22.03

Witam. Dopiero teraz zauważyłem, że nie było mnie tutaj, aż 11 dni, długo. Nie było podyktowane to niechęcią czy rezygnacją z pisania, wręcz przeciwnie. Często myślałem o tym żeby dać jakiś wpis, ale najzwyczajniej w świecie nie było na to czasu. W tamtym tygodniu w weekend, to był chyba 13-14, dość spore przygotowania i oczekiwania, bo w końcu przyjechała do nas prawie cała familia, żeby zobaczyć naszą nowo zakupioną działeczkę i oczywiście aby spróbować przygotowanego przeze mnie w pocie czoła jedzonka. Oczywiście jak zawsze obowiązki w naszym mieszkaniu podzielone są wprost proporcjonalnie do umiejętności. Czyli ja robię jedzonko, N. robi ciastko. Mniam mniam. Wszystko wyszło super, mogliby częściej wpadać ;). Na dowód tego, że są u nas bardzo rzadko dodam, że zapomnieli jaki mamy numer klatki i mieszkania 🤣🤣. Dobra minął weekend, przychodzi jak zawsze ponury ciąg dni pracujących i teraz całkiem serio. Nie pamietam, a żyje już chwile na tej planecie, żeby dni były tak ponure i tak odbierające chęć do życia jak te 15-19.03. Dobrze, że nie wisi u nas na ścianie jakiś miecz katana albo coś, bo poważnie Wam mówię, że poniedziałek i wtorek to był dobry dzień na popełnienie harakiri. Niechęć do zbudzenia się ze snu w połączeniu z brakiem możliwości wyleżenia w łóżku i ogólną nienawiścią do budzących się rano sąsiadów, robiących rzeczy które wyprowadzają człowieka z równowagi jak np. robienie sobie koktajlu w blenderze do pracy o 5.30, później wykańczająca nerwowo praca i ponowna ogólna niechęć do wszystkiego sprawiła, że poprzedni tydzień uznaje za blue week. Właśnie to jest jeden z powodów, który przyczynił się do braku wpisów. Drugi, to oczywiście brak czasu i milion niespodziewanych rzeczy, które wyskoczyły nam po drodze i spowodowały brak weny. Nie, może inaczej. Nie brak weny, raczej jej kumulacja w syntezie z brakiem chęci do czegokolwiek. Dzisiaj rano wstałem i pierwsze o czym pomyślałem to o tym, że muszę w końcu wszystko opisać, bo czas leci i tylko spowoduje, że opisze mniej rzeczy.

Poniedziałek minął niczym podróż koleją z Poznania do Koła pociągiem pospiesznym spóźnionym 3 godziny. Dramat. No nic, przyszedł czas na nieco lepszy wtorek, ale nie lepszy dlatego, że ewokowały słoneczny dzień kosy latające wśród drzew, pachniała saska kępa czy tam wierzchołki drzew żeglowały z upału falami. Nie. Zupełnie nie. Dzień był odwrotnością tego co wyżej, ale mental się trochę zmienił, bo we wtorek zaplanowałem randkę z moją ukochaną. Co lepsze, nie dość, że w nieco eksluzywnym restaurancie, otwartym na czas pandemii, co bardzo szanuje, to jeszcze zupełnie za darmoszkę z racji wygranego konkursu w robocie jakiś rok temu 😂😂. Randka oczywiście udana 🥰, pojedzone. Stwierdzam, że chyba coś ze mną jest nie tak jeśli chodzi o kwestie restauracji i wyboru jedzenia. Moja ukochana, zawsze jakiś eksperyment kulinarny, coś co może zachwycić nie tylko ładną i długą nazwą, ale również smakiem, a ja ?

Klasycznie Burger mordooo. I teraz ta niesprawiedliwość czasu. Jak dzień ciągnie ci się jak flaki z olejem, to nie idzie przyspieszyć, ale jak ominąłeś już ten problem, bo minął Tobie pierwszy etap wiążący się z pracą ciągnący się w nieskończoność i przychodzi chwila przyjemności, na którą czekałeś cały długi dzień i mija Ci w moment. 🥸

Następne dni były dosłownie takie jak poniedziałek, z tym faktem tylko, że w międzyczasie dostaliśmy pismo z zakładu gdzie podłączają wodę i kanalize, że ścieki mogą podłączyć, bo idą w drodze, ale na wodę dostaliśmy odmowę, bo trzeba się przekopać przez 3 metry lasu. Nie będę pisał, jak się wk*rwilem i jak to załatwiliśmy, bo wszystkie takie informacje będę opisywał w domu marzeń 🧐.

No i nadszedł piątek, piąteczek piatunio. Bug dej. Moje 28 uro. W sumie jeśli chodzi o jakieś refleksje co do wieku? Ja jestem jak bendżamin baton, z wiekiem jestem coraz młodszy 🥳🥳. Posiadówka, w COVID? BEZAPELACYJNIE, choć przyznam, że miałem z tylu głowy, że mogą przyjechać mundurowi wezwani przez jakiegoś sąsiada. Tak się nie stało 🥳. Zrobiliśmy posiadówkę, jedzonko, pogadaliśmy. Mega spoko, cieszę się, że nikt nie wymiękł mimo sytuacji, która się wydarzyła, ale o której nie mogę powiedzieć ani słowa 🥸🥸. Dostałem również dużo mega zajebi*tych prezentów. Miałem dostać jeszcze jeden, na sam koniec, ale purpurowy zegarmistrz wezwał moją wybrankę w krainę winem i ogólnie jedzeniem płynącą i do tej pory nie wiem co to miało być 🤪🤪🤪. Sobota praktycznie oprócz jedzenia i spania nie przyniosła innych efektów, no może jeden. Następnego dnia wstaliśmy już o 7-8 wypoczęci i gotowi do podróży 🥳🥳🥳🥳. W Poznaniu deszcz, pochmurno – ogólna depresja. My natomiast wybraliśmy kierunek Międzyzdroje. Uważam, że mimo tego iż ten tydzień był dramatycznie depresyjny, wku*wiający, szokujący, zadziwiający, nudny, szary, jesiennozimowowiosenny, urodzinowo-imprezowo-prezentowy to dzień 21.03 ogłaszam dniem, który wygrał potyczkę w zawodach mimo wszystko, na najlepszy dzień tygodnia. Konkurencja była duża, no ale nic a nic nie może równać się z wypadem nad morze w takim klimacie, bo o towarzystwie nie muszę wspominać. Zawsze u mojego boku i na odwrót ❤️.

Taki oto tort stworzyła na potrzeby moich urodzin moja ukochana 😍❤️❤️ pyyyyszny. Jedyny taki na świecie

Kanapeczki i herbatka przygotowana na drogę, śpiworki i mata również spakowana. Jedziemy poleżeć na plaży. 3 godzinki drogi w jedna stronę minęły w miarę szybko. Dojechaliśmy na 12. I tak jak w Poznaniu do samego Gorzowa padał deszcz i ciemno na zewnątrz, tak nad morzem full słońce, zero chmurki i taki przeskok ciśnienia, że bez zaaplikowania tabletki na ból głowy się nie obyło. Nie ważne, atmosfera cudowna. Rozłożyliśmy się i tak leżeliśmy sobie prawie 3 h wsłuchując się w wiatr i szum morza. Rewelacyjna terapia dla myśli i nie tylko. Polecam. W sumie zauważyłem, że nikt poza nami nie praktykował takiej terapii. 🙏🙏 później mieliśmy coś zjeść, ale ostatecznie zjedliśmy tylko fryty z jakiejś budy, a jedzonko już w domu. Musielibyśmy odbijać gdzieś do Szczecina na jedzenie, bo jak na moje to co może być za jedzonko teraz w tych budach nad morzem, skoro w sezon to chociaż jest ruch i jest jakaś rotacja tych produktów, a aktualnie dziennie sprzedają 10 dań, to tłumaczy wszystko się samo. I tak oto zleciał ten tydzień. Można śmiało powiedzieć, że marzec książkowy. Kiedyś się mówiło w marcu jak w garncu. Wszystkie pory roku w jednym miesiącu. Ten termin odszedł do lamusa, bo nie pamietam takiego marca dawno, że jednego dnia padał śnieg, deszcz, później wyszło słońce i znów to samo. Idę do roboty bo się zasiedziałem. 🙈 elooo

11.03

Tak jak już wcześniej pisałem, jest kilka rzeczy w mojej pracy, które naprawdę lubię i sprawiają mi dużą przyjemność. Wczoraj na przykład. Byłem w okolicach Piły i nagle sytuacja, że muszę się zatrzymać i zrobić coś w miarę pilnie do pracy. Oczywiście już trochę nauczony wiem, że jak ktoś mi mówi, że potrzebuje coś pilnie na już, a ja mam też same pilne sprawy do załatwienia, to najpierw robię swoje, później czyjeś 😊. Na początek zawsze szukam po drodze jakiegoś miejsca gdzie można przystanąć, załatwić tą pierwszą potrzebę fizjologiczną, złapać 3 głębokie oddechy świeżego powietrza i wtedy odpalić komputerek i coś zrobić. Wczoraj przystanek na ostoi pilskiej :). Tak naprawdę to normalny zjazd dla aut tylko tam dalej sam las.. jezioro.. uwielbiam 😉 W miarę ciepło, słoneczko, powietrze, ćwierkające ptaki, zamuliłem tu chyba z godzinkę. Nie szkodzi ;).

Niby cały czas słońce swieci, w miarę ciepło w nocy czasem -2 a tutaj jeziuro tak zamarznięte jak na sibirze.

Muszę przestawić zegarek w głowie, bo chodzę spać 21.30.. i wstaje o 5.30, trochę przeginka. Myśle, że chyba zacznę chodzić na siłownie od rana. Widziałem że niedaleko nas otworzyli siłownie i jest od 6 rano 😏🧐. Tylko z drugiej strony czy ja mam w sobie tyle samozaparcia, żeby chodzić na siłownie na 6 czy tam 7. Ciekawe. Jak nie spróbuje to się nie przekonam. Od poniedziałku treningi rano, zobaczymy 😆 elllo

9.03

Ciężko jest utrzymać poziom w pisaniu na bieżąco. Na razie jeszcze idę po omacku i tak naprawdę piszę jak mam wolną chwilę. Ostatnio tych chwil coraz mniej, ale muszę nadgonić trochę wpis do domu marzeń. Kilka spraw ruszyło i trzeba szczegółowo to opisać. Dzisiaj już wtorek, a ja chciałem wspomnieć o weekendzie, bo to była lekka przeginka z jedzonkiem, czy niezdrowym? Może trochę 😁. W piątek byliśmy na uro u znajomych, których nie widzieliśmy któryś rok, ale bardzo fajnie jest odświeżać takie kontakty, mimo że nie widzieliśmy się dość długo to od momentu wejścia do momentu wyjścia gadka się tak kleiła jak za starych dobrych szkolnych czasów :). Postanowienie na najbliższy czas? Odświeżyć kontakty, zacząć częściej spotykać się z ludźmi. Mam wrażenie, że ogólnie ludzie zaczynają bardzo mocno przyzwyczajać się do obecnej sytuacji, że im nic nie wolno i najzwyczajniej w świecie zaczynają to akceptować. Ja kompletnie tego nie łykam. Biorąc pod uwagę podatność ludzi na chłonięcie informacji, która płynie z tv, boję się pomyśleć co będzie za jakiś rok czy dwa. Czy nadal ten sam kotlet będzie podgrzewany tylko w innym sosie.. na początku mówili ile ludzi choruje. Później ilu choruje i ilu wyzdrowiało. Jeszcze później ile łóżek jest zajętych.. teraz ile ludzi zaszczepili.. ile szczepionek dojechało.. ile nie dojechało.. ile ludzi ma powikłania. Ja to pieprze ja to pier*ole. Nie mieliśmy w domu telewizji prawie 5 lat. Mamy telewizor, mamy konsole. Jak zaczęła się ta pandemia, stwierdziliśmy, że wykupimy przez neta jakieś kanały tv, żeby wiedzieć co się dzieje, bo w zasadzie odcięci od powiedzmy bieżących informacji, chociażby takich jak to, że godzina seniora, że maseczki, że hotele i fitnes zamknięte etc. I wiecie co? To była fatalna decyzja. Na początku mówię łoł, ale gnój, co to się dzieje. Nie powiem, bo przez pierwszy moment byłem delikatnie spanikowany i musiało upłynąć troszkę czasu zanim doszedłem do subiektywnego wniosku, że tak miało być i ktoś to sobie ładnie zaplanował. Depopulacja najwyższego sortu połączona z pomnażaniem majątków najbogatszych i dymanie tych najbiedniejszych. No cóż. Mija zaraz rok od momentu jak nas zamknęli i nawet nie chce mi się podsumować tych wszystkich absurdów i wałków, które wyszły w tym czasie i które ja, laik widzę gołym okiem, że wszyscy chcą nas na tej pandemii wydymać. Jeśli chodzi o tego wirusa, ok nie mówię, że go nie ma, ale pojawił się COVID i nagle nikt na nic innego nie choruje tylko na to, a ludzie to łykają jak pelikany wszystko. Temat rzeka. Aktualnie jest tak, że jak coś nie wypali to można śmiało zrzucić to na COVID i gra muzyka. Wszystko teraz załatwia się COVIDem. Co za bzdura. Można by tutaj pisać i pisać na ten temat, ale nie o tym miało być. Wróćmy do weekendu, piątek minął raz dwa. Zawinęliśmy mimo wszystko w miarę wcześnie do domu, żeby przygotować się na sobotę i niedzielę. Przygotować.. hehe.. znaczy się posprzątać chatę i zrobić zakupy, bo po kilku latach udało się dograć tak weekend, żeby nasze friendsy z rodzinnych stron przyjechali do nas na noc 😁. 9 lat w Pzn, a wydaję mi się, że palce u jednej ręki wystarczyłyby, żeby zliczyć ilość ich odwiedzin u nas 😁. Nie liczę odwrotnej sytuacji, bo co jesteśmy w rodzinnych stronach zawsze się widzimy.😊 Tak więc sobota, ja standardowo 5.50 pobudka, spać nie mogłem. N. wstała o 7. w sobotę, haha, to nie w jej stylu, no ale sytuacja wyjątkowa więc na luzie. Ogarnęliśmy się ładnie na czas. Wszystko przebiegło idealnie jak zaplanowaliśmy 😁, ale tak jak wspomniałem na samym początku, przegięliśmy z jedzeniem. W sobotę postanowiłem, że na obiad przygotuje wypasione burgery. Wyszły bardzo dobre. Zapodam zdjęcie.

Aż ślinka mi cieknie 😁.

Wszystko byłoby git, ale następnego dnia oni musieli jechać w miarę wcześnie. Ok, rozumiem tym bardziej, że sytuacja była wyjątkowa. Cieszymy się, że mimo wszystko wpadli na noc :). Oczywiście oglądaliśmy UFC i Janka jak pocisnął Adesanye. Legendary Polish Power górą 👌👌👌. Dobra, oni zawinęli na chatę, a nam zostało 60 % produktów, które miały posłużyć na drugą porcje na kolacje w sobotę, ale tak się najedliśmy, że wszystko zostało. No to co, przyszła niedziela i na obiad burgerki 😁😁. To i tak nic, zostało jeszcze tyle, że ostatecznie na kolacje też jedliśmy burgerki. 🙈🙈

Zapodaje z czym jedliśmy : 200 g mięsa z cheddarem w środku, duuużo rukoli, sos sriracha i mayo na dół, boczek, ogórek kiszony, podsmażona czerwona cebula w krążkach, trochę posiekanych papryczek jalaleno, na to wszystko 2 plasterki ciepłego cheddara, sos barbecue. Mniam mniam. I tak oto minął nam weekend pod znakiem spotkań i dobrego jedzonka 😊💕. Elooo

5.03

Wczorajszy dzień będę wspominał pewnie długo. Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak podjarałem jak wczoraj. Generalnie sam fakt, że pare dni temu przyszedł nam już kwit z enei, że jest zgoda na przyłącza prądu do działki mega mnie jara, ale to nic przy tym co wydarzyło się wczoraj. Umówiliśmy się z naszym architektem na działce. Miał dla nas przygotowane papiery, ponieważ pomaga nam też w składaniu wniosku o wydanie warunków zabudowy. Umówiliśmy się na 16.30. Spotkaliśmy się, rozmawiamy sobie o naszym przyszłym domku. Mega podoba mi się to w jaki sposób nasz architekt podchodzi do tematu projektowania i od tego może zacznę. Spotkaliśmy się już kilka razy. Pomijając profesjonalizm, który bije od W., na pierwszy rzut oka widać, że chłop liznął już trochę tematu i nie jest pierwszym lepszym żółtodziobem z łapanki, który chce tylko przytulić siano i zrobić coś na odpie*dol. Podróżuje po świecie, wiele zwiedza, ogląda, inspiruję się. Wie bardzo dużo, przede wszystkim potrafi przekazać tą wiedzę. Wykonał już z kumplami, bo razem prowadzą działalność dość sporo projektów i to takich, że szczękę zbieram do teraz. Na koniec zostawiam najlepsze, gość kocha to co robi i to widać, a do tego jest naszym znajomym 😊. Lepiej być nie może, nie będę narazie zdradzał nazwy firmy, bo nie wiem czy mogę 😁😁. Dobra wróćmy do tematu spotkania. Stoimy gadamy sobie dalej. Piździ jak w kieleckim. Rozmawiamy o tym co mniej więcej i gdzie. Jeszcze jedno co świadczy o jego podejściu do pracy. Nie mamy jeszcze warunków zabudowy, a on już ma w głowie wizję jak to by miało wyglądać i wstępnie już coś stworzył😳. Dochodzimy do tematu czasu w jakim możemy to zrobić, już coraz bardziej realnie. Oczywiście ja niby realista, wyliczyłem sobie, że jak na wiosnę 2023 tam zamieszkamy to będę najszczęśliwszym człowiekiem i wiecie co, to co powiedział W. sprawiło, że już nic do końca dnia nie było w stanie mi popsuć humoru i wprawiło mnie w stan takiej euforii i nie tylko mnie 😁. Powiedział, że jak będziemy szli z tematem w takim tempie jak idziemy to koniec tego roku dom już będzie stał, a na koniec przyszłego tam zamieszkamy. Ciężko opisać uczucie, które mi towarzyszyło. Patrzysz sobie na kawałek ziemi, który jest Twój, oczywiście w połowie 😂😂😂 i wiesz, że za rok będzie stał tu Twój dom na działce, którą kupiłeś z ukochaną za siano zarobione ciężką pracą, to aż łezka się w oku kręci i serce rośnie, że daliśmy radę. Jestem mega dumny z nas. Bejbuniu na pewno to czytasz. Kocham Cię najmocniej na świecie 😍❤️

3.03

Jestem jestem. Nigdzie się nie wybieram :). Trochę mnie nie było, ale to nie dlatego, że już mi się znudziło pisanie. Najzwyczajniej w świecie nie miałem czasu usiąść i coś napisać. Wczoraj wróciłem ze spotkania firmowego. Pierwsze spotkanie od ponad roku. Fajnie było zobaczyć mordeczki z pracy, z którymi na codzień rozmawiasz więcej niż z kimkolwiek innym przez telefon. Pojechaliśmy się miarę standardowo w Bory Tucholskie. Mimo, że do miejsca pobytu mam kawałek drogi, lubię tam jeździć. Obszar borów jest bardzo spokojny. Nie ma ludzi, cisza, spokój. Trafiliśmy do miejsca przystanek Tleń.

Przyznam szczerze, że to jedna z gorszych miejsc w jakich byliśmy. Oczywiście nie narzekam, bo dla mnie najważniejsze to było spotkać znajomków, pogadać, zjeść coś. Już kiedyś byliśmy tu w tleniu, ale chyba w Geovicie z tego co kojarzę, a właśnie tutaj przychodziliśmy jeść. Wydaje mi się, że przez tą pseudo pandemie sporo pozmieniało się nawet w takim tleniu. Zacznijmy od miejsca w którym spaliśmy. Przystanek Tleń – miejsce położone przy nodze jeziora Żur. Sam budynek pensjonatu, bo chyba hotel to to nie jest, wyglada jakby ruszył już go delikatnie ząb czasu. Wydaje mi się, że właścicielka dopiero przygotowuję się do zaczęcia pełnego sezonu z tego względu, że cały czas pracowało tam 2 panów, którzy kładli jakieś płytki coś. Fuszerka trochę, ale nie ja tu jestem fachowcem. Tak czy owak właścicielka przemiła i sympatyczna. Pokoje są tam w fajnym klimacie. Każdy pokój ma swoją nazwę. Z racji tego, że mamy COVID, przydzielili nas do pojedynczych pokoi. No gra muzyka. Ja dostałem pokój Alaska. Pokój zadbany, czysty, urządzony może nie do końca w moim stylu, ale naprawdę przytulnie. Wyjście na balkon z widokiem na jeziorko.. i ulice. To właśnie dla mnie największy błąd tej lokalizacji – droga przy samej ulicy. I to nie taka droga, gdzie przejeżdżają 4 samochody dziennie i 6 rowerów. Średnio co pół h przejeżdża ciężarówka wioząca 2 przyczepy pociętego na 3 m drzewa. Koła toczące się z górki o 6 % nachyleniu, samo to powoduje już duży hałas, nie wspomnę o hamowaniu przed mostem. To wydaje mi się najgorszym wspomnieniem związanym z tym miejscem. Co do samego pensjonatu – wymaga delikatnego remontu, co widać że się dzieje, bo jakiś 2 panów coś tam robiło. Jedzenie. Pamietam chyba 2 lata temu byliśmy w geovicie, o której wspominałem wcześniej i tam było dość kiepskie jedzenie i pamietam jak dziś, że jechaliśmy do aktualnego miejsca pobytu na jedzenie z racji menu, które oferował wtedy przystanek tlen. Minęły 2 lata i chyba coś się pozmieniało. Wydaję mi się, że to głównie przez pandemię. Sytuacja z jedzeniem wyglądała tak, że menu praktycznie było stałe i za bardzo nic nie można było wybrać. Wiec padła decyzja, że na kolacyjkę wjedzie Burger. Nie robiłem zdjęć, bo rozładował mi się telefon. Tak czy owak Burger oceniam na 5,8/10. Lubie dość mocno burgery i bułka która w niektórych miejscach jest jak styropian dla mnie niedopuszczalne. Już bym wolał świeżą kajzerkę z biedry niż tamtą bułkę. Rano śniadanko było bardzo dobre, ale nie ukrywajmy, podać niedobre śniadanie to sztuka. Śniadanie oceniam 8,5/10 wszystko dobre świeże 😊. Jeśli chodzi o obiad dnia następnego, tutaj już się muszę przyczepić. Była ryba i fryty. Nie przepadam jakoś specjalnie za rybami, jednakże zdaję sobie sprawę, że też je trzeba jeść. Nie wiem co to była za ryba, ale panierkę miała okrutnie odstającą od filetu. Zjadłem, bo byłem głodny. Nic więcej – 4/10. Muszę jednak pochwalić bardzo zupy, bo zarówno pierwszego dnia jak i drugiego, zupy bardzo mi podjechały. Pierwszego dnia grzybowa, drugiego dnia żurek – zupy treściwe, smaczne 😉 mniam. Ogólnie jedzenie bym dał 6/10.

Ogólnie pobyt był mega spoko, pogadaliśmy, najedliśmy się, omówiliśmy wiele spraw związanych z firmą. Generalnie było co robić i gadka się nie kończyła. Obczajcie bazę – 4 typów i każdy ma do powiedzenia bardzo dużo, a czasu bardzo mało 🤯😩😂

Niestety już po spotkaniu i trzeba zawijać na robotę. Piona

24-25.02

Krótka notka pogodowa. Dzisiaj 21 stopni. Słońce. Bezchmurne niebo. Ciśnienie w normie. Już jak tylko wstałem, a ostatnio wstaje wcześnie. Na przykład dziś wstałem o 5.20. Zrobiłem co miałem zrobić ogarnąłem się i o 7 już pojechałem do roboty. Zasada jest prosta, szybciej wyjadę, szybciej wrócę. I tak też się stało. 14.20 w domu. Hue hue. To było wczoraj 24.02 zacząłem pisać i nie skończyłem. Skończę dziś. A więc wróciłem jak najszybciej do chaty, żeby pośmigać sobie na rowerku. Wszedłem tylko do domu ogarnałem się, spakowałem co najważniejsze i poszedłem. Lubię jeździć sam. Zarzucam sobie wtedy muzyczkę na uszy i jadę przed siebie. Z reguły podążam w strony, gdzie jest las. Pojechałem najpierw do lasku Marcelińskiego. Tam oczywiście dramatiko, błoto takie, że musiałbym mieć elektryczny rower z oponami od jelcza, jakieś chlapacze i nogi ze stali, żeby pojeździć, o kombinezonie już nie wspomnę. Wróciłem cały upie*dolony, jak stół w TVN. 😂😂 Tak czy owak skręciłem tam małe kółko w lasku i znalazłem tam coś, co potwierdza tylko to, że musimy jechać na bushcrafta z chłopakami i zapolować na jakąś dziką zwierzynę, nocując w środku lasu 👌👌. Patrzcie to:

Było ich z 6. Chyba odnalazłem plemię BUT MANITU. Gdzie dowodzi wódz Tęgapała 🤣🤣. Tak serio, to bardzo konkretnie zrobione szałasy. Obczaiłem sobie jak to mniej więcej jest zrobione, w razie jakbym musiał kiedyś sobie radzić 😁 i pojechałem dalej. Stwierdziłem, że jadę do parku Sołackiego, ale tam też słabiutko. Płynie tam mała rzeczka, Bogdanka. Jechałem wzdłuż niej i wdychałem sobie świeże zapaszki jakiegoś ścieku tam płynącego. Nic tylko przystanąć na ławeczce i wziąć kilka głębokich haustów powietrza.. porażka. Nikogo wzdłuż tej rzeczki nie było, a kilometr wcześniej na Rusałce mnóstwo ludzi. Zrobiłem tam zawijkę i podobną trasą wróciłem do domu. Znów czas nie jest rewelacyjny, ale to się nie liczy. Liczy się fakt wyjścia z domu, okraczenia ramy roweru i pojechanie. To się liczy. Czasówki przyjdą, albo i nie. Nie zależy mi na tym, nie wybieram się na zawody.

Mam zamiar 3 razy w tygodniu chodzić na treningi i do tego minimum 2 razy w tygodniu rower albo bieganie. Do czerwca nie ma dużo czasu 🙈🤣. Dziś więc wypadała siłownia. Umówiłem się na wspólny trening z moim motywatorem siłowym, trenerem, przyjacielem D. I ch*j. Spotkaliśmy się na miejscu. Jechałem 45 minut w jedną stronę. I co się dowiedziałem na miejscu ? Mój multisport został zablokowany przez firmę. Tak mi powiedziała babeczka na infolinii. Z kolei u mnie firmie nikt nic nie wie 😂😂. Wkurwi*em się strasznie. Wróciłem oczywiście do domu i zrobiłem hardcorowy trening. Dyskotekowa pompa, bicek, klata i bareczki zrobione 😂🤣. Los chce ze mną grać w pokera 😤, ale ze mną nie ma szans. Zrobię formę i koniec ! Elo

22.02 urodziny miesiąca.

Wszystkiego najlepszego luty. Na początek dam jakiś raport pogodowy z wielkopolski. Dzisiaj znów bardzo ładny dzień. 14 stopni full słońce . Błękitne, przejrzyste niebo. Zachód słońca o 17.20. Wiatr umiarkowany, smog w ch*j. Ciśnienie w normie. Można żyć.

Czasem mam taką myśl, że jednak są rzeczy, za które lubię prace. Na przykład dziś. Pojechałem pod Poznań w sprawach związanych z pracą. I przechodząc obok piekarni, w której czasem bywam, stwierdziłem, że kupię sobie gotową kanapeczkę zrobioną przez sympatyczną Panią stojącą tam zawsze od kiedy sięgam pamięcią. Kanapeczka za 4 ziko z szyneczką, serkiem żółtym, ogórkiem i innymi dodatkami. Dodatkowo wziąłem sobie rogala z makiem, mniam mniam :). Postanowiłem, że na spokojnie zjem sobie na jakimś poboczu. Zatrzymałem się gdzieś pod Puszczykowem i zastałem oto taki widoczek.

Jak się zatrzymuje, żeby coś zjeść albo zrobić na szybko na kompie to z reguły, zwłaszcza w okresie bez śniegu i deszczu zatrzymuję się w lesie. Uwielbiam lasy. To już chyba po mamie odziedziczyłem to uwielbienie do zieleni, czy to las czy kwiaty, o zbieraniu grzybów już nie wspomnę 😍. Do tego uwielbiam słuchać jak ptaki śpiewają. 100 % pewności, że będąc już na swoim, w lesie pozawieszamy budki drewniane, które pozwolą się osiedlić nowym ptaszkom, które będą nam ćwierkały rano ;). Ostatnio jak byliśmy na spacerze przy działce, widzieliśmy dzięcioła jak napi**dalał banią w drzewo. Desperat. Ciekawe co mu się w życiu wydarzyło, że aż tak „głową w mur wali.” 🤣🤣 generalnie pierwszy raz doświadczyłem takiego odczucia. Stanęliśmy w miejscu, żeby zaobserwować tego desperata, może spróbować jakoś pomóc.. Autentycznie w promieniu 4 m od drzewa podczas uderzania czuć było wibracje. Masakra, taki mały ptaszek, a taki wariat. Idę w kime. 🖐

21.02

No i mamy chyba wiosnę. Przepiękna pogoda. 12 stopni i full słoneczko. Od razu inaczej funkcjonuje. Oczywiście nie wszystko jest tak piękne jak pogoda. Dziś już mamy niedzielę 😔. Jutro najgorszy dzień tygodnia, ale to jeszcze za chwilkę, jeszcze za moment. Piątek był bardzo aktywny. Zrobiliśmy sporo rzeczy. Rano pobudka, śniadanko wiadomo do pracy, aleee po pracy 🍾🍾🍾 umówiliśmy się całą ekipą u nas na kwadracie. Był wśród wszystkich pacjent, który miał przyjechać szybciej i pomóc w robieniu jedzenia. Ch*ja tam wcześniej przyjechał 🤣🤣. Tak czy owak od rana już humorek dopisuje, bo dawno się nie widzieliśmy. Na kolacyjkę do przegryzienia postanowiłem, że przygotuję pizzę. Oczywiście naturalną i zdrową, na mące ryżowej, jogurcie i jeszcze paru składnikach, o których nie mogę tutaj napisać. To mój przepis, sam metodą prób i błędów doszedłem do dość niezłej formy w ugniataniu 😁, wezmę go do grobu 😂. Pizza ostatecznie wyszła niezła, bo zniknęła w mgnieniu oka 😊. Szkoda, że czas w takich momentach tak szybko mija. Nim się obejrzeliśmy już była 2 w nocy i wszyscy zawinęli do siebie. Jestem pewny, że jak już wybudujemy dom to będzie otwarty dla naszych przyjaciół cały czas i będziemy organizować imprezki, posiadówki co weekend. Nie mogę się doczekać. I tak minął raz dwa piątek i mamy sobotę. Umówiłem się z jednym uczestnikiem piątkowej libacji alkoholowej na trening. Wyszło jak wyszło 🤣🤣. Wstałem o 8.30 usiadłem w salonie poogarniałem trochę syf z wczoraj i siedzę, myślę co dalej. N. się budzi, plan na dzień już jest gotowy. Jedziemy na działkę powbijać te kołeczki, żeby nakreślić kształt działki, ale najpierw śniadanko. Myślimy co zjeść i nagle bingo! Jemy pizzę, zostało trochę składników z wczoraj, wystarczy. Przez chwilę tylko zastanawialiśmy się czy wypada jeść na śniadanie. Oczywiście, że tak. Na szybko ugniotłem ciasto, bo dobrze ugniatam 😁. I oto efekt :

Nie ma to jak zjeść pizzę 30 cm na śniadanko, kiedy dzień wcześniej też się jadło 🤣👌. Pojechaliśmy na działkę, powbijaliśmy te kołeczki, ale takie błoto, że buty po kostki brudne. Stwierdziliśmy, że idziemy zobaczyć w linii prostej od działki do jeziora jak to tam wyglada z zejściem, później jakiś spacerek. Znaleźliśmy coś takiego 😍😍

Tutaj, mimo że nie jest to nasz teren, powstanie prowizoryczny pomost. Wiem od lokalnych ludzi, że nie ma problemu ze zrobieniem czegoś takiego. Warunek jest jeden. Musi być to do użytku wszystkich ludzi. No przeżyje. Zrobię tak, żeby za dużo ludzi tutaj nie było 🤣😁. Od działki do tego miejsca mamy około 200 m. Lepiej być nie może 😁. Jestem podjarany, bo tylko w snach marzyłem o takiej działce w takim miejscu. I tak na szybko minęła sobota, a dziś już niedziela. Oficjalnie rozpocząłem dzisiaj sezon rowerowy. Musiałem napełnić powietrzem oponki, bo od zimowego postoju zeszło. Wyskoczyłem na rowerek z zamiarem zrobienia 10 km rozruchu, oczywiście w lesie, ale tam błotko. Ostatecznie złapałem wiatr w żagle i

Może i czas bez szału, ale w terenie nie jest kolorowo no i 25 km to 25 km.

Jestem zadowolony ze swoich ostatnich postępów, jeśli chodzi o formę, ale muszę robić więcej kardio. Do czerwca niedaleko, a brzuch trzeba zgubić. Jeszcze chwile. Jeszcze trochę i uwolnię się z otyłości do końca. Wtedy zacznę opisywać swoją metamorfozę. Od grubaska do normalności. I to na tyle. Teraz relax. Piona wariaty

18.02

Wczoraj regeneracja, żadnych siłowni, ekstremalnych wysiłków na pulsie przedzawałowym ani innych. Pomijam fakt, że wczoraj dzień wyglądał tak jakby ponury żniwiarz przyszedł zabrał słońce, odkręcił kran z deszczem i ścisnął balona powodując ciśnienie jak w bańce. Samopoczucie, zadowolenie, szczęście, chęć do rozmowy z innymi, radość z życia na poziomie 0. Mimo swojego zawodu gaduły w takie dni jak wczoraj, pewnie dziś i przez następnych kilka dni jestem kompletnie aspołeczny. Blue thursday kurka wodna. Tak czy owak wracając do wczorajszego dnia. Wróciłem z N. z roboty i tak sobie wracałem i myśle, że jedynym moim celem po powrocie do chaty jest rzucenie się na łóżko robiąc przy tym podwójnego backflipa od razu ściągając ciuszki i pod kołderkę, wyciągnąć nogi, zamknąć oczy, wziąć 13 głębokich oddechów i najzwyczajniej w świecie, uciąć sobie drzemkę. Niestety, marzenie i chęć spędzenia chwilki w łóżeczku odeszły w niepamięć. Zapomniałem, że przecież na środę byliśmy umówieni do naszych friendsów na sushi. Nie nie, nie na takie sushi, że Pan przywiezie z rachunkiem 350 zł czarnym volkswagenem upem, następnie przynosząc ów przepyszne danko pod same drzwi, przekażesz mu 350 zł plus 15 zł tipa i dziękuje 4 stówki pękły. My jesteśmy majstry, my się roboty nie boimy. Rachunek wiec prosty i nie raz już przerabiany. Kupujemy wszystko i kręcimy sami. Kręcimy napisałem? Yyyy znaczy ja kręcę wszyscy patrzą 😤😂😂. Tak czy owak. Zrobiliśmy zakupów za około 130 myśle 150 zł i nakręciliśmy tyle rolek i to nie jakiś lichawych z jednym czy dwoma składnikami, ogień taki, że nie szło zakręcić 😂😂 daje foto.

Robię zdjęcia, dokumentuje, bo może kiedyś jak znudzi mi się na maksa handel i będę miał $ to otworze jakaś małą szopę z sushi. Jeszcze nie teraz, chociaż muszę przyznać, że ryż wychodzi mi jak jakiemuś masterowi sushi. Ogólnie wśród opinii naszych znajomych, którzy jedzą sushi w lokalach itp., twierdzą, że moje sushi jest naprawdę na niezłym poziomie. Mega się cieszę. No i tyle. Trzeba się ogarniać i iść na robotę, samo się nie zrobi 🙂

17.02

Dobra. To może trochę opisze weekend, bo w sumie się trochę działo. Tak wiec jak wspominałem wcześniej, zgadałem się z M., że jedziemy robić tlen w góry. Tak naprawdę, to nie przyłożyłem ręki do organizowania tego wyjazdu, aż mi trochę głupio. Tak czy owak ufam organizatorowi na tyle, że w ciemno poszedłem w opcje, którą wybrał. I jak zawsze mój instynkt nie zawiódł. Pojechaliśmy pod czeska granice do Zajazdu na jedna noc. Taki tam spontan. Przyznam szczerze, że to była jedna z lepszych decyzji podjętych szybko. Wyjechaliśmy około 6 rano. Jadąc, tylko słyszeliśmy tu i tam, że zakopianka stoi jak zaczarowana. Z Krakowa do zakopca 6 h jazdy. My w 6 h jazdy to w tą i nazat byśmy dojechali.. U nas droga bez ani jednego korka. Po drodze przed Kłodzkiem się zatrzymaliśmy na jakieś zakupy. Trzeba kupić w góry jakieś węglowodany w postaci batonów 😭 oczywiście do tego coś z wysoką zawartością białka. Szybkie zakupy, bo już trochę ssie i nagle podchodzi do nas jakaś kobitka, w sumie nie wiem czy nie była młodsza od nas 🙈 nie ważne i pyta czy byśmy jej i jej 2 ziomeczków nie podrzucili do Kłodzka. Z racji tego, że jestem nie tylko ciekawski, jak już kiedyś wspominałem, lubię pomagać i uważam, że trzeba nakarmić swoją karmę. Na szczęście nie tylko ja mam takie podejście, mój pesenger obok wychodzi z podobnego założenia. Wiec odpowiedz szybka, oczywiście pozytywna. Załadowaliśmy się do bryki, podrzuciliśmy ich tam z 10 kilometrów. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że w kłodzku kiedyś była potężna powódź, zalało pół miasta i takie tam opowieści dziwnej treści ;). Najlepsza i tak była opowieść o ostatniej wyprawie na narty tejże damy. Ugościła nas opowieścią o spadającym śniegu z żółtym piaskiem pustyni. Ok, to gdzieś słyszałem. Nie wiem co w tym prawdy, ale osobiście myśle, że jest to możliwe, ale . No właśnie jest jedno ale. Ów dziewczę, zdradziło nam, że ten piasek w tych chmurach i na śniegu to nie jest przypadek, a celowy zabieg tamtejszych władz 😂😂. Nie potrafię wytłumaczyć na czym miałoby to polegać. Tak czy owak popuściła wodzę fantazji. Tak wiec dotarliśmy na miejsce. Od razu przebieranko, fura zaparkowana. Właśnie. Ogólnie zauważyłem, że jak jest zima i duży śnieg, sam zacząłem w niektórych momentach jeździć jak pi*da. Boje się, że nie wyjadę, że mnie zasypie. Chyba już jakaś nerwica albo coś. Nieważne. Lecimy w górę.

Tak to mniej więcej wyglądało. Pogoda świetna. Doszliśmy do schroniska pod Śnieżnikiem. Oczywiście tam na miejscu, wszystko i każdy objęty reżimem sanitarnym najwyższego poziomu, o którym nie będę wspominał 🙈😂🤯. Pierwszego dnia padał śnieg, cały czas. Widoczność na 50 m, ale to ma mega urok. Na górze oczywiście wypite piwko😁. Łącznie trasa miała z 12 km. Zrobiliśmy ją w tę i nazat w jakieś 4.30 h, gdzie mapy pokazywały w jedna stronę około 3 h drogi. Górka spokojna, z umiarkowanym wzniesieniem do zniesienia 😁 myślę, że spokojnie każdy pod nią podejdzie, na luziku. Ogólnie mega sprawa, bo wiara tam narty w plecak albo na nogi i pod górkę, a później z górki ogień 👌👌

Następnego dnia znów -15, ale tym razem przepiękne słońce i skrzypiący pod stopami śnieg. Rewelacja. Zjedliśmy śniadanko, pojechaliśmy koło Międzylesia na zaporę i jakaś małą górkę obok i o 11 wyjazd do chaty, bo przecież Walentynki. O 15 kulturalnie w domku z kwiatkami dla ukochanej i z niespodzianka od niej dla mnie, ale o tym już nic nie napisze, bo po co 😊

Dziś już 17.02 jak ten czas leci. Nie zdążyłem opisać weekendu a tu już środa, dzień …. 🤣