oczywiście najważniejszego co chce tutaj opisać. Jest dużo rzeczy ważnych dla mnie na maxa, ale nigdy o nich tu nie napisze.

29.10.2021 – to data, o której za wiele nie będę pisał. Napiszę tylko, że to jest dla mnie jedna z najważniejszych dat w moim życiu i zna ja każdy, kto ma znać i wie co wtedy jest 😘.

30.10.2021 – to wyjątkowy dzień. Nie każdy w moim wieku może pochwalić się takim osiągnięciem jak ja 30 – ego. Mianowicie tego dnia minęło nam 10 lat z N. Jak z bicza strzelił. Dostałem ekstra prezent 😎Jeśli miałbym podsumować, to było najlepsze 10 lat jakie przeżyłem dotychczas, spędzone przy osobie, z którą chcę spędzić resztę życia. Kocham ją najmocniej na świecie. Nie jesteśmy związkiem jak każdy. Jesteśmy jak nikt inny. Mam nadzieje ze następne 10,20,50 lat będą równie najlepsze jak ostatnie 10😘😘 mógłbym tutaj dużo pisać o nas, ale nie wiem czy chce. Wolę zostawić to dla siebie i z tej strefy komfortu nie wychodzić. W którymś z postów na samym początku napisałem jakaś radę, co zrobić, żeby tak długo ze sobą być w takiej zgodzie jak jesteśmy my. Uwaga następna : wzajemny szacunek, dużo miłości i jeszcze więcej rozmowy niż w tej pierwszej poradzie 🥳. Oczywiście w każdą rocznice sobie gdzieś jeździmy. Tym razem nie było inaczej. Pojechaliśmy nad morie nasze Polskie, Bałtyckie. Uwielbiam morze o tej porze roku. Za co? Za brak ludzi przede wszystkim. Jak trafi się taką pogodę jak my trafiliśmy to już w ogóle. Mega klimat. Tym bardziej, że my jesteśmy dość specyficznymi turistami i taki klimat odpowiada nam najbardziej. Wiele ludzi nie jeździ, bo twierdzi że nie ma co robić. My jesteśmy odmiennego zdania. Co robimy? Ofkors jakieś małe spa. W tych terminach wcale nie jest tak drogo. Znaleźliśmy nocleg 2 noce ze śniadaniami, spa, widok na zatokę za około 400 zł. Myśle, że bez tragedii. Jak nie spa, to oczywiście długie spacerki z ukochaną. No i teraz to co kochamy najbardziej. Jak jest pogoda to zawijamy ze sobą na plaże 2 śpiworki, matę, chipsy, jakiś mały procencik, może jakaś książka (na pewno dla N) i inne dobrodziejstwa tego świata i lezyyyyyyymy cały dzień. Ja głównie słucham szumu morza i drzemie. Czasem czytam książkę jak mnie coś natchnie, ale rzadko. Z reguły po prostu leżę i formatuje mózg. Cudowna terapia. Uwielbiam.

20.11.2021 – niecały miesiąc później na świat przychodzi syn naszych przyjaciół i oficjalnie zostałem ojcem chrzestnym tego małego brzdąca. W sumie to się prawie wzruszyłem. Mam nadzieje, że będę dobrym wujkiem 🤓🤓. Dobra żartowałem, ja to wiem. Będę zajeb**tym wujkiem i chrzestnym 😎😎🥳🥳. Niech młody rośnie duuuży i zdrowy. Mega się cieszę 👨‍👩‍👦. Można powiedzieć, że bardzo oficjalnie zostaliśmy rodzinką 👶

9.10 – uwielbiam spontany, tak właśnie stało się w tym terminie. Skoczyliśmy w 3 z chłopakami w góry na takiego powiedzmy pseudo bushcrafta. Dlaczego pseudo? Prawdziwy busz to taki kiedy idziesz gdzieś w dzicz, ale dzicz oznaczoną jakimś tam specjalnym kolorem na stronie lasów państwowych. Zgłaszasz sprawę leśniczemu, że zamierzasz iść, gdzie, co i jak. Wtedy idziesz w las, góry, Mazury czy gdzie tam tylko chcesz. Bierzesz jakieś tam najpotrzebniejsze rzeczy – wszystko według uznania.. Każdy potrzebuje coś innego. Jak już wszystko jest idziesz przed siebie i jak znajdziesz jakaś super miejscówkę to wtedy rozkładasz się ze spaniem, palisz małe ognisko i żyjesz :). My pojechaliśmy na nieco innego Busha, bo spaliśmy w takiej budzie z drewna w górach zamiast w namiotach. Zapakowaliśmy mandżur i polecieliśmy w Karkonosze. Chciałem napisać w jakiej miejscowości startowaliśmy, ale nie pamietam 😝. Tak więc startowaliśmy z małej wioski pod górką, na którą wchodziliśmy i której nazwę też chciałbym napisać, ale oczywiście również nie pamietam. Nie nazwy są najważniejsze 😜. Byliśmy w 3. O! Może napisze co ze sobą wziąłem i co było mi potrzebne i niepotrzebne i tak samo w drugą stronę. Napisze czego nie wziąłem, a by się przydało 😜. Tak więc podstawowym i nierozłącznym elementem takiej wycieczki jest śpiwór. Śpiwór oczywiście mam stary jak świat, do tego nie jest zbyt rewelacyjny. Powiedziałbym, że jeden z gorszych jakie widziałem. Postanowiłem więc, że pożyczę od ukochanej. N. ma śpiwór, który strefę komfortu ma do -9, a extremal to -19. Te dwie wartości poza tym czym jest wypchany śpiwór są bardzo ważne przy zakupie nowego. Tak więc śpiwór jest! Jest tylko jedna wada tego sprzętu – waży z 5 kilo i jest wielki jak mój brzuch w 2012. Muszę kupić nowy! Dobra idźmy dalej, bo się rozwodzę jak zawsze 😂. Buty – to druga rzecz, której nie może zabraknąć na takiej wyprawie. Akurat buciki mam dobre i na szczęście już ich nie muszę kupować 🙃👌🏿. Strój – dobre skiety, żeby w nóżki nie było zimno. I tutaj troszkę przyszpanuje, bo dostałem od Mikołajka skarpety z wełny mrino 😎. Co prawda tam wtedy ich nie miałem, ale miałem inne troszkę gorsze. Next—> polar, kalesony, spodnie, bluza, czapka, t-shirty plastikowe, rękawiczki, gacie jakieś termo. Z elementów odzieży chyba na tyle. Teraz jakiś sprzęcik —>> wiadomix dobry plecak musi być. Najlepiej taki, żeby miał kondoma do zaciągnięcia w razie deszczu czy śniegu. Raczki – mam małe, nie mylić z rakami. Lampka – mam taka do ręki. Bez sensu. Musi być czołówka i to dobra, bo inaczej jak szliśmy po nocy to chu*a widziałem tam na glebie. Dobrze, że chłopacy mieli 🙏 czołówkę muszę sobie kupić czem prędzej, bo pewnie niedługo kolejny wypad. Ok, co dalej? mamy to i tamto wiec tak naprawdę zostają do wzięcia gadżety. Coś do palenia drewna na pewno. Myśle, że jakiś drucik, taśma, kombinerki, scyzoryk w razie W nie zaszkodzi. Wiadomix potrzebne są także jakieś „lekarstwa”. I nie mówię tutaj o ziołolecznictwie, tylko o jakiś plastrach, tabsach czy prochu z naboju 120mm w razie jakby było jakieś starcie z niedźwiedziem i trzeba byłoby szyć ranę i później jak rambo kołek drewniany w zęby, posypać prochem z naboju ranę, podpalić, wypalić i ruszać w podróż dalej 🤣. Dobra znów płynę..😜 hmm co by się jeszcze przydało. Pałabank też może się przydać 🙃. Tak po krótce chyba tyle. Może teraz napisze coś o samym wypadzie. Wyszliśmy z parkingu chyba koło 9-10. Szliśmy tam chyba z 4-5 godzin. Mega spoko pogoda.

Doszliśmy na miejsce i zastaliśmy właśnie taką oto budę. To był nasz docelowy nocleg. Góry, drewniana budka i nasza załoga. Nie przewidzieliśmy tylko jednego, że takich świrków jak my może być więcej. I zanim się rozpłaszczyliśmy i zaparzyliśmy herbatkę to już jakiś 3 Czechów z pieskiem o imieniu Ozi wbili się tam gdzie my mieliśmy się rozładować. Trudno, kto pierwszy ten lepszy. Postanowiliśmy wiec, że wbijamy na górę do tej szopki. (Tak było tam piętro 😂) Tam miejsca akurat na 3 osoby. 2 obok siebie jak śledzie. Akurat moim kompadre do boku był M. wiec czy jak śledzie? Bardziej jak dwa krokodyle. 😝😝 Przy wejściu, obarczony ryzykiem upadku na dół spał trzeci z trzech. I co, wrzuciliśmy wszystko na górę, żeby nikt tam nam nie wszedł i chill. Widoczki, jedzonko, herbatka, pitu pitu o tym i o tamtym. I tak minęła może godzina i zrobiło się ciemno. No to co zawijka na budę do spania, bo plan na poranek prosty – wschód i śniadanko na szczycie. Domek był trójkątny więc tam gdzie my spaliśmy szczyt tej budowli schodził się w kąt 30 stopni. Miejsca mało na maksa. Przez środek szczytu był przeciągnięty drucik. Powiesiliśmy sobie tam buciki, polary, kurtki itp. Wiec jak leżałem na plecach, z lewej strony miałem deski od sufitu, z prawej plecak i kumpla, a nad głową buty i resztę ciuchów. Ogólnie z 15 cm przestrzeni między ustami a podeszwą od buta. Biorąc większy haust powietrza czułem taki gumowy zapach podeszwy. 😁 Noc bardzo kiepska. Niedość, że w nocy przymroziło do -6 🥸 to jeszcze dość niewygodnie. Poszliśmy spać chyba o 20 czy 21. Obudziłem się. Patrzę, wszędzie ciemno jak w dupie. Sikać mi się chce niemiłosiernie. Ruszyć się nie mogę. Na dole zeszło się tyle ludzi, że chcąc zejść z góry po drabince musiałbym postawić nogę na kimś. Każdy centymetr tej szopy wypełniony. 12 świrów i Ozi, który był naszym stróżem. Leżał pod szopka i nas pilnował. Cudowny piesek. Tak wiec 5.23 budzę ekipę, bo co innego mi pozostaje. Jeden wstał od razu, bo też mu było źle i zmarzł, drugi miał gorzej, ale też się podniósł. Spakowaliśmy się tam na gorze myśle w max 15 min i przed szopę. Herbatka, papierosek. Później godzinka spacerku , a na Czeskich Kamieniach śniadanko i przepiękny wschód. Później już tylko zejście i do domciu. I tak wyglądała nasza przygoda. Niedługo jedziem znów.

Kurka wodna to wszystko na teraz. Pewnie napisze coś dziś jeszcze, bo w week dużo rzeczy się działo

3.01

Dżem dobry w 2022.

Wiem wiem, minęło już dużo czasu i kiedy każdy myślał, że już nie będę pisał – ja powracam niczym feniks z popiołu. Pisząc każdy, mam na myśli moje dwie jedyne fanki i jednocześnie jedyne osoby, które wiedzą jak nazywa się mój blog. 😝😝 Jestem inkoguto 😎, ale ten rok będzie przełomowy. Zaraz zaczynamy budowę, wydarzyło się tyle rzeczy, koniec świata. Kedy ja to opisze?

Spokojnie, jestem jak John o’Conor. Przybyłem z przyszłości w przeszłość, żeby uratować teraźniejszość.

Nawet nie wiem od czego zacząć. Jeśli chodzi o budowę, myśle że w niedługim czasie zacznę uzupełniać wszystko po kolei, ale to oczywiście w zakładce dom marzeń.

Co u mnie? Wszystko gra. Jestem po długim urlopie i ostatecznie udało mi się załatwić, że już dziś idę do pracy. W innym przypadku musiałbym siedzieć do 10 stycznia, a to bez sensu. W tym roku urlop muszę szanować, bo niedługo ruszamy. Święta minęły szybko, bo były od piątku do niedzieli – najgorzej 😝, ale w bardzo przyjemnej, rodzinnej i cieplej atmosferze. Oczywiście dostałem dużo prezentów, bo byłem bardzo grzeczny. Tylko w tym roku Mikołaj coś był chyba pijany i za pośrednictwem mojej ukochanej cioci i jej rodzinki podarował mi t-shirt w rozmiarze M. Hahahaha skisłem. Rozmiar M ostatni raz miałem na sobie 16 lat temu. W sumie do Mikołaja nie mam pretensji, bo przecież on tylko spełnia życzenia i to ciocia M. podała mu taki rozmiar 🧐🧐, ale idąc w to głębiej, zanurzając się w filozoficzną otchłań moich myśli, dochodzę do nieoczekiwanego wniosku, że może w oczach ciociuni jestem slimfit 🤪🤪. Tak czy owak, święta ekstra. Gorzej z sylwestrem.. jak to u nas bywa co roku od jakiegoś czasu. Szkoda nam siana żeby gdzieś wyjechać, bo większość rzeczy przeliczamy póki co na budowę. Każdy tysiąc na wagę złota, ale dość ! Nasze postanowienie noworoczne jest proste – zbieramy co miesiąc jakiś grosz, żeby później nie było szkoda nam wydać właśnie na sylwka. Zobaczymy co z tego wyjdzie. I tyle po krótkim wstępie.

Co mnie czeka w tym roku, jakie mam plany, co chciałbym zrobić. Pewnie opisze to w następnym wpisie. Narazie puszczam jeden wpis dla moich fanek, żeby wiedziały, że ja tak łatwo się nie poddaje.

A teraz krótka rymowanka na rozgrzewkę:

Emka za mała, xl za duża! od zawsze L ! – rozpaczy kałuża. Opina mi korpus za mała koszulka, nie mogę jej ściągnąć. O kurka!

Do przeczytania wkrótce !

D.

Wpis z 19.05 – z odzysku

Jak ten czas szybciutko leci. Wydaje mi się jakbym pare dni temu pisał coś na blogu, a tu się okazuje, że minęło już tyle czasu, szalonych dni. Oczywiście może na początek krótki raport pogodowy w postaci wierszyka :

O wiośnie.

Saska kępa pachnie, bursztynowy świerzop tańczy na polach, wiatr włosy czesze grzebieniem natury, ale chwila, to przecież bzdury. Maj taki ponury ! Chmury ciagle płaczą, słońce obrażone, tylko zieleń swym urokiem niesie szczęścia część, wynosząc z pachnącym bzem w przestrzeń wyobraźni, o wiośnie.

Minęło tyle czasu od ostatniego wpisu, że nie wiem od czego zacząć. Może na początek o moich przygotowaniach w góry. Tak jak pisałem wcześniej, zacząłem okres przygotowawczy. Nieee i to nie jest żaden obóz 🤪🤪 tylko ja tak to nazywam. Chodzi o to, żeby zwiększyć intensywność treningu miesiąc przed wyjazdem. Co to ma na celu? A no to ma na celu, że po pierwszym dniu cięższej wyprawy nie ma zakwasów, a jak są to tak małe, że nie przeszkadzają. Nauczony już trochę, bo nie raz była sytuacja, że jechaliśmy albo bez jakiegoś tam treningu przed albo po prostu jak jechaliśmy pierwszy, drugi czy trzeci raz to byłem jeszcze trochę grubawy 😅 i po prostu ciężar mojego ciała powodował, że moje nogi nie dawały rady, znaczy dawały ale bolały. I tak od jakiś 3 lat – teraz jest trzeci rok, staram się jakoś rozruszać przed wyjazdem. Cokolwiek. Rower, spacer czy coś, co sprawia że te nogi pracują bardziej niż zawsze. Muszę przyznać, że rzeczywiście staram się cały czas coś robić. I tutaj cofnę się trochę wstecz. W tamtym tygodniu – trzy pierwsze dni była niezła pogoda i udało się nakręcić sporo kilometrów. Stwierdziliśmy z chłopakami, że trzeba się spotkać i omówić kilka spraw jeśli chodzi o wyjazd. Umówiliśmy się na przy tak jakby początku Warty przy WORDzie(zdaje się tam prawko) i stwierdziłem oczywiście, że środkiem mojego transportu będzie rower, bo w sumie blisko, a i tak miałem chęć dodatkowo pojeździć. Okazało się później, że WORD jest przy starołęce i przy moście Lecha. Ja wybrałem oczywiście błędną lokalizacje i musiałem przejechać z jednego końca Poznania na drugi. Na szczęście jest w Pzn wartostrada. Dodam, że nie jest płatna 🤪. Więc spotkaliśmy się w umówionym miejscu, zjadły nas prawie komary, jechaliśmy tam z 35 min, po czym po 30 sekundach zawrotka, bo tysiące nieustannie atakujących krwiopijców chciało wlecieć mi do nosa, ucha… bleee.

Wartko zawinęliśmy na wartostradę spowrotem i bardzo urzekł mnie jeden widok.

To chyba już znak, że wszystko wraca do normy. Gryla było czuć z 2 km. W tamtym tygodniu pokręciłem trochę km z moja ukochana, ale i bez niej zdażyło mi się wyjść. Lubię rower.

Przyszedł piątek, powrót do domku bo moja ukochana mamusia kończyła 50 lat 🥳🥳. Oczywiście zanim imprezka, świętowanie trzeba wrócić do domu. I nie byłoby nic w tym dziwnego poza tym, że musieliśmy odebrać sadzonki pomidorów, cukinii, selera i pora. Łącznie chyba 60 szt. pomodoro, 10 cukinii i po 60 reszty + kumpel którego zabieraliśmy. W dwóch słowach „hej Cyganie”. Załadowani po uszy w woni FAWORYTA (brzmi jak jakaś odmiana marichuaen – a to nazwa pomodora) pojechaliśmy sobie do domku.

Sobota – wiadomix – będzie sadzenie warzyw.

Miało zejść max 2 h. No niestety nie udało się i zamknęliśmy się w 4 h, ale trzeba przyznać, że robota odj*bana pierwszorzędnie. No cóż jak to mówi tatko, lepiej dłużej niż na odpier*ol.

O urodzinach mamy nie będę za wiele pisał, bo po co. Napisze tylko, że było zajebongo i niech mamusia żyje następne 50 albo i dłużej.🥳

7.05

Majóweczka minęła w takim klimacie, że postanowiłem ułożyć wierszyk :

„Majówka chujówka”

Plany snuć przywykłem wielkie,
marzyć kocham jak nikt inny,
dom z płótna stworzony czym prędzej chciałem kupić,
żeby na majówkę pojechać z ukochaną i na polane go wyrzucić.
Na plaże czy na łąkę, gdzie kwiaty swą wonią łaskoczą nozdrza,
a szum morza koi nie tylko zmysły, a i rany pracą wyryte,
umysł oddycha.
Każdy miał być zadowolony. Nie wyszło.
Pogoda kolejny raz krzyżuje plany i majówka, to zwykła chujó*ka.

To tak w skrócie jeśli chodzi o weekend majowy. Jakieś załamanie pogody w tym roku. Cały czas tylko pada, później wieje, świeci słońce, a na koniec wszystko na raz. Jak już z wierszyka wiadomo, nic co planowaliśmy na weekend nie wyszło. Ostatecznie byliśmy w sobotę w Kórniku, no i w piątunio paliliśmy grila u znajomych, ale co to za grill jak trzeba było jeść w domu, a paliliśmy go na dworze w kurtkach.🤣🤣🤣 Do Kórnika na spacer pojechaliśmy zobaczyć magnolie. Niestety tyle było tam ludzi, że zawinęliśmy wrotki, nawet nie było gdzie zaparkować samochodu. Pojechaliśmy na powrocie do Poznania, bo na rynku miał wystartować jakiś tam majówkowy targ. Okazało się, że na tym rynku też bez szału. Stało z 8 budek takich drewnianych i można było kupić standardowo: jakąś kiełbe, jakiś bigos 😆😆, do tego inne różne stanowiska z niepotrzebnymi artykułami poza jednym stanowiskiem, w którym mieli deski do krojenia takie fajowe drewniane. Taka deska jednak przyda się dopiero jak wybudujemy dom, a nie teraz na wynajem 🤪. Tak czy owak pospacerowaliśmy trochę, a później do domku, bo naszła nas ochota na sushi 🙏. W ogóle w takich kiepskich sytuacjach pogodowych, trzeba nadrabiać dobrym jedzonkiem, co w naszym przypadku sprawdza się w 100%. Dwa dni z rzędu na śniadanie jeździliśmy na Bajgle króla Jana. No co sztos śniadanko to koniec. Za 15 ziko takie rarytasy 👌🏿👌🏿👌🏿👌🏿❤️❤️

Takie tam zdjęcia ze spacerku 🖐
Oczywiście samoróbka 🌪

Z racji na to, że mieszkamy w Pzn już prawie 10 lat, a nigdy nie daliśmy rady podjechać na czas i zobaczyć magnolie, postanowiliśmy że w tym roku pojedziemy co by się nie działo. Tak tez zrobiliśmy. W poniedziałek, ostatni dzień wolnego stwierdziliśmy, że jedziemy tak czy siak, nawet jak będzie padał deszcz. Okazało się, że ludzi mnóstwo – nie przestraszyli się fatalnych warunków pogodowych. Deszcz mógł spaść z nieba praktycznie w każdej chwili, bo pochmurno było strasznie. W zasadzie do dziś jest taka pogoda… Ostatecznie było tak, że deszczyk zaczął padać pod koniec, ale zanim to się zaczęło minimalnie na 30 sekund słońce próbowało przebić się przez chmury I dać nam do zrozumienia, że to była dobra decyzja. 🌤☀️🌧🌤☀️🌧🌤☀️🌧

Najlepsze jest to, ile musieliśmy czekać, żeby zrobić niektóre zdjęcia. Ludzie się kręcili jak pszczoły w ulu.

Na szczęście N. na drugie ma cierpliwość 🙃

I tak majówka zleciała. Mimo że pokrzyżowała pogoda nam sporo planów, my dajemy sobie radę. Nadrobiłem chociaż trochę dom marzeń. 😏 dzisiaj dzień szkoleń i jakiś ceregieli w pracy. Elooo🙏

01.05

No i mamy majówkę. Zawsze było tak, że była zarezerwowana na nasz męski wypad w góry. Od teraz będzie inaczej. Jest kilka powodów, które spowodowały, że nie jedziemy w tym terminie w góry. Pierwsza, chyba najbardziej oczywista to pandemia, która na szczęście jest w odwrocie bo są

Dzisiaj gdzieś zobaczyłem w internatach 😂😂

Drugi, to tłumy ludzi w tym okresie. Jak zaczynaliśmy swoją przygodę z wędrówkami, jeździliśmy w Bieszczady i wtedy właśnie pierwszy raz pojechaliśmy na majówkę. Było tak zaje*iście mało ludzi, że nie raz wędrowaliśmy po scieżkach i nie widzieliśmy nikogo przez godzinę. Niestety po 3 latach w Bieszczadach przybywało coraz więcej ludzi, zwłaszcza na tych znanych miejscowych jak Tarnica, chatka Puchatka, wielka Rawka, schronisko w małej Rawce, tam zaczynało się robić coraz to więcej ludzi. Teraz z tego co słyszałem chatkę Puchatka przebudowali, rozbudowali, przerobili – to już nie będzie to samo. Pamietam jak dziś, jak nocowaliśmy w starej chatce Puchatka. Coś pięknego i może nie chodzi tutaj o warunki do spania, bo te były tam dramatyczne. Spaliśmy w „pokoju” w którym wcześniej wszyscy siedzieliśmy, piliśmy piwka, toczyła się mała imprezka w kameralnym gronie może 20 osób, które też tam akurat z marszu nocowały. Świece, gitara, przeterminowane piwko od Miśka za pół darmo, jakieś rozmowy , wesołe papieroski. Później wszyscy pełna organizacja i w 30 minut z najbardziej klimatycznej miejscówki robiło się sypialnie – wszystko się wynosiło i układało śpiwory tak, żeby jak najwiecej ludzi się zmieściło. Oczywiście każdy może sobie wyobrazić jak to wyglądało. Zimne, stare jak świat gole posadzki i 20-25 osób jak śledzie poukładani po tym pokoju. Nie było opcji, że nie miałem głowy koło czyiś nóg, co gorsza na szczęście mi się nie zdarzyło, ale widziałem jak wiara spała tam w przedsionku gdzie nawet posadzki nie było tylko spali na ziemi. Dodam tylko, że w chatce nie było bieżącej wody i nikt tam nie był po wymoczeniu dupy w jakuzzi, kibel był na dworze. Nie był to zwykły kibel. To była wymurowana jakaś budka, w niej posadzka i 2 dziury. Jeba*o tam tak okrutnie, że to był chyba pierwszy raz w życiu, kiedy zrezygnowałem z załatwienia potrzeby fizjologicznej tylko po to żeby zrobić to nieco dalej na łonie natury. Ten kto mnie zna wie, że mam duży problem żeby załatwić potrzeby w miejscu, które nie są do tego przeznaczone. To sobie wyobraźcie co było tam w tym kiblu. Masakra, ale oczywiście to rozumiem, bo nie było tam możliwości zrobienia wc ani dopływu wody. Wtedy z tego co pamietam to było najwyżej położone schronisko w Bieszczadach. No kur*a klimat taki że koniec, nie zapomnę tego nigdy. Ciekawe jak jest tam teraz. Czy już był ten remont, czy nie. Trzeba jechać zobaczyć.

W zasadzie te dwa główne powody, przyczyniły się do wybrania przez nas innego terminu. Tym razem przypada na końcówkę maja. Tak się dobrze złożyło, w zasadzie to mieliśmy trochę nosa i było to zaplanowane, bo ostatnio jeszcze jak nie było wiadomo kiedy będą luzować obostrzenia stwierdziliśmy, że bukujemy, bo będzie taniej. Tak też się stało jak przewidzieliśmy. Wszystkie ceny do góry. Na szczęście my mamy już załatwioną sprawę.

Wracając do aktualnej majówki. Mieliśmy z N. jechać gdzieś pod namioty, bo ostatnio sprawiliśmy sobie nowe cacko

i mieliśmy jechać go wypróbować nad morze albo gdzieś. No niestety, pogoda jest tak fatalna, że z domu za bardzo nie mam ochoty wyjść, a co dopiero gdzieś jechać coś robić. Porażka nie z tej ziemi. Trochę jestem rozczarowany, ale postanowiłem nadrobić zaległości w domu marzeń. Sporo się tam już nazbierało informacji do przelania. Wczoraj paliliśmy pierwszego w tym roku grila. Szkoda tylko, że grill palił się na dworze, a my siedzieliśmy w domu, bo zimno. W ogóle co się dzieje z tymi cenami. Robiłem wczoraj zakupy i nie przykryłem dna od wózka w markiecie, a zapłaciłem tyle że nogi mi się ugięły przy kasie i chciałem podjąć próbę ucieczki lecz do wyjścia daleko no i do tego obsługuje tego klienta 😂😂. No nic przyjąłem to na klatę.

Dziś jedziemy pospacerować i zobaczyć magnolie do Kórnika, mieszkamy w Pzn tyle lat i nigdy nie byliśmy zobaczyć jak kwitną. Dziś jest ten dzień 😏 elo

26.04

Sporo się dzieje. Czas płynie jak Biedermann w 2009. Mimo wszystko znajduje ostatnio z N. trochę czasu na wieczorne spacerki i to takie dość długie.

Powinienem zacząć już okres przygotowawczy w góry. Standardowo 6 rok z rzędu męska ekipą jedziemy pochodzić po górach, odpocząć, wyciszyć się, zebrać myśli. To już się stało tradycją. Pamiętam pierwszy raz jakby to było wczoraj, a tu już mija 6 rok. Trochę już zeszliśmy z buta po górach 😏. Forma jest w miarę ok, spacerki rozruchowe wjeżdżają, zaraz wjedzie bieganko i po szczyty 😃. Już się nie mogę doczekać. W ogóle jak nigdy ogarnęliśmy nocleg miesiąc przed wyjazdem. Zawsze było tak, że motaliśmy nocleg na ostatnią chwilę. Teraz stwierdziliśmy, że skoro obostrzenia zaraz będą znosić, to ceny noclegów po 3 maja pójdą 30% w górę. Zwołaliśmy więc posiedzenie zarządu. I tak oto ogarnęliśmy domek, na 5 osób z możliwością dojechania jednej osoby za 2000 zł. Domek jest na takim wypasie, że wanna z hydromasażem czy wyjście z salonu do sauny to przecież normalka 🌪🌪. Wrzucę post o domku dopiero jak tam będę i zobaczę. Nie ma co chwalić dnia… Wracajmy na ziemie póki co. Jutro mamy spotkanie na działce z poprzednim właścicielem i jeszcze paroma gośćmi dotyczącą przyłącza wody, ale to wszystko w domu marzeń. W końcu się tam wezmę i to uzupełnię wszystko, bo mam sporo zaległości.

W weekend zawitałem w rodzinne strony. Tym razem sam z racji na to, że N. mama przyjeżdżała do nas na szczepienia, bo tutaj wyznaczyli jej placówkę i tak naprawdę się minęliśmy.☺️ ale dobrze czułem nosem, bo w domu czekało trochę pracy do wykonania, bez której tata miałby dość duże problemy z wykonaniem tego samodzielnie. Tak więc w sobotę trochę popracowałem. Liczyliśmy, że zejdzie nam z robotą maksymalnie godzina, a oczywiście musiała się sytuacja skomplikować i ostatecznie misja zajęła nam ponad 4 godziny. No cóż, miałem pare planów na sobotę, ale jak trzeba pomóc to nie wyobrażam sobie innej opcji jak ta, że robię do końca i odwołuje wszystkie plany. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty.

Zanim się za to zabraliśmy i tata wrócił z pracy, stwierdziłem że posprzątam auto i tym samym trafem przyjechał mój chrześniak i nawija mi bajerke na ucho, że zbiera na klocki lego za 400 zł, powtarzam 4 letnie dziecko zbiera 400 zł na klocki sprzątając samochody, a to babci, a to dziadkowi no i oczywiście chrzestnemu, czyli mnie. Myśle sobie, kurde poza tym, że poprzeczka zakupowa postawiona dość wysoko, to szanuje kwestie pracy i zarobku. Ogólnie w wychowanie mojego chrześniaka się nie wtrącam, bo nie mam w tym doświadczenia, a łatwo oceniać. To przecudowny dzieciak, wrodzony we mnie kropla w krople. Idźmy dalej. Miałem uszykowane już wszystko do sprzątania auta więc mówię do małolata żeby zabierał się za robotę, bo u wuja żeby dobrze zarobić trzeba dobrze pracować. No i tak oto młody bawił się odkurzaczem przez 15 min wciągając swoje spodnie i kurtkę na przemian 😂😂, po czym stwierdził, że jest poodkurzane i że czeka na wypłatę.Z racji tego, że mam charakter jaki mam, ale wiem też, że nie do końca młody świadomy jest wartości pieniądza, wyskakuje mu z 10 zł i młody jest przeszczęśliwy 🙃. No i przychodzi do czyszczenia samochodu babci.. podobna sytuacja młody pościemniał chwile, zaraz mu się znudziło i wiadomix kto robił resztę. Oczywiście po wysprzątaniu auta młody, moja krew, zaprasza babcie na prezentacje samochodu 😂😂😂 beka nie z tej ziemi. Otwiera wszystkie drzwi, prezentuje. No sprzedał babci tak opcje, że ona nawet się nie oglądając z kieszeni wyczarowała niczym hary portier 5 dyszek dla młodego. 😅😅 Proszę mi powiedzieć gdzie tu jest sprawiedliwość. 😂😂 Śmiało można powiedzieć, że to ja osobiście przyczyniłem się do wzbogacenia się tego młodego człowieka o 60 zł 😇. I tak oto mogłoby się wydawać, że sobota była bezstresowa i pochłonięta integracją rodzinną połączoną z pracą, minęła bardzo spokojnie. Nic bardziej mylnego. Przyszedł wieczór i oczywiście nie mogłem pozwolić sobie na to, żeby nie jechać do mojej ukochanej ciociuni i jej rodzinki w odwiedzinki na kawusie i ciastko, bo ciocia zawsze, ale to zawsze nawet jak ją zaskoczę wizytą, dzień wcześniej piecze ciasto. Chyba czuje nosem. 😂😂😂 Posiedziałem u nich dłuższą chwile i co, wracam do domu. Jest 23, wyjeżdżam na prostą w stronę mojego domu i już z daleka widzę, że koło mojego domu aż niebiesko od świateł straży pożarnej. Spociłem się w 3 sekundy. Mówię, co to się tam dzieje. Zajeżdżam, a obok mojego domu stoi z 20 samochodów i 35 gapiów. Na szczęście u mnie nic się nie działo. Natomiast u mojego sąsiada, serdecznego koleżki z dzieciństwa, zapaliła się sadza w kominie. Całe szczęście, że jechał jakiś małolacik i był na tyle przytomny, że zadzwonił po straż pożarną. Trochę czasu później i mogłaby się wydarzyć tragedia, bo u sąsiadów wszyscy już spali. I tak oto byłem tam u nich do jakiejś 3 w nocy, bo tyle trwała akcja. Dobrze, że nic nikomu się nie stało.

Niedziela więc na starcie w plecy. Nie wyspany, a to już pierwsza oznaka tego, że w poniedziałek wejdę jak 3 metrowa ciężarówka w tunel 2,8m przy prędkości 90 km na godzinę. Ch*jowo, a jeszcze czeka mnie droga do domku. Zabrałem wałówkę i eloo, lecimy do Pe do N z kreską, bo ukochana czeka, a i ja się stęskniłem.

Poniedziałek, tak jak przewidziałem już wczoraj. Fatalny, dużo spraw na głowie, samopoczucie z powodu niewyspania na poziomie 2 w skali 1-10. Pogoda, tutaj też nic dodać nic ująć. Zaraz maj, człowiek myśli w sobotę, że to już chyba teraz, że to już ten moment kiedy na stałe wita w miarę słoneczny i ciepły dzień, do tego widzę tego pana:

I myśle „jesteśmy uratowani.. bocian! bocian! Niestety, psikus dzisiaj padał 2 razy śnieg na zmianę z ostro świecącym słońcem 😂😂. Idę w kime, bo jutro pracy jeszcze więcej 🥸.

19.04

I co, znów orka. Kolejny poniedziałek. To jest słabe, że mając naście lat nie jesteś w stanie docenić wolności, którą masz i która zaraz zniknie. Oczywiście nie jesteś jej świadomy i jacy by nie byli Twoi rodzice, to i tak raczej ciężko uświadomić młodzieży w jakim punkcie życia się znajdują i co i jak ich czeka. Oczywiście, że wybrałbym inna ścieżkę niż tą którą aktualnie podążam. Oczywiście są świadome dzieciaki, ale znów one nieświadomie tracą najlepsze lata życia na to, żeby być świadomymi. Poje*ane jest to wszystko. Każdy kij ma dwa końce i co byś nie zrobił to i tak nie dogodzisz sobie, o ludziach wokół nie wspominam 😆. Tak czy owak zaraz muszę wychodzić do pracy. I tutaj od razu też pojawia się filozoficzna myśl, że przecież nic nie muszę. Nagle uświadamiasz sobie, że tak naprawdę masz tyle zobowiązań na około, że jedyne co Ci pozostaje to założyć spodnie na dupe i bez marudzenia na robotę. I tak do zajeb*nia, dzień w dzień. Czasem mam tego dosyć. Na przykład dziś. Najchętniej leżałbym i patrzył w okno. Niestety, nie dziś.

15.04

1 stopień i deszcz ze śniegiem na zmianę witają mnie w kolejnym dniu świstaka. Czy ja się doczekam ciepła? Już dawno nie miałem tak dość pogody jak teraz. Myśle, że porównanie kobiety do pogody jest nie na miejscu, bo nawet drugi cud świata jakim są kobiety nie jest tak zmienny. Już mnie to wkur*ia. Zakładam kurtkę, jesienną. Wychodzę z chaty i jest ok. Wsiadam do samochodu, przez pierwsze pare minut dopóki nie rozgrzeje się samochód jest ok. I nagle zza chmury wychodzi słońce i pizga przez 30 minut mi prosto przez szybę, więc się rozbieram. Dojeżdżam do klienta, ubieram się, bo już słońca nie ma i jest pochmurno. Wchodzę do klienta siedzę tam powiedzmy godzinę, wychodzę, napie*dala śnieg. Wsiadam wiec znów do samochodu, trochę mokry, bo miałem do niego 80 m. Odpalam auto, grzeje w środku bo zmarzłem na maksa, stabilizuje temperaturę i w samochodzie i w głowie. I tak do za*ebania. Efekt ? Wracam do domku z reguły z bólem głowy, bo do tego wieje wiatr. I to trwa już kurka wodna kilkanaście dni. Na szczęście w domku zawsze czeka na mnie moja ukochana i problemy znikają 😍.<——Zacząłem pisać ten wpis wcześnie rano, bo spać nie mogłem. Komuś średnio co drugą noc wyje alarm w samochodzie, ale nie wyje chwile i ktoś go wyłącza. Napie*dala 10 min i wybudza mnie w mocnym stresie, a wszystko dlatego, że alarm ma identyczny i wyje niedaleko naszego okna. Wiec kur*wa budzę się, nie wiem co się dzieje, wyje alarm, N. śpi, ja się zrywam z łóżka, bo mówię może łobuzy mi kradną samochód, wystraszony, na pół śpiący biegam po domu w amoku szukając kluczyka i kiedy już go znajduje, alarm w furze tego zj*ba przestaje wyć. Była godzina 5.15, z reguły budzę się sam przed 6 więc z automatu już po spaniu. Witaj wtorku.

Są na szczęście tez pozytywne informacje, jak na przykład te, że dziś 15 kwietnia na HBO puszczają FRIENDS’ów 😍😍😍😍. Jeśli chodzi o mnie i myśle, że o N. też to PRZYJACIELE to topka wśród seriali. Na ten moment można obejrzeć to tylko na komedy central, my nie mamy telewizji więc po frytkach, a poza tym lubimy oglądać od początku do końca, a nie wyrywkowo 😃. Drugą dobrą wiadomością jest to, że już wczoraj wykupiliśmy dostęp do HBO i zaczęliśmy też oglądać

Dokładnie, grę o tron. To druga topka jeśli chodzi o seriale, które oglądałem. Nie mamy już teraz czasu za bardzo żeby oglądać tak namiętnie jak np. na początku pandemii. Razem siedzieliśmy ponad 4 miesiące na Home office wiec seriale oglądaliśmy w dużo większej częstotliwości niż teraz. Aktualnie ja potrafię odpaść już na pierwszym odcinku czegokolwiek 😂😂. Biologii nie oszukasz. Jak zegarek w głowie mówi, że czas do spania to automatycznie oczy i mózg mówią „ok” i oczy wyłączają się po woli, a mózg dosłownie po 3 minutach wchodzi w tryb uśpienia. Sabaka zaryta, musiałoby mnie coś wystraszyć albo coś żebym wyszedł ze stanu przedwczesnej śpiączki 🤣🤣🤣. Tak informacyjnie jeszcze, przejeżdżałem akurat wczoraj przez Polski Egipt – zdjęcie poniżej 🤣🤣

Idziemy oglądać przyjaciół

🙏

12.04

No witam. Czas leci, ja znów coraz starszy. Może na sam początek krótki raport pogodowy. Tak jak ostatni wpis pełen był wiosny, tak ten będzie typowo o kwietniu, co przeplata trochę zimy trochę lata. Bez kitu od kilku lat to przysłowie również odeszło do lamusa, bo z reguły każdy kwiecień to już ciepło albo po prostu w miarę ciepło i deszcz. W tym roku niespodzianka. Kwiecień tak książkowy, że jednego dnia potrafią być skrajnie dwie pory roku, od rażącego słoneczka po śnieżyce że nie widać świata. Oto przykład. Film i zdjęcie są na przełomie 2-3 godzin. 🙈🙈🙈

I jakiś czas później..

Amplituda temperatur na poziomie 20 stopni. Wydaje się być niemożliwe, a jednak. Tak wiec ogólnie rzecz biorąc. Pogoda do dupy, nic się nie chce, ogólny marazm, przesilenie wiosenne. Niech już będzie ciepło. Mam dość tej poplątanej pogody.

Hoł hoł hoł, a nie! To nie te święta, chociaż większe prawdopodobieństwo ostatnimi czasy jest, że to w Wielkanoc dupnie śniegiem niż w Grudniowe święta.., nie ważne. Pojechaliśmy na święta do rodziców, całe szczęście że odnaleźliśmy się z N. w można powiedzieć rodzinnym mieście, bo tak jak patrzę na znajomych gdzie różnica odległości ich rodzinnych domów jest np 300 albo 400 km i całe święta w rozjazdach albo tylko do jednych rodziców to współczuje. My na szczęście mamy swoje rodzinne domy w niedalekiej odległości od siebie więc nigdy nie ma problemu z tym gdzie, kiedy i jak spędzamy święta. Oczywiście święta kojarzą mi się tak naprawdę z jednym. Wspólne siedzenie przy stole, dużo jedzenia, dużo gadania i dużo jedzenia i później kawka ciastko i znów dużo jedzenia i dużo gadania. Ogólnie jak zawsze mówię sobie, że nie będę dużo jadł itp itp.. wychodzi jak zwykle, czyli jestem objedzony jak przysłowiowa świnia i nie mam siły się ruszyć. Tym razem jednak wydarzyło się podczas tych świąt coś wyjątkowego. Może nie na miarę zmartwychwstania, ale coś wyjątkowego, zwłaszcza dla mnie. Coś co pozostanie w mej pamięci długo i będzie siało spustoszenie dopóki coś z tym nie zrobię. 3 lata temu mając 114 kg wagi i zrzucając ją do 85 kg obiecałem sobie, że nigdy nie przekroczę już limitu 90+. I tak jak już każdy może się domyślać, po świętach wchodzę na wagę, co prawda w ciuchach i wieczorem po 48 posiłkach i waga pokazuje 92 kg minus ciuchy i jedzenie jeszcze nie strawione daje jak w mordę strzelił 90, co z resztą potwierdziło się rankiem dnia następnego. Wyrok : 89,4. Tak się wkur*ilem, że od razu wczoraj rowerek, trening.. wracamy do gry. Zapodaje jeszcze kilka ciekawych świątecznych i nie tylko zdjęć 😏

Moja ukochana zrobiła na święta takie cudo 🤯🤯❤️❤️ może gdzieś wrzucę recepturę?
🌈🌈🌈🌔🌔🌧☀️❄️🌪🌪🌤🌤

Czas pędzi jak szalony, już dzisiaj 12.. masakra. Wstałem wcześnie i tak naprawdę od samego rana coś do zrobienia. Najpierw praca, wiadomo – trzeba zrobić swoje, ale później musiałem jechać na działkę, bo dostałem info, że dzisiaj będą robić odwierty na działce do badania gruntu pod fundamenty. I teraz najlepsze. Byłem przekonany, że to będzie jakiś spektakularny odwiert, że przyjedzie pan jakimś sprzętem i będzie wiercił. Jeszcze dzwoniłem do niego, a on że na luzie jak nie chce to nie muszę przyjeżdżać, on wszystko wie i tylko później papiery do odbioru w biurze, se myśle.. chyba chłop chory jak myśli, że odpuszczę takie widowisko i pierwszą fizyczną prace na działce. Umówiliśmy się, że on tam będzie na 16 i ja mniej więcej też tak dojadę. Przymrużyłem oko po pracy 😂😂 i zajechałem tam na 16.30, z premedytacją dałem sobie troszkę czasu, bo chłop mówił, że potrwa to z 1,5 h więc na luzie. Zajeżdżam, nikogo nie ma. Dzwonię. Gość odbiera i mówi, że chyba już mnie widzi. Ja się rozglądam i patrzę, a tam koluniu jedzie citroenem xarą i nie chodzi mi o markę czy rok samochodu, tylko jego gabaryt. Spodziewałem się jakiegoś UAZ’a albo coś w tym stylu. No nic, chłop wysiadł, witam się z nim jakaś tam wstępna bajera, bo zaliczył awarie chłodnicy po drodze 🥸. Pytam wiec nieskromnie, nadal żyjąc trochę nadzieją, że zaraz wjedzie jakiś ciężki sprzęt czy jeszcze na kogoś czekamy. Słyszę odpowiedz, że nie i sprzęt jest w bagażniku. Można sobie wyobrazić moją minę. Rozczarowanie. I oto czym pan robił robotę. Dopiero później mi wytłumaczył dlaczego taki sprzęt, a nie inny i tak naprawdę po co to wszystko, ale o tym już w domu marzeń. Uśmiałem się. Tak wyglądał sprzęt, który posłużył do pomiarów 🙈🙈🙈

Wykopaliska 12.04.2021

Na to wszystko oczywiście padał deszcz i nie wziąłem butów na zmianę. I tak oto załatwiłem sobie darmowe czyszczenie butów, z nubuku. Wróciłem po tej akcji do chaty, zmienić ogumienie, wziąć pod pachę laptopa, bo muszę go reanimować, jest stary i zamulony jak glina na 3 metrze wykopu na działce 😂😂. Zawiozłem go, ale nie do prywatnej kliniki, gdzie zajmują się takimi przypadkami i kasują jak za zboże, a do takiego można powiedzieć znachora. Zobaczy, postawi diagnozę, uczciwie wyceni, naprawi, wyczyści i co do zapłaty zawsze dogadać się można. Z polecenia 🙏. Szanuję. Teraz czas na sen. Tylko zaraz, chciałem jeszcze wejść do łazienki i co? Zapomniałem już, że niedawno kąpaliśmy kwiatka, bo coś mu dolega, ale do tej operacji znachora mam w domu więc zabieg został przeprowadzony w łazience i teraz nie mogę do niej wejść 🤪🤪🤪

Nie myję zębów.

🖐

31.03

Ostatnio mam taka dziwną, nie wiem czy dobrze to nazwę – przypadłość. Dziwne, nigdy tak nie miałem. Zawsze od kiedy tylko pamietam towarzyszyły mi w życiu liczby, tak tak jestem z tych osób które twierdzą że matematyka nie kłamie i dużo rzeczy sprowadza się ostatecznie do liczb. Od jakiś 2 miesięcy rutynowo i cyklicznie prześladowały mnie liczby. Najbardziej 44. Gdzie bym nie spojrzał 44. Godzina, licznik w samochodzie, paragon, rejestracje, różne dziwne randomowe akcje gdzie w tle przeplata się 44. Mówię nie no coś jest nie tak. Naprawdę ostatnio to już patologicznie widzę te dwie cyfry, prześladują mnie. Ostatnio N. doradziła mi, żebym sobie sprawdził numerologię i znaczenie cyfr. W sumie długo się nie zastanawiałem. Efekt? Jestem rozj*bany.

Podsyłam definicje :

Numerologiczna 44 składa się z dwóch Czwórek. Kiedy badamy wibrację liczby 4, dowiadujemy się, że symbolizuje ona stabilność i wytrwałość. Jej nadrzędna cecha pozwala budować solidne podwaliny pod każdy projekt znany ludzkości. Czwórka stworzy najmocniejsze fundamenty, najtrwalsze konstrukcje – niezależnie od tego, czy chodzi tutaj o budowlę, samolot czy też statek kosmiczny. Jeśli trzeba to zaprojektować, a potem wybudować, Czwórka to zrobi.

Co symbolizuje więc liczba 44? Z całą pewnością jest to liczba zaufania. Niekoniecznie do innych, raczej do samego siebie. Numerologiczna 44 jest bardzo pewna siebie, wierzy w swoje możliwości i nigdy się nie poddaje. Cokolwiek się wydarzy, ona stanie na wysokości zadania. Posiada bowiem ogromną wiedzę, umiejętności i niespożytą energię. Wszystko, czego potrzebuje, to dobry plan działania. W numerologii liczba 44 oznacza stworzenie solidnego gruntu dla obecnych i przyszłych pokoleń. Jej praca prawie zawsze ma ogromne znaczenie dla wielu ludzi. Liczba ta nie zadowoli się zwyczajnym życiem. Musi mieć misję, z której jest dumna. Tylko wówczas w pełni zaangażuje się w wykonywane zadania. Pod wieloma względami numerologiczna 44 wskazuje na okoliczności związane z pieniędzmi i tworzeniem materialnego bogactwa. Jednakże, w przeciwieństwie do numerologicznej 8, Czterdziestce Czwórce zależy nie tylko na własnym powodzeniu, ale także na sukcesie całego ludzkiego społeczeństwa. Jest to osoba bardzo zorientowana na osiąganie celów. Pragnie, by jej praca – cokolwiek to będzie – miała doniosłe znaczenie. Bardzo cieszy ją osiągnięcie prestiżu, ale głównie dlatego, że wówczas może jeszcze więcej osiągnąć.

Wyczytałem to gdzieś w internatach i naprawdę jestem w szoku, jak 44 definiuje sporą cześć mojego nietuzinkowego charakteru i tak naprawdę ten opis w niczym tutaj za bardzo się nie myli. I teraz strasznie mnie to zastanawia. Na początku myślałem, że te liczby to jakiś przypadek. Po przeczytaniu tej numerologii zastanawiam się jak to ugryźć, do czego się odnieść i skąd ta wróżba i ten splot wydarzeń. Dziwne, ale ciekawe 🧐 muszę zgłębić wiedzę na ten temat.

Wczoraj piękna pogoda, 23 stopnie na dworze, full słońce, zero chmurki. Aż chce się żyć, dosłownie, bo ostatni czas to dla mnie jakaś masakra. Tak jak pisałem we wcześniejszych wpisach, marzec taki jakiego dawno nie pamietam, do tego dwa dni temu miałem robiony test na COVID, bo trochę zle się czułem, a jedziemy dzisiaj do rodziców. Wolałem nie ryzykować. Badanie należało do tych jednych z najgorszych jakie przechodziłem. Na szczęście Pani, która wykonywała mi badanie – cudo. Piękna, sympatyczna, inteligentna, ciałko bajeczka, bardzo dobrze się z nią rozmawiało, jakbyśmy znali się conajmniej 10 lat. Jak na moje? Bardzo dobry materiał na żonę – śmiało można tak powiedzieć. Poflirtowalem z nią trochę nie powiem. Mimo, że test nie należał do przyjemnych, to robiony w takim towarzystwie nie zrobił na mnie wrażenia 🥰. NEGATYWNY – trzeba iść do roboty 🤪. Widząc już od rana taka pogodę, czekałem tylko na koniec pracy, żeby wrócić do domu, przebrać się i na rower. Uwielbiam jeździć w taką pogodę. Zrobiłem 33 km. Tempo może i nie jakieś zabójcze, ale było co pedałować po tych lasach. Do tego zapominam jeszcze czasem wyłączać zegarka jak się zatrzymuje i liczy mi czas gdy odpoczywam i kurka wodna później psuje statystykę. Po 20 kilometrze dojechał do mnie koleżka na bajerke i nie tylko, ale szczegółów zdradzić nie mogę. 😝😝Podrzucam pare fotek z wyprawy 🥸🥸. Elo