I tak oto po ciężkim tygodniu pracy, aktywności fizycznej, przyszedł czas, który zaczyna się w piątek o 15 i kończy w niedziele o 21.30, jak już zaczynasz myśleć o pracy i planować sobie ruchy na cały tydzień. To magiczny czas, za każdym razem. W poniedziałek zaczynając tydzień modlę się aby on nadszedł. Zawsze przychodzi, wyjątkowy, za każdym razem inny, pełen wrażeń, niezapomnianych chwil, nowych doznań, euforii, apogeum zadowolenia i wiele innych. Jest tylko jeden problem. Kiedy mija w piątek godzina 15.01 kiedy już czysto praktycznie zapominam o robocie, ja to tam pikuś. N. jest tak uczciwa, że nawet na HO pracuje do 15.00 🤣🤣🤣, nie ważne, wracając do problemu. Mija 15, mrugam oczami 3 razy, przekręcam się wokół siebie, jem coś i jest niedziela 21.30 i już panikuje. Czas to tak dziwne coś, że koniec. Inaczej odczuwamy 1 min gdy czekamy na przystanku autobusowym w -10 stopniowy mróz, inaczej gdy gotujemy jajka, jeszcze inaczej jak robimy minutowa przerwę po ciężkiej serii na siłowni i zupełnie inaczej jak ukochana Cię myzia po pleckach, rączkach i masz czas ograniczony do 5 min, odliczany zegarkiem. Wtedy je*ane 5 minut trwa jak 30 sekund. Wkurza mnie czasem 🎶zegarmistrz świata purpurowy🎶.
Nutka na dziś : https://m.youtube.com/watch?v=dM97Z5hBfWo